No i mamy kolejny rozdział!
Zapraszam!
*
„Kocham
ludzkość, ale dziwię się sobie: im bardziej kocham ludzkość, tym mniej kocham
ludzi, to znaczy każdego człowieka z osobna. W marzeniach dochodziłem nieraz do
dziwnych pomysłów, chciałem służyć ludzkości i może istotnie dałbym się
ukrzyżować za ludzi, gdyby zaszła potrzeba, a mimo to dwóch dni nie potrafię
przeżyć z kimkolwiek w jednym pokoju, wiem to z doświadczenia. Niech się kto
zbliży do mnie, a już osobowość jego przygnębia moją ambicję i krępuje moją
swobodę. Przez jedną dobę mogę znienawidzić najzacniejszego człowieka: tego za
to, że za długo trawi czas przy obiedzie, drugiego za to, że ma katar i ciągle
wyciera nos. Staję się wrogiem ludzi, ledwo się do mnie zbliżają. I zawsze tak
się jakoś zdarzało, że im bardziej nienawidziłem poszczególnych ludzi, tym
goręcej kochałem całą ludzkość.”
Fiodor
Dostojewski
*
Kolejne lądowanie było równie
twarde co pierwsze, ale tym razem w pionie utrzymała ją silna dłoń Nihata. Mei
miała ochotę zwymiotować, bolał ją żołądek, oczy miała wypełnione łzami.
Chciała się wyrwać z silnego uścisku, szarpnęła się, ale mężczyzna i taką ją
przytrzymał.
- Spokojnie – powiedział cicho.
– Wszystko będzie dobrze, Mała…
Jej oczy otworzyły się szerzej,
gdy przyjrzała się Nihatowi. Zewsząd napłynęły do niej myśli, każda jedna,
nawet te, których do tej pory nigdy nie słyszała. Obrzydliwe myśli Takako,
wstrętne, sprawiające, że było jej niedobrze. Szalone, dzikie fantazje
Hikariego, jego żądza władzy nad wszystkimi oraz przeogromna, przerażająca
żądza niszczenia, niemal tak silna, jak nienawiść buzująca w mężczyźnie.
Chłodna i spokojna analiza Asuki, a także przerażone, niepewne myśli Araty,
jego zwątpienie w słuszność celu, jaki wyznaczył im ich przywódca. Jego strach,
wywołany tym, co przed chwilą ujrzał. Strach przed tym, co jeszcze może się
wydarzyć…
Ale najcudowniejsze z tego
wszystkiego były myśli brata, fakt, że znów go słyszała, że znów byli połączeni.
Poczuła się bezpiecznie jak nigdy, ale jednocześnie nic nie rozumiała, bo
wrażeń i bodźców było tak dużo… Rozpacz wszystkich dookoła wręcz ją zalewała,
dławiła ją, nie pozwalała jasno myśleć.
I wtedy, wśród tych zawodzeń,
usłyszała ten głos:
Halo, halo, czy
mnie słychać…?! Jeśli tak, to niech któreś was da cholerny znak, że nie gadam w
myślach do samego siebie…!!!
Szybko spojrzała ku Shanowi i
złapała z nim kontakt wzrokowy. Przyjaciel uśmiechnął się bezczelnie, trzymał
Junichiego, jego Mangekyo Sharingan jarzył się złośliwie. Widząc to psotne
spojrzenie poczuła napływ złości i niewysłowionej ulgi tak silnej, że miała
ochotę złamać mu nos i patrzeć, jak krwawi, jednak te uczucia stłumił zdrowy rozsądek
brata. Mintao chciał najpierw ustalić, co się dzieje i jak najwięcej się
dowiedzieć, był przeciwny pochopnemu działaniu.
Nic jeszcze nie
róbcie –
ostrzegł ich Shan w myślach. – Mamy
przewagę tylko wtedy, kiedy sądzą, że jesteście zablokowani.
Jak cię dorwę w
swoje ręce, to przysięgam, że cię zamorduję, Shan! – odpowiedziała, na co przyjaciel
zaśmiał się w duchu i zaczął im w telegraficznym skrócie przesyłać wszystkie
informacje o ostatnich wydarzeniach. Nie mogła uwierzyć, że nabrał nawet ją.
Nie mogła uwierzyć, że w ogóle zrobił coś takiego! Od kiedy do cholery to wszystko planował?! Od
jak dawna to planował?!
I najważniejsze, kiedy w końcu
będzie mogła go dorwać i rozszarpać na strzępy?!
Wyglądało na to, że tylko ich
trójka była świadoma zmiany sytuacji. Zorientowała się, że to nie Niht, a klon
Shana dalej wykręca jej rękę, czego wcześniej zupełnie nie mogła wyczuć.
Przyjaciel poluzował nieco uścisk, by było jej wygodnie i by w każdej chwili
mogła się uwolnić. Świadomość, że za plecami ma Shana, dodawała jej odwagi. Świadomość,
że to dalej był jej najlepszy przyjaciel, taki, jakim go znała, wycisnęła z jej
oczu kolejne łzy. Była tak przerażona wszystkim dookoła, że praktycznie
uwierzyła w teatrzyk Uchihy, tym bardziej, że nigdy nie było wiadomo, co temu
wariatowi strzeli do jego pustego łba.
Mei rozejrzała się dookoła.
Stali na jakimś wysokim zboczu, na dole ocean rozbijał się o skały, wydając
przy tym charakterystyczny dźwięk. Pachniało morską bryzą i lasem. Byli na
pięknej łące, wokół nich pod wpływem wiatru falowała wysoka, soczyście zielona
trawa. Dalej były drzewa, a całość wyglądała dziko, jakby nikt tu nie mieszkał,
jakby nie żył tu żaden człowiek. Niebo nad ich głowami było uderzająco
niebieskie, chociaż powoli zbierały się nad nimi chmury.
- Witajcie! – przemówił Hikari,
spoglądając na nich wszystkich. Ona, brat, Maya, Oksu, Lala i Faraon stali
zbici w ciasną grupkę, niemal się do siebie tuląc, zaś ci z Cho-No-Ryoku-Sha
stali dookoła nich, odcinając drogę jakiejkolwiek ucieczki. Klon Shana puścił
ją i cofnął się, stając w szeregu obok swojego oryginału. Wciąż wyciągał przed
siebie jedną dłoń, udając, że Nihat dalej trzyma ich w ryzach. Nikt z
przeciwników nie zdawał sobie sprawy, że Nihata nie ma wśród nich, że każde
może już w pełni władać swoją mocą. Ignorowali shinobi i ich jutsu, zignorowali
fakt, że podstawą bycia ninja jest umiejętność przechytrzenia przeciwnika,
umiejętność zakamuflowania swojej techniki, przez co nabrali się na głupie
Henge niczym genini.
- Witajcie w waszym nowym domu!
– kontynuował Hikari. Za jego spokojną, dobrotliwą postawą, za miłą,
uśmiechniętą, piękną twarzą kryła się wstrętna, obrzydliwa dusza. Mężczyzna
ział nienawiścią do świata i do samego siebie. Pragnął władzy absolutnej,
pragnął rzeszy wyznawców, a nie przyjaciół czy towarzyszy. Zazdrościł
przywódcom wiosek ich władzy, ale zupełnie nie rozumiał, dlaczego tę władzę
posiadają, dlaczego ludzie chcą za nimi podążać, dlaczego na nich polegają.
Zazdrościł Hokage, zupełnie nie rozumiejąc, kim jest jej ojciec. Pragnął
zniszczyć obecny porządek i wprowadzić własny, gdzie będzie miał rzeszę
wyznawców niczym jakiś bóg. – Nie ma już Konohy, nie macie do czego wracać,
nadszedł czas nowego początku! Niebawem nie będzie też innych Ukrytych Wiosek!
Nie będzie już strachu i potrzeby ukrywania się! Wspólnie zbudujemy nowy świat!
Tu, w tym miejscu, narodzi się dla was nowy dom, gdzie nikt nie będzie wam już
rozkazywał, gdzie nikt was nie wykluczy. Nowy świat, który będzie tylko nasz, który
sami stworzymy od początku, który sami dla siebie zbudujemy!
- Wymordowałeś wszystkich tylko
po to, żeby… żeby co?! Żeby ogłosić się panem nowego świata?! – wybuchła Mei,
nie mogąc się powstrzymać. Shan w myślach westchnął głośno, bo psuła jego
idealny plan działania z ukrycia, ale nie po to Mei nosiła nazwisko Uzumaki, by
chować głowę w piasek! – Jesteś chory, powinieneś się leczyć, człowieku!
Myślisz, że któreś z nas ucieszy się z tego, że wymordowałeś naszych bliskich?!
Że będziemy słuchać takiego wariata?!
- Zamknij się, głupia suko! –
zawołała Asuka, a Mei pomyślała, że w sumie to jej pierwszej ukręci łeb. – Jak
ty się odzywasz do mistrza?! Powinnaś się cieszyć, że cię oszczędził, głupia!
Moc Mei zawrzała jej w żyłach,
a strach odszedł w niepamięć.
- Już ja cię kurwa oszczędzę –
odparła lodowatym tonem.
*
Jej powieki zadrżały, a potem z
trudem otworzyła oczy. Leżała na plecach, na jakimś skrzypiącym łóżku, patrzyła
na drewniany, obcy jej sufit. Przez chwilę nie wiedziała, gdzie jest ani co się
dzieje. Wszystko ją bolało, czuła się słaba, zdezorientowana… Poruszyła się, a
wtedy usłyszała znajomy głos:
- Nie wstawaj, straciłaś sporo
krwi.
Przekręciła głowę w bok. Na
krześle obok jej łóżka siedział Shimamura… nie, pomyliła się. To był klon
Shimamury.
Nic nie rozumiała, nie miała
pojęcia, gdzie jest i co tu robi. Stara chata, w której się znajdowali,
pachniała kurzem i wilgotnym drewnem. Okna były zabite deskami, na stole paliły
się świece, dające ciepłe, pomarańczowe światło. Nie znała tego miejsca.
- Co się stało?! – zapytała,
gwałtownie siadając, a potem jęknęła, łapiąc się za klatkę piersiową. Ból, jaki
ją przeszył, może nie był nie do wytrzymania, ale też nie był lekki.
Wspomnienia wróciły do jej głowy, jej serce zabiło szybciej. Ostatnie, co
pamiętała, to Shan i jego Mangekyo Sharingan.
Sharona poczuła, jak Shimamura delikatnie
dotyka jej ramion. Przytuliła go na chwilę, wdzięczna za tę obecność. Gdzieś na
krańcach umysłu wciąż czuła strach, którego nie umiała się pozbyć. Klon
Shimamury odwzajemnił jej uścisk i przez chwilę trwali tak, przytuleni do
siebie.
- Co się stało, nic nie
rozumiem? – zapytała w końcu, dotykając miejsca, w które brat wbił należącą do
niej katanę. Pamiętała to aż nazbyt wyraźnie; spojrzenie Shana było śmiertelnie
poważne, a brat był zupełnie nieludzki, jakby nie był sobą. – Gdzie jest twoje
prawdziwe ciało?
- W Konosze – odrzekł klon. –
Shar, połóż się, jesteś osłabiona – dodał z troską, ale ona potrząsnęła głową.
Chciała najpierw dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Poza tym
nienawidziła, jak ktoś traktował ją jak słabe dziecko, była kapitanem oddziału
ANBU, była silna i bezwzględna.
- Przestań to powtarzać –
warknęła. – Co się stało? Gdzie jest Shan? Dlaczego tu jestem?
- Shan potrzebował dowodu, że
popiera Cho-No-Ryoku-Sha, ale żaden z nas nie spodziewał się, że nawiniesz się
akurat ty – odpowiedział Shimamura. – Plan był taki, żeby porwać przypadkową
osobę z wioski. Wiesz, „niewinnego” do zamordowania, ale tamci zorientowali
się, że śledziłaś brata. Wybór padł na ciebie, nie mieliśmy jak tego odkręcić.
- My?
- Ja, Nihat i Shan – odrzekł
Shimamura. – Byłem na tej polanie, Nihat ukrył mnie przed wzrokiem wszystkich.
Po tym, jak Shan cię dźgnął, Nihat najszybciej jak było to możliwe wciągnął cię
pod moją tarczę, a ja zaraz przystąpiłem do leczenia. Straciłaś trochę więcej
krwi, niż planowaliśmy, na szczęście nic ci się nie stało. Rana jeszcze trochę
boli, ale nie zagraża życiu. Może nie jestem wybitnym medykiem jak twoja matka,
ale dałem radę ją zasklepić, a sam cios był zaplanowany i idealnie przez Shana
wymierzony. Miał jedynie wyglądać na śmiertelny. Twój brat spisał się
doskonale, nie przypuszczałem, że może być tak… tak twardy i opanowany. Tym bardziej,
że wciągnięcie go do mojego planu było nagłe i wynikło z okoliczności.
Przez chwilę milczała, trawiąc
te informacje. Shan przebił ją mieczem bez żadnego zawahania; w tamtym momencie
naprawdę uwierzyła w całe to kłamstwo. W oczach brata nie dostrzegała choćby
krzty litości czy uczucia. Patrzył na nią jakby była obca, jakby nie była jego
siostrą…
- Plan się powiódł? – zapytała
rzeczowo. Sama dla powodzenia misji robiła różne rzeczy, nie przypuszczała
jednak, że Shan byłby zdolny do czegoś takiego… Nie doceniała własnego brata.
Shimamura skinął głową.
- Tak. Shan zyskał zaufanie
wroga, w końcu na ich oczach zabił siostrę.
- Ty, Nihat i Shan. Dlaczego
Nihat? – zapytała. Dalej niewiele rozumiała z tego, co przyjaciel mówił. Jedyną
jasną rzeczą było, że Shan i Shimamura usiłowali zinfiltrować szeregi wroga,
zapewne bez wiedzy Hokage. Co z nimi robił psychotronik, który dopiero co
zdradził Konohę?
- Nihat współpracuje ze mną od
lat, to mój wspólnik. Zapewne znasz go pod pseudonimem Cash – odpowiedział
blondyn. Wyprostowała się i spojrzała na niego zdumiona. Oczywiście, że znała
tę ksywkę. Ten cały Cash pomógł Lordowi Hokage i jej ojcu pozbyć się Hiroetsu.
Podobno był szpiegiem idealnym i podobno nie żył!
- Jak oszukałeś Mei i Mintao? –
zapytała zdumiona, ale zaraz sama sobie odpowiedziała na pytanie: – Nihat
zablokował twoje myśli! Ale jak je sfabrykowaliście? Bliźniaki zapewniły Lorda
Hokage, że Cash zginął! Wyczytali to z twoich myśli!
Shimamura odetchnął i usiadł
wygodniej w krześle.
- To, co widziały bliźniaki,
było po części prawdziwymi wspomnieniami. Nihat walczył z Cho-No-Ryoku-Sha, na
samym początku, kiedy go odkryli. Ale go nie zabili, darowali mu życie w zamian
za przyłączenie się do nich. Przekonanie ich, że wierzy w ich ideały było dla
Nihata pestką. O mnie nawet nie mieli pojęcia, nie znali drugiej tożsamości
chłopaka. Informacja o jego śmierci była wyobrażeniami. Nie wiem, jak Nihat to
robi, ale on jakby potrafi zamknąć poszczególne myśli… wyobrażenia czy fantazje…
w swojej barierze. Takiej bańce wspomnień i myśli. To właśnie takie, jak to
ujęłaś, sfabrykowane wspomnienia pokazaliśmy bliźniakom. Moc danego
psychotronika zależy od ograniczeń… jego samego. Jego kreatywności, jego
pomysłów. Nihat, pomagając mi, miał wiele okazji, by gimnastykować swoją moc,
by ją poznać, przekształcać, kombinować. Nigdy nie był shinobi, kiedy go
spotkałem, był dzieciakiem, nie znał żadnych jutsu. Nauczyłem go walczyć, ale
całej reszty nauczył się sam. W Konosze w szkole nazywaliby go geniuszem.
Pokiwała głową. Wszystko powoli
zaczynało się układać w logiczną całość.
- Jest lepszy od Junichiego –
mruknęła Sharona, na co klon Shimamury pokręcił głową.
- Junichi jeszcze nie zna
swoich możliwości. Jest teraz najbardziej kreatywny, to prawda, ale jeszcze nie
umie z premedytacją posługiwać się swoją mocą. Kiedy przyjdzie ten czas, może
stracić swoją dziecięcą kreatywność, albo wręcz przeciwnie, ten czas nie
przeminie i dalej będzie umiał robić ze swoją mocą wszystko, czego tylko
zechce. Wszystko siedzi tutaj. – Shimamura postukał się w skroń, uśmiechając
lekko, a ona odwzajemniła ten uśmiech. Chyba rozumiała, co chce powiedzieć.
- Jak Shan znalazł się w tym
szalonym planie? – zapytała.
- Potrzebowaliśmy dodatkowego
wsparcia – odparł mężczyzna. – Okazja nadarzyła się sama. Shan wpadł w oko
Asuce, chciała go zwerbować, zaproponowała to Hikariemu. Założenie nowego
świata, który chce stworzyć Hikari jest takie, że ktoś musi ten świat zbudować,
dlatego łączy psychotroników w pary. Asuka wymyśliła sobie, że będzie ten świat
budować z Shanem. Nihat ujawnił się przed twoim bratem i opowiedział mu, o co
chodzi. Oficjalnie, przekazał mu propozycję Asuki. Nieoficjalnie, opowiedział
mu wszystko, co wiedzieliśmy i wciągnął go do naszego planu.
- Dlaczego nie poszedłeś z tym
od razu do Lorda Hokage? – zapytała zdumiona Sharona. – Dlaczego zrobiliście to
wszystko w tak zamotany sposób?
- Bo na szali wisi życie
wszystkich mieszkańców Konohy, dlatego – odpowiedział Shimamura. – Lord Hokage,
wiedząc o zagrożeniu, nie stałby z założonymi rękami i mu się nie przyglądał. A
my nie znaliśmy sposobu, aby powstrzymać Hikariego. Jego moc jest potężniejsza
od mocy Nihata. Junichi kruszy tarcze Nihata, zaś Hikari potrafi je przepalać,
jego moc dosłownie prześwituje przez jego tarcze. Widząc Wioskę w zagrożeniu,
Lord Hokage usiłowałby to zagrożenie zatrzymać za wszelką cenę. Ujawnienie
zniweczyłoby cały plan. Skończyłoby się to katastrofą, dlatego trzeba było
dokonać wszystkiego w kontrolowanych warunkach. Jeden błąd i z Konohy zostałyby
zgliszcza.
- Co masz na myśli? – zapytała
ze zgrozą Sharona.
Shimamura chciał odpowiedzieć, już
otwierał usta, ale w tym samym momencie okolicą wstrząsnął potężny huk, a
wszystko dookoła zadygotało. Z desek na suficie posypał się kurz, ogniki
stojących na stole świec zamigotały, szyby w oknach zadzwoniły o siebie. Miała
wrażenie, jakby zatrzęsła się nie tylko ta opuszczona chata, ale cała okolica.
- Co to, do cholery?! –
wrzasnęła, ale klon Shimamury nie odpowiedział, tylko zniknął w kłębach białego
dymu.
*
Shan miał nadzieję, że Mei
niczego nie schrzani. Ufał przyjaciółce, Mei była rozsądna, ale miała charakterek jak jej tata, a Hokage nie
należał do cierpliwych osób. A plan Nihata zakładał, że pannie Uzumaki nic się nie
stanie. Shan wolał tego dopilnować, inaczej Nihat urwałby mu coś więcej, niż
tylko głowę. Obiecał, że Mei będzie bezpieczna. Świat miał się walić, ale Mei
miała być cała i zdrowa.
Shan westchnął, biorąc małego,
wciąż nieprzytomnego Junichiego pod pachę. Nie znosił zakochanych ludzi, bo
byli irytujący…
Przyjaciółka rzuciła mu
pobłażliwe spojrzenie. Dostrzegł rumieniec na jej policzku i uśmiechnął się
półgębkiem.
Może skupmy się
na twoim planie, Shan
– zaproponował Mintao, czemu towarzyszyło lekki ukłucie bólu. Zawsze, gdy
gadali do jego myśli, to głowa go bolała. Nie lubił tego, ale w tym momencie to
była jedyna możliwość komunikacji.
Czym prędzej opowiedział im, co
ma na myśli. Porozumiewanie się w ten sposób miało też plusy – trwało o wiele
krócej, bo mógł przekazywać nie tylko słowa, ale i obrazy.
Mei odwracała uwagę
przeciwników.
- Jesteś szaleńcem i powinieneś
się leczyć! – darła się dziewczyna wprost do Hikariego. Shan był zdumiony, że
jeszcze nie zaatakowała przywódcy Cho-No-Ryoku-Sha. Kosztowało ją to pewnie
całą dostępną samokontrolę. – Tylko wariat robi takie rzeczy!
- Jeszcze nie rozumiesz
wspaniałości mojego planu, drogie dziecko – odrzekł Hikari, uśmiechając się
lekko. Mówił z łagodnością dobrego wujka, ale Shan wiedział, że to tylko
pozory. Mintao przekazywał reszcie ekipy szczegóły planu. Shan patrzył, jak
kolejne osoby z Nowej Generacji krzywią się lekko z bólu, a potem zdumione
spoglądają to na niego, to na bliźniaki. Zaczęła rodzić się wśród nich
nadzieja; Maya ocierała łzy z twarzy, w jej oczach błysnęła determinacja. Lala
rozglądała się dookoła, jakby właśnie zdała sobie sprawę, że otaczają ją liczne
rośliny; Oksu palcami dotknęła sakiewki przy swoim boku, gdzie miała sprzęt
przekształcony z kul po Hiroetsu; Faraon zerknął w górę, nad zbierające się nad
ich głowami chmury – gdy przemknął przez nie fioletowy grzmot, chłopak
uśmiechnął się lekko.
Nie byli już bezbronni, wszyscy
mieli swoje moce. Shan uśmiechnął się do siebie, zadowolony. Nadszedł czas, aby
odpłacić wrogom za podniesienie ręki na Konohę.
- Teraz wydaje wam się, że przeżyliście
tragedię – Gadał dalej Hikari, a pozostali Cho-No-Ryoku-Sha milczeli, gotowi do
walki. Jeszcze nie zdawali sobie sprawy, co właściwie się dzieje – ale za jakiś
czas, kiedy będziecie szczęśliwi i zadowoleni, że nikt was nie prześladuje, podziękujecie
mi za wszystko, co dla was zrobiłem. Kiedy Ukryte Wioski przestaną istnieć, na
ich zgliszczach zbudujemy świat tylko dla nas. Takako sprawi, że z morza
wyłonią się nowe lądy. Cheko pokryje te lądy zielenią, Mizune napełni je wodą…
Stworzymy wszystko od początku i nikt już nie będzie sam, nikt nie będzie
cierpiał z powodu odrzucenia, nikt…
- To chore! – zawołała Lala. –
Niczego nie będę z tobą budować!
Na twarzy Hikariego w końcu
odmalowało się zirytowanie.
- Nie mogę cię winić za to, że
jeszcze nie rozumiesz, dziecko – odrzekł jednak. – Mamy czas. Zdążycie się przekonać
do naszej sprawy, zresztą, nie macie wyjścia…
- Oj chyba jednak mamy –
odpowiedziała Mei. Hikari spojrzał na nią bez zrozumienia, tak jak cała reszta
przeciwników. – TERAZ!
Szok, jaki pojawił się na
twarzach przeciwników, sprawił Shanowi prawdziwą przyjemność. Odmienił swojego
klona i rzucił się do przyjaciół, by stanąć w szeregu razem z nimi, a nie wśród
wrogów. Wokół nich wybuchła ściana ognia, kierowana przez Mayę, aby przeciwnicy
nie mogli ich od razu zaatakować. Potrzebowali kilku sekund na przegrupowanie
się i zajęcie odpowiednich pozycji.
W myślach podzielili się
zadaniami tak, aby każdy zajął się innym przeciwnikiem – Mei miała
unieszkodliwić Hikariego, Maya zająć się siostrą, Mintao Aratą zaś Shan Takako.
Reszta, czyli Oksu, Lala i Faraon, odpowiadali za wsparcie i ochronę tyłów, bo
najmniej znali się na walce. Jego klon zabrał Junichiego, aby Shan miał wolne
ręce. Mieli przewagę liczebną nad przeciwnikami, bo strategia tamtych opierała
się całkowicie na mocy Nihata, którego z nimi nie było. Shan po raz kolejny
pomyślał, że Cho-No-Ryoku-Sha tak bardzo polegali na swoich mocach i na mocach
Nihata, że zupełnie zapomnieli, że oni wszyscy byli shinobi, a walka i podstępy
to była ich druga natura.
Trwało to dosłownie trzy
sekundy, ogień opadł, a Shan ujrzał klęczącego na ziemi, krzyczącego i trzymającego
się za głowę Hikariego. Mei patrzyła na niego z satysfakcją, jakiej Shan nigdy
nie widział na jej twarzy – wyglądało to tak, jakby dziewczyna dosłownie
chciała zniszczyć jego mózg.
To jednak spowodowało, że stała
się celem. Gdy pozostała trójka przeciwników zorientowała się, co Mei robi,
natychmiast ją zaatakowała.
Atak Asuki rozbił się o ścianę
ognia, atak Takako o złote Susanoo Shana, ale Mei i tak musiała przerwać i
odskoczyć, bo nikt z nich nie zdołał zatrzymać Araty. Chłopak cisnął w
dziewczynę czymś, co wyglądało jak purpurowo-czarny kunai utkany z chuj wie
czego, jak ocenił Shan. Ten kunai przeniknął przez ogień i tarczę, jaką
stworzyła Oksu, jakby przechodził przez powietrze. Nie zdołały go także złapać
pnącze Lali.
- Arata! – wydarła się Asuka. –
Zabierz stąd mistrza! Już!
- Po moim trupie! – krzyknnęła
Mei, rzucając ku przeciwnikowi, ale pod stopami Hikariego utworzył się portal,
w który mężczyzna wpadł jak w otchłań. Mei nie zdążyła nic zrobić, portal
zamknął się, zostawiając na polu walki tylko trójkę przeciwników. – Znajdę go,
osłaniajcie mnie! – zawołała Mei, zamierając w bezruchu. Maya i Mintao stanęli
przy niej, wyciągając czarne kunaie.
Na chwilę zapanował spokój.
Wściekła Asuka spojrzała po nich, aż jej oczy zatrzymały się na twarzy Shana.
- Gdzie jest Nihat? – zapytała.
Takako stał po jej prawej stronie, Arata po lewej. Nad ich głowami przetoczył
się grzmot, a w skały niedaleko uderzył fioletowy piorun.
- Jeszcze nie rozumiesz? – zapytał ją Shan, śmiejąc się. – Jest jednym z nas, od samego początku – odpowiedział. Twarz kobiety zbladła lekko, ale poza tym nie dała po sobie poznać, że ta informacja jakoś nią wstrząsnęła. Po chwili Asuka również zaczęła się śmiać. Shan pomyślał, że zupełnie jej odbiło.