środa, 24 kwietnia 2013

NG rozdział 28

"Dziecko może nauczyć dorosłych trzech rzeczy:

- cieszyć się bez powodu,

- być ciągle czymś zajętym

- i domagać się ze wszystkich sił, tego czego się pragnie."

Paulo Coelho

*

Zostawiliśmy dziewczyny pod opieką mojego klona w niewielkim hotelu, który sprawiał bardzo przyjemne wrażenie. W każdym razie było w nim czysto, a karta menu zapowiadała się obiecująco. Mintao również nas zapewnił, że znajdujący się w nim goście są raczej zadowoleni.

My czterej postanowiliśmy poszukać Faraona. Nie wiedziałem, jakim typem człowieka będzie, a nie miałem najlepszych przeczuć po tym, co o nim usłyszałem. Złodziej. Szef jakiejś małej bandy. Sam się nazwał Faraonem. Co to miało być?

W dodatku Mintao nasłuchał się niezłych myśli o nim. Chłopak wzbudzał strach, ludzie bali się z nim zadzierać, nikt nie wiedział, gdzie chłopak i jego przyjaciele mieszkają, nikt się nie interesował, póki nie kradli. A jak kradli, najczęściej byli obrzucani kamieniami i przepędzani.

Mintao podał nam też ogólny opis jego wyglądu. Niski, ciemnowłosy, wściekłe, fiołkowe oczy. Więcej nie potrafił powiedzieć, ponieważ wspomnienia z tak wielu głów nakładały się na siebie i zniekształciły mu obraz chłopaka.

Podzieliliśmy się na pary – ja i Junichi oraz Sasuke i Mintao – i zaczęliśmy poszukiwania. Mój młodszy syn nie potrafił określić, gdzie znajduje się ten cały Faraon, bo burzowe chmury znów zebrały się nad miasteczkiem, a jego fioletowa chakra wypełniła je po brzegi. Nie chciałem jednak, by Junichi ją pochłonął, bo wtedy dzieciak mógłby stracić przytomność i wtedy byłoby jeszcze trudniej go odnaleźć. Podejrzewałem, że za pierwszym razem właśnie tak się stało, że Faraon w zetknięciu z mocą mojego młodszego syna, podobnie jak Lala, zemdlał i dlatego chmury się rozstąpiły.

Dlatego musieliśmy teraz polegać na mocy Mintao. Tyle że mój starszy syn nie bardzo wiedział, jak odnaleźć w chmarze nieznanych mu umysłów ten jeden jedyny, którego szukaliśmy. W miasteczku było bardzo wiele osób, każdy o czymś myślał, było to dla Mintao jak przebywanie w wielkim ulu. Nie był pewien, czy znajdzie naszą pszczółkę.

Podział na pary też nie był przypadkowy – jakiekolwiek szanse na wykrycie Faraona mieli tylko Junichi i Mintao, wiec logiczne było, że ja i Sasuke musieliśmy się jakoś nimi podzielić. A że mój starszy syn całkiem dobrze dogadywał się z Sasuke, oddałem mu przywilej towarzyszenia czarnowłosemu. Uchiha i Junichi by się pozabijali, gdyby zostali sami, a to, że mój młodszy syn miał pięć lat, nie miało tu nic do rzeczy.

Przeczesywaliśmy wioskę, choć właściwie polegało to bardziej na przechadzaniu się podejrzanymi alejkami i wypatrywaniu Faraona. Przypominało to trochę szukanie igły w stogu siana, jednak my byliśmy shinobi i taka igła powinna być dla nas pestką. Teoretycznie.

Junichi zachwycał się wszystkim dookoła, a najbardziej zbierającymi się nad nami chmurami. Nie miałem pojęcia, co syn widzi swoimi niezwykłymi oczkami, ale używając trybu mędrca mogłem wyczuć wzbierajacą dookoła moc. Było jej niezwykle dużo i faktycznie, zdawała się kumulować w górze, nad miasteczkiem.

- Duuzo cakry – szepnął nagle Junichi do mojego ucha, bo oczywiście niosłem go na baana.

- Gdzie? – spytałem.

- Tam – powiedział, wskazując rączką kierunek. W trybie mędrca wyczuwałem w tamtej okolicy mojego starszego syna i Sasuke.

- Fujek Sasuke i Mintao tam są, więc nie pow... - Urwałem, bo w tym samym momencie niebo przecięła fioletowa błyskawica, za którą zaraz przetoczył się potężny grzmot. Z nieba lunął deszcz, a ja poczułem jakieś wahania chakry w ciele Sasuke. Przekląłem i rzuciłem się w tamtym kierunku.

Gdy wpadłem na uliczkę, na której przebywali mój syn i przyjaciel, zastałem Sasuke, siedzącego na ziemi z rozłożonymi nogami i Mintao, który właśnie zniknął mi z oczu, gnając jakąś alejką. Podbiegłem do Sasuke i zobaczyłem, że między jego nogami znajduje się czarna, wypalona dziura. Przyjaciel był blady na twarzy.

- Co się stało? – zapytałem go.

- To nie woda! – warknął Sasuke, patrząc na mnie wściekle. – Chłopak w sekundzie zawładnął moim Chidori, a potem jeszcze chciał mnie zabić piorunem! To elektryczność! – wyrzucił z siebie Sasuke, a potem znów spojrzał na dziurę między swoimi nogami. – Było blisko – westchnął, a ja zachichotałem.

Uchiha rzucił mi karcące spojrzenie, wstał i rozejrzał się. Obaj byliśmy już przemoczeni do suchej nitki, Junichi przytulał się do mnie mocno, chichocząc z jakiegoś powodu.

- Trójka dzieciaków – rzekł Sasuke do mnie. – Wszyscy na oko około dziesięciu lat. Gdy chcieliśmy ich zatrzymać, zaatakowali nas, znaczy... tylko ten Faraon. Zorientowałem się, że używa elektryczności, chciałem użyć Chidori, bardziej by go postraszyć... A ten smarkacz jakby nigdy nic zawładnął moim jutsu i użył go przeciwko mnie! Mintao za nimi pobiegł.

- Chodź – powiedziałem do Uchihy i pobiegłem w kierunku, w którym wyczuwałem charkę syna. Gdy do niego dotarliśmy, stał bezradnie w jakiejś alejce miedzy budynkami, wyglądając na wściekłego.

- Co się stało? – zapytał Sasuke. – Nie złapałeś ich?

- Zgubili mnie! – zawołał zły. – Nagle się rozbiegli w trzy różne strony, pobiegłem za tym całym Faraonem, ignorując pozostałą dwójkę, a on wskoczył w ten tunel! Żaden z nas się nie zmieści! – wykrzyknął Mintao, wskazując ręką dziurę, widniejącą w murze jakiegoś budynku. Zbliżyłem się do niej i zajrzałem do środka, ale zobaczyłem tylko ciemność.

- Junichi by się zmieścił – powiedziałem.

- Tak! – zawołał mój młodszy syn, uradowany.

- Ale nie puszczę cię samego, słonko. – Synek zmarkotniał, a ja uśmiechnąłem się. Faraon był niebezpieczny, skoro zaatakował Sasuke, w dodatku unieszkodliwił jego najlepsze jutsu. I to zwykły dzieciak! Ci psychotronicy dysponowali naprawdę ogromną mocą. – Ciekawe, gdzie ten tunel się kończy? Słyszysz go?

- Szukam – warknął Mintao. – Nie wiem, gdzie jest. To zajmie chwilę, miałem do czynienia z jego myślami zaledwie przez krótki czas...

Staliśmy z Sasuke i czekaliśmy. Zdjąłem Junichiego z moich ramion i rozejrzałem się po najbliższej okolicy aby zobaczyć, czy przypadkiem ten tunel nie kończy się gdzieś blisko, ale wyglądało na to, że przejście musiało prowadzić do zupełnie innej ulicy. Przypominało mi to ukryte przejścia w Konosze, które dawno temu pokazał mi Konohamaru.

- Mam... Nie Faraona, ale pozostałą dwójkę – rzekł nagle Mintao, a ja i Sasuke spojrzeliśmy na niego. Junichi był zajęty wskakiwaniem do jakiejś kałuży; lało coraz mocniej. – Zastanawiają się, gdzie jest ich przywódca. Martwią się, że go złapałem.

- Świetnie – powiedziałem. – Prowadź do nich.

Mintao skinął głową i ruszył w kierunku, który był tylko jemu znany, a ja znów wziąłem Junichiego na barana i wraz z Sasuke ruszyliśmy za moim starszym synem. Deszcz zacinał ostro, przez co widoczność mieliśmy słabą. Większość mieszkańców tego miejsca schowała się w domach, a ci, którzy byli na ulicach, mieli ze sobą parasole. Tylko my wyglądaliśmy jak banda ostatnich idiotów, przemoczeni tak, jakbyśmy wskoczyli do basenu.

- Są w następnej uliczce – odezwał się nagle Mintao, gdy zbliżyliśmy się do celu. – Schowali się na chwilę przed deszczem pod jakimś daszkiem i dyskutują, gdzie powinni się udać, by znaleźć Faraona – szepnął, spoglądając na mnie. – To co robimy?

- Na dach i zeskoczymy, otaczając ich. Jest ich dwoje, tak? – spytałem dla pewności. Mintao skinął głową. – No to robimy tak...

Wyjaśniłem im szybko, co mam na myśli, a potem we trzech skoczyliśmy na dachy najbliższych domów. Dzieciaki znajdowały się w sąsiedniej, wąskiej i pustej uliczce i najwyraźniej nie miały pojęcia, że się na nich zaczailiśmy.

Widok tej dwójki sprawił, że na twarz wpełzł mi szeroki uśmiech. W alejce stała dwójka na oko dziesięcio-, może jedenastolatków, dość wysoki chłopak w za dużym na niego, brązowym płaszczu i w czarnym meloniku na głowie oraz niska, ruda dziewczynka, ubrana w zielone spodnie i szarą kurteczkę. Dzieciaki były uzbrojone, chłopak w zrobiony przez siebie samego łuk, z zawieszonym na plecach kołczanem pełnym strzał, a dziewczynka ściskała w dłoni scyzoryk.

- Ho, ho... - szepnąłem do przytulonego do moich pleców Junichiego. – Jacy wojownicy...

Nie wiem dlaczego, ale gdy na nich patrzyłem, przypominało mi się dzieciństwo, te weselsze, szczęśliwsze chwile pełne zabawy. W każdym razie patrząc na nich czułem jakieś dziwne, niezidentyfikowane jeszcze przeze mnie uczucie, związane z dzieciństwem.

Gdy z ruchu ciał dzieciaków stało się jasne, że chcą opuścić alejkę, dałem znak Sasuke i Mintao, że to czas aby „zaatakować". Czemu miałem wrażenie, że właśnie zaczęliśmy z nimi jakąś grę? Czułem się jak dziecko i nie było mi z tym źle, wręcz przeciwnie.

Zeskoczyliśmy na dół, a ja zaobserwowałem, że mój starszy syn przygląda mi się z pobłażliwą miną, kręcąc głową. Co mogłem zrobić, byłem starym prykiem, ale przecież mogłem tęsknić za dawnymi, „dobrymi" czasami! Bycie dzieckiem miało jednak swoje przywileje, wszystko wtedy było zabawą i przygodą.

Dzieciaki krzyknęły, zaskoczone.

- Piętka, uciekaj! – wrzasnął chłopiec, błyskawicznie wyciągając swój łuk. Nim jednak zdążył napiąć cięciwę z nałożoną na nią strzałą, ja już trzymałem rudą dziewczynkę w silnym uścisku, przykładając ostrze kunai do jej szyi. Chłopak zamarł.

- Piętka... - wyszeptał, a potem spojrzał mi w oczy. W jego dużych, piwnych oczach dostrzegłem przerażenie, mieszające się z nienawiścią.

Sasuke i Mintao stanęli po obu moich stronach, starszy syn zdjął z moich pleców Junichiego.

Rzecz jasna nie miałem zamiaru robić krzywdy rudej Piętce, wiedziałem jednak, że żeby zmusić tego chłopaka i Faraona do posłuszeństwa, musiałem mieć silny argument. Faraon musiał mnie w końcu wysłuchać, a takie dzieciaki nie słuchały dorosłych ot tak. Bo każdy dorosły był przecież wrogiem, kiedy się było dzieckiem ulicy.

Ile wspomnień.

- Czego chcecie?! – wrzasnął chłopak, celując we mnie swoim łukiem. Kątem oka obserwował Sasuke i Mintao. – Zostawcie ją!

- Spokojnie – odparłem. – Chcemy porozmawiać. Jeśli będziesz odpowiadał na pytania, Piętce nic się nie stanie.

Dziewczynka zadrżała w moim uścisku, na chwilę spoglądając na mnie z dołu, a potem wlepiła oczka w przyjaciela. Jej oczy były zielone jak trawa, a nos upstrzony miała kilkoma piegami.

- Gruszka, nie słuchaj ich! – zawołała do przyjaciela. – Uciekaj!

- Cicho siedź – szepnąłem, po czym popchnąłem ją lekko w stronę Sasuke. Przyjaciel złapał ją za ramiona, a że wyglądał o wiele groźniej niż ja, Gruszka od razu o wiele bardziej się przejął sytuacją przyjaciółki. Teraz celował strzałą w twarz Sasuke.

- Jeśli coś jej zrobicie, to przysięgam... - zaczął. Postąpiłem krok na przód. Chłopak skierował na mnie grot strzały. Wyglądał na zagubionego i przestraszonego, ale w jego oczach widziałem tylko ogromną złość i nienawiść. Nie wątpiłem, że chłopak gotów byłby oddać życie za swoją przyjaciółkę.

- Nic jej się nie stanie, jeśli będziesz współpracował – powiedziałem łagodnie.

- Puśćcie ją!

- Nie teraz. Wiesz, gdzie jest Faraon? – zapytałem. Chłopak wykrzywił się wściekle.

- Zapomnij, że ci powiem! – wykrzyknął.

- Nie wie – odezwał się nagle Mintao. Chłopak drgnął i wlepił przerażone spojrzenie w mojego starszego syna. – Ale podejrzewa kilka miejsc. Mieli go szukać w Forcie Nadzieja... W jakiejś kryjówce w starej szopie i przy miejscu ich zbiórki... koło sklepu jakiegoś starszego mężczyzny, niedaleko stąd...

- Jak...? Skąd...? – wyjąkał Gruszka.

- To nieważne – powiedziałem. – A więc nie wiesz, gdzie jest Faraon... Musisz go znaleźć.

- Nic nie muszę! – wykrzyknął Gruszka. – Nie sprzedamy naszego dowódcy!

- Chcesz nas zmusić, żebyśmy kazali ci wybierać? – spytałem, unosząc jedną brew. – Faraon albo Piętka?

Chłopak zadrżał.

- Nie słuchaj ich, Gruszka! Uciekaj! Oni cię... - zaczęła krzyczeć dziewczynka, ale Sasuke zasłonił jej usta dłonią. Szarpała się jeszcze chwilę, ale zamarła, gdy zobaczyła kunai przed swoją twarzą. Wiedziałem, że to było z naszej strony nie fair, tak zastraszać te biedne dzieciaki, ale wiedziałem również, że gdybyśmy byli łagodniejsi, to Faraon zaraz by nas wykiwał. Był psychotronikiem i niewątpliwie dysponował ogromną mocą. Szukanie go, próby przekonania, walka z nim... wszystko to zajęłoby nam pewnie sporo czasu, którego nie powinniśmy marnować. Dlatego właśnie wolałem użyć solidniejszych argumentów, zmusić go do rozmowy ze mną.

- Dam ci trzy godziny na znalezienie Faraona – powiedziałem, a chłopak skupił na mnie wściekłe oczy. – A potem się spotkamy. Ty przyprowadzisz Faraona, a my oddamy Piętkę.

- Gdzie? – zapytał rzeczowo chłopak.

- W Forcie Nadzieja – wtrącił się znów Mintao. – Równo za trzy godziny.

*

Piętka siedziała przy stole i patrzyła na talerz kanapek jakby miał się zaraz na nią rzucić. Mintao westchnął po raz wtóry.

- No zjedz coś – powiedział do niej, kucając przy jej krześle. – Kanapki przecież nie gryzą.

Dziewczynka odwróciła głowę, a Mintao westchnął i spojrzał na mnie bezradnie. Siedzieliśmy – ja, Sasuke, moi dwaj synowie i dziewczynka – w pokoju, w którym mieliśmy spać my czterej. Dziewczyny już spały, gdy wróciliśmy do hotelu, za oknem lał deszcz. Postanowiliśmy więc, że wszystkie sprawy z Faraonem załatwimy bez udziału dwóch psychotroniczek, żeby niczego dodatkowo nie komplikować. Być może, jeśli wszystko pójdzie gładko, już jutro będziemy mogli wyruszyć w dalszą drogę. Wciąż niepokoił mnie brak obecności Cho-No-Ryoku-Sha. Czemu nie interweniowali? Czemu nam nie przeszkodzili? Znaleźliśmy już trzeciego psychotronika, a ich wciąż nie było widać! Dlaczego?

Jak do tej pory nie udało nam się jeszcze dziewczynki do niczego zmusić – nie chciała się przebrać, umyć czy zjeść i w sumie, to wcale jej się nie dziwiłem. Była dzieckiem ulicy, więc z założenia nie ufała dorosłym, w dodatku takim, którzy z jakiejś przyczyny schwytali ją i uwięzili, w dodatku chcieli złapać jej przyjaciela. Dowódcę jej „drużyny". Westchnąłem po czym usiadłem okrakiem na krześle przy niej, splatając ręce na oparciu i kładąc na nich brodę.

- Jesteśmy z Konohy – powiedziałem. Dziewczynka zerknęła na mnie, a potem odwróciła głowę w przeciwnym kierunku, tak jak wcześniej, gdy odezwał się do niej Mintao. Westchnąłem i sięgnąłem po jedną z kanapek. Zacząłem jeść i usłyszałem, jak burczy jej w brzuchu. – Widzisz, nie są zatrute. Możesz się poczęstować, to dobre kanapki – powiedziałem łagodnie.

- Nic od was nie chcę! – warknęła Piętka. – Faraon i Gruszka mnie uwolnią!

- Nie będą musieli, kochanie, ponieważ wcale nie jesteś porwana – rzekłem. Zielone oczy dziewczynki w końcu na mnie spojrzały. – Chcemy tylko pogadać z Faraonem. Zapewne już dawno byśmy rozmawiali, gdyby nie zaatakował Sasuke i Mintao, tylko ich wysłuchał. Mamy moc, by z łatwością was wyłapać i zmusić do tego, czego chcemy. Problem w tym, że do niczego nie chcemy Faraona zmuszać ani używać wobec niego siły.

Dziewczynka patrzyła na mnie przez chwilę. Zapewne analizowała moją wypowiedź, zastanawiając się, o co mi tak naprawdę chodzi. W jej oczach byłem złym dorosłym. Nie mogłem chcieć jej dobra.

- To czego chcecie? – zapytała.

- Faraon ma niezwykłą moc – powiedziałem ostrożnie.

- Duuuuzo cakry! – wykrzyknął Junichi. – Fiooooletowej!

- Zamknij się, Junichi! – warknął na niego Mintao, podając mu kanapkę. – Masz, jedz i bądź cicho.

Mój młodszy syn naburmuszył się, ale wziął kanapkę i zaczął jeść, podchodząc do Sasuke. Wlepił w niego swoje wielkie, pomarańczowe oczy i chwilę się gapił. W końcu Uchiha poddał się z westchnieniem i podniósł go na ręce. Przytuliwszy się, Jinichi zaczął wcinać kanapkę z większym entuzjazmem, przy okazji wycierając ręce w ubranie Uchihy.

Ręka Piętki drgnęła w stronę talerza kanapek, ale dziewczynka była zbyt dumna, by się poczęstować. Westchnąłem sobie po raz kolejny.

- Zacznę jeszcze raz. Faraon ma dużo mocy. Niezwykłej mocy. To ona nas interesuje.

- Faraon prędzej umrze, niż odda dorosłemu swoją moc! – warknęła dziewczynka. – Możecie zapomnieć!

- Nie chcemy mu jej zabrać – odezwał się Mintao. Dziewczynka fuknęła przez nos, potrząsając rudą główką.

- Kłamcy!

- Nie, naprawdę! – próbował nas bronić Mintao. Zaśmiałem się.

- Ona nam i tak nie uwierzy – powiedziałem, spoglądając w zielone oczka. – Prawda? Bo jesteśmy dorośli. – Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. – Kiedy byłem dzieckiem, też nigdy nie chciałem zaufać dorosłym. Kiedyś, dawno temu, wykradałem z kiosku gazety, żeby wycinać z nich darmowe kupony na ramen. Sprzedawca niejeden raz mnie stłukł. Potem już nie ufałem żadnemu sprzedawcy, nieważne, czy kupowałem te gazety czy je kradłem...

Chwilę ciszy przerwało prychnięcie Sasuke.

- Możemy przejść do konkretów, zanim zaczniesz nam tu opowiadać o swoim melodramatycznym, nieszczęśliwym dzieciństwie? – zapytał, wycierając policzki Junichiego, który ubrudził się masłem. Zaśmiałem się.

- Jesteś nieczuły – zarzuciłem mu.

- Zależy mi na czasie – odparł, wzruszając ramionami. Znów spojrzałem na Piętkę.

- Mogę cię zapewnić, moja droga, że nie chcemy kraść mocy Faraona. Chodzi nam jedynie o rozmowę z nim. Jego umiejętności są bardzo nietypowe i może być przez to w niebezpieczeństwie. Wysłała nas Konoha, żebyśmy go odnaleźli, porozmawiali z nim i spróbowali udzielić mu pomocy i ochrony.

- Czemu? – spytała.

- Ponieważ na świecie są ludzie, którzy chcieliby go wykorzystać. Porwać, rozdzielić was. Siłą zmusić, by robił złe rzeczy. A Faraon chyba nie chce robić złych rzeczy, co?

Dziewczynka znów potrząsnęła rudą główką.

- A skąd mam wiedzieć, że to nie wy jesteście tymi złymi? Że... nie wynajęło was miasteczko? Wszyscy stąd chcą się pozbyć Faraona, bo się go boją. Boją się tego, co robi z błyskawicami. Faraon nie jest zły. Uciekliśmy z Domu Dziecka, bo nas tam źle traktowano. Radzimy sobie. Faraon jest silny i dzięki niemu nikt nas jeszcze nie złapał i z powrotem nie umieścił w bidulu. Nie chcemy tam wracać! A wszyscy dorośli, jakich spotkaliśmy, próbowali nas złapać właśnie po to!

Pokiwałem głową. Potrafiłem zrozumieć Piętkę i jej obawy.

- To Faraon musi podjąć decyzję – powiedziałem w końcu. – Do niczego nie będziemy go zmuszać, uwierz mi. Porozmawiamy z nim tylko, nie chcemy jednak, by zmuszał nas do użycia siły, atakując nas swoją mocą. Nawet sobie nie zdaje sprawy, jak potężny jest. Konoha chce dać takim osobom jak on możliwość... rozwijania się – mruknąłem. Sasuke i Mintao wlepili we mnie spojrzenia, Junichi pochrapywał z głową na ramieniu Sasuke. – Żeby mogli ją kontrolować, żeby nauczyli się nią posługiwać.

- Naruto – zaczął ostrożnie Sasuke. Spojrzałem na niego ostro.

- Konoha ma możliwości i środki, Sasuke. Nie zgromadzimy ich i nie pozamykamy, tylko... ukierunkujemy. Pomożemy im jak tylko zdołamy. Ale też nie będziemy żerować na ich mocy, wierzę, że Konoha jest na tyle silna, że da sobie radę z Cho-No-Ryoku-Sha, gdyby zaszła taka potrzeba. Dzieciaki, takie jak Faraon czy Lala, mają ogromną moc, nad którą do końca nie potrafią zapanować. Jak Maya. Musimy... pomóc im okiełznać te moce. To nasze zadanie, nic więcej.

- Ładna przemowa – stwierdził Sasuke. – Więc może w końcu wyleję na ciebie kubeł zimnej wody, Naruto. Te moce... są niebezpieczne. Zdajesz sobie z tego sprawę. Zgromadzone w jednym miejscu, tak blisko Wioski... To jakbyś sam się prosił o nieszczęście. Pamiętasz, jak Maya spaliła szpital? Albo to, co zrobiła z oddziałem ANBU? Pamiętasz, jak długo prześladowało cię wspomnienie konającej Chiyo? I ty chcesz się zająć kombinowaniem z ich mocą?!

- Nie odwiedziesz mnie od mojej decyzji, Sasuke – powiedziałem łagodnie, a potem zwróciłem się do Piętki. Podsunąłem bliżej niej talerz z kanapkami. – Proszę, zjedz coś więcej, bo będzie nam przykro. Niedługo pójdziemy na spotkanie z Faraonem. Nieważne, jaką on podejmie decyzję, tobie nic się nie stanie. Obiecuję.

Nie zaufała mi do końca, ale sięgnęła po kanapkę i zjadła ją.

*

Jedynie nazwa Fort Nadzieja brzmiała dumnie. Piętka, najedzona i nieco ufniej na nas patrząca, zgodziła się nas poprowadzić, bo Mintao stwierdził, że szukanie tego miejsca kierując się jedynie tym, co wyczytał z myśli dzieciaków, mogłoby być żmudne.

Fort okazał się być starym, opuszczonym magazynem w jednej z bardziej ponurych ulic tego miasta. W tymże miejscu znajdowało się też centrum burzy; lało tu tak, że prawie nic nie widzieliśmy. Zanim tam dotarliśmy, byliśmy cali mokrzy. Cieszyłem się, że zostawiłem Junichiego pod opieką Lali, bo jeszcze by mi się rozchorował po takiej nocnej eskapadzie.

Mintao rozglądał się po okolicy z niesmakiem. Było jasne, że jeśli wyczuwa myśli jakichś osób dookoła, to nie są one zbyt... poczciwe. Gdyby nie deszcz, zapewne czulibyśmy okropny smród przepełnionych śmietników, znajdujących się opodal. Na szczęście woda go tłumiła.

- Oczekują nas – szepnął Mintao. Gdy mówił, krople wody rozbijały się o jego poruszające się wargi. Wyglądało to tak, jakby pluł. – Zastawili pułapki. Chcą odbić Piętkę i uciec. Są... dość pomysłowi jak na dwójkę dzieci z ulicy – powiedział, uśmiechając się pod nosem. – Zwłaszcza Faraon.

- I dobrze – powiedziałem, ruszając ku uchylonym drzwiom garażu. Nieme zaproszenie miało nas zwabić w ową pułapkę. Byłem ciekaw, co też wymyślili.

Piętka, Sasuke i Mintao poszli za mną.

Powitała nas zupełna ciemność, odgłos walenia deszczu w blaszane ściany i dach magazynu oraz specyficzny zapach pustego, dużego pomieszczenia – czyli zapach kurzu, drewna, nieco pomieszany wonią deszczu z zewnątrz. Przeszedłem na tryb mędrca, by zorientować się, gdzie znajdują się dzieciaki. Wyczułem ich po drugiej stronie prostokątnego magazynu, więc ruszyłem ku nim bez wahania.

Pierwszą pułapką była siatka, która miała na nas spać z góry. Dostrzegliśmy ją jednak i odskoczyliśmy. Zaśmiałem się cicho do siebie, zastanawiając się, co by zrobili, gdyby jednak ich pułapka nas złapała? Ogłuszyli i zabrali Piętkę? Bo co innego mogliby zrobić, oczywiście pod warunkiem, że ta siatka oczywiście stanowiłaby dla nas więzienie. Znów czułem się jak dziecko, energia wręcz mnie rozpierała, bo choć w życiu przeżyłem tyle przygód, to teraz czułem się wręcz wyjątkowo. Jakbym sam miał dziesięć lat i grał w podchody!

- Tato, proszę cię! – syknął Mintao, a ja znów się zaśmiałem, tym razem może nieco za głośno. Mój śmiech odbił się echem od ścian magazynu.

Następną pułapką był przykryty jakimś materiałem i zamaskowany kanał, w który mieliśmy zapewne wpaść. Obeszliśmy go; Sasuke wziął na ręce Piętkę, by dziewczynka w niego nie wpadła. Znów nie mogłem przestać chichotać.

- Naruto bawi się jak dziecko – stwierdził Sasuke jakby nigdy nic, a ja przytaknąłem ochoczo. Żaden z nich tego nie skomentował, ale miałem wrażenie, że moje zachowanie ich śmieszy. No cóż. Jakkolwiek by nie było, to moje dzieciństwo było najbardziej podobne do obecnego życia Piętki, Gruszki i Faraona, ja też zawsze musiałem radzić sobie sam. Nie mogłem nie czuć sympatii do tej uroczej zgrai i nie wciągnąć się w ich grę.

W końcu dotarliśmy na koniec magazynu i zatrzymaliśmy się przed ciemnym kształtem dość sporych rozmiarów. Błysnęło światło, gdy jeden z chłopców zapalił świeczkę i postawił ją na wywróconej do góry dnem skrzynce.

Za stojącymi przed nami dzieciakami znajdowało się coś w rodzaju... bazy. Dzieciaki zgromadziły tu różne, zapewne wyrzucone przez innych mieszkańców wioski meble. Starą, pokrytą łatami kanapę, rozkładany fotel bez jednego bocznego oparcia, kulawy stołek, starą szafę i jakieś koce. Wydawało mi się, że nie cały magazyn, a właśnie ten mały kącik, urządzony na kształt domu, był właśnie owym Fortem Nadzieja. Dzieciaki broniły przed nami jedynego miejsca, gdzie były bezpieczne.

Gruszka celował w nas z łuku. Chłopak nie był mokry jak my, zmienił ubranie ze swojego płaszcza, w którym widzieliśmy go wcześniej, na czarna bluzę z kapturem. Na głowie wciąż miał melonik.

Obok niego, odrobinę wysunięty do przodu, w lekkim rozkroku, stał Faraon. Czarne włosy sięgały jego podbródka, przymrużone, fioletowe oczy patrzyły na nas uważnie. Był niższy od Gruszki, ubrany w brązowe spodnie na szelki i ciemnozieloną bluzkę. Na całość narzuconą miał kamizelkę, dodatkowo spiętą pasem, u którego wisiała pochwa na nóż. Nóż, który znajdował się w dłoni chłopaka.

Wystąpił krok na przód.

- Oddajcie Piętkę! – nakazał nam, spoglądając groźnie. W tym momencie również nie mogłem powstrzymać chichotu i to chyba sprowokowało chłopaka, gdyż cała podłoga pod nami zaskrzyła się niebezpiecznie.