piątek, 26 maja 2023

NG. Rozdział 49

 No i mamy kolejny rozdział!

Zapraszam!

*

„Kocham ludzkość, ale dziwię się sobie: im bardziej kocham ludzkość, tym mniej kocham ludzi, to znaczy każdego człowieka z osobna. W marzeniach dochodziłem nieraz do dziwnych pomysłów, chciałem służyć ludzkości i może istotnie dałbym się ukrzyżować za ludzi, gdyby zaszła potrzeba, a mimo to dwóch dni nie potrafię przeżyć z kimkolwiek w jednym pokoju, wiem to z doświadczenia. Niech się kto zbliży do mnie, a już osobowość jego przygnębia moją ambicję i krępuje moją swobodę. Przez jedną dobę mogę znienawidzić najzacniejszego człowieka: tego za to, że za długo trawi czas przy obiedzie, drugiego za to, że ma katar i ciągle wyciera nos. Staję się wrogiem ludzi, ledwo się do mnie zbliżają. I zawsze tak się jakoś zdarzało, że im bardziej nienawidziłem poszczególnych ludzi, tym goręcej kochałem całą ludzkość.

Fiodor Dostojewski

*

 

Kolejne lądowanie było równie twarde co pierwsze, ale tym razem w pionie utrzymała ją silna dłoń Nihata. Mei miała ochotę zwymiotować, bolał ją żołądek, oczy miała wypełnione łzami. Chciała się wyrwać z silnego uścisku, szarpnęła się, ale mężczyzna i taką ją przytrzymał.

- Spokojnie – powiedział cicho. – Wszystko będzie dobrze, Mała…

Jej oczy otworzyły się szerzej, gdy przyjrzała się Nihatowi. Zewsząd napłynęły do niej myśli, każda jedna, nawet te, których do tej pory nigdy nie słyszała. Obrzydliwe myśli Takako, wstrętne, sprawiające, że było jej niedobrze. Szalone, dzikie fantazje Hikariego, jego żądza władzy nad wszystkimi oraz przeogromna, przerażająca żądza niszczenia, niemal tak silna, jak nienawiść buzująca w mężczyźnie. Chłodna i spokojna analiza Asuki, a także przerażone, niepewne myśli Araty, jego zwątpienie w słuszność celu, jaki wyznaczył im ich przywódca. Jego strach, wywołany tym, co przed chwilą ujrzał. Strach przed tym, co jeszcze może się wydarzyć…

Ale najcudowniejsze z tego wszystkiego były myśli brata, fakt, że znów go słyszała, że znów byli połączeni. Poczuła się bezpiecznie jak nigdy, ale jednocześnie nic nie rozumiała, bo wrażeń i bodźców było tak dużo… Rozpacz wszystkich dookoła wręcz ją zalewała, dławiła ją, nie pozwalała jasno myśleć.

I wtedy, wśród tych zawodzeń, usłyszała ten głos:

Halo, halo, czy mnie słychać…?! Jeśli tak, to niech któreś was da cholerny znak, że nie gadam w myślach do samego siebie…!!!

Szybko spojrzała ku Shanowi i złapała z nim kontakt wzrokowy. Przyjaciel uśmiechnął się bezczelnie, trzymał Junichiego, jego Mangekyo Sharingan jarzył się złośliwie. Widząc to psotne spojrzenie poczuła napływ złości i niewysłowionej ulgi tak silnej, że miała ochotę złamać mu nos i patrzeć, jak krwawi, jednak te uczucia stłumił zdrowy rozsądek brata. Mintao chciał najpierw ustalić, co się dzieje i jak najwięcej się dowiedzieć, był przeciwny pochopnemu działaniu.

Nic jeszcze nie róbcie – ostrzegł ich Shan w myślach. – Mamy przewagę tylko wtedy, kiedy sądzą, że jesteście zablokowani.

Jak cię dorwę w swoje ręce, to przysięgam, że cię zamorduję, Shan! – odpowiedziała, na co przyjaciel zaśmiał się w duchu i zaczął im w telegraficznym skrócie przesyłać wszystkie informacje o ostatnich wydarzeniach. Nie mogła uwierzyć, że nabrał nawet ją. Nie mogła uwierzyć, że w ogóle zrobił coś takiego!  Od kiedy do cholery to wszystko planował?! Od jak dawna to planował?!

I najważniejsze, kiedy w końcu będzie mogła go dorwać i rozszarpać na strzępy?!

Wyglądało na to, że tylko ich trójka była świadoma zmiany sytuacji. Zorientowała się, że to nie Niht, a klon Shana dalej wykręca jej rękę, czego wcześniej zupełnie nie mogła wyczuć. Przyjaciel poluzował nieco uścisk, by było jej wygodnie i by w każdej chwili mogła się uwolnić. Świadomość, że za plecami ma Shana, dodawała jej odwagi. Świadomość, że to dalej był jej najlepszy przyjaciel, taki, jakim go znała, wycisnęła z jej oczu kolejne łzy. Była tak przerażona wszystkim dookoła, że praktycznie uwierzyła w teatrzyk Uchihy, tym bardziej, że nigdy nie było wiadomo, co temu wariatowi strzeli do jego pustego łba.

Mei rozejrzała się dookoła. Stali na jakimś wysokim zboczu, na dole ocean rozbijał się o skały, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk. Pachniało morską bryzą i lasem. Byli na pięknej łące, wokół nich pod wpływem wiatru falowała wysoka, soczyście zielona trawa. Dalej były drzewa, a całość wyglądała dziko, jakby nikt tu nie mieszkał, jakby nie żył tu żaden człowiek. Niebo nad ich głowami było uderzająco niebieskie, chociaż powoli zbierały się nad nimi chmury.

- Witajcie! – przemówił Hikari, spoglądając na nich wszystkich. Ona, brat, Maya, Oksu, Lala i Faraon stali zbici w ciasną grupkę, niemal się do siebie tuląc, zaś ci z Cho-No-Ryoku-Sha stali dookoła nich, odcinając drogę jakiejkolwiek ucieczki. Klon Shana puścił ją i cofnął się, stając w szeregu obok swojego oryginału. Wciąż wyciągał przed siebie jedną dłoń, udając, że Nihat dalej trzyma ich w ryzach. Nikt z przeciwników nie zdawał sobie sprawy, że Nihata nie ma wśród nich, że każde może już w pełni władać swoją mocą. Ignorowali shinobi i ich jutsu, zignorowali fakt, że podstawą bycia ninja jest umiejętność przechytrzenia przeciwnika, umiejętność zakamuflowania swojej techniki, przez co nabrali się na głupie Henge niczym genini.

- Witajcie w waszym nowym domu! – kontynuował Hikari. Za jego spokojną, dobrotliwą postawą, za miłą, uśmiechniętą, piękną twarzą kryła się wstrętna, obrzydliwa dusza. Mężczyzna ział nienawiścią do świata i do samego siebie. Pragnął władzy absolutnej, pragnął rzeszy wyznawców, a nie przyjaciół czy towarzyszy. Zazdrościł przywódcom wiosek ich władzy, ale zupełnie nie rozumiał, dlaczego tę władzę posiadają, dlaczego ludzie chcą za nimi podążać, dlaczego na nich polegają. Zazdrościł Hokage, zupełnie nie rozumiejąc, kim jest jej ojciec. Pragnął zniszczyć obecny porządek i wprowadzić własny, gdzie będzie miał rzeszę wyznawców niczym jakiś bóg. – Nie ma już Konohy, nie macie do czego wracać, nadszedł czas nowego początku! Niebawem nie będzie też innych Ukrytych Wiosek! Nie będzie już strachu i potrzeby ukrywania się! Wspólnie zbudujemy nowy świat! Tu, w tym miejscu, narodzi się dla was nowy dom, gdzie nikt nie będzie wam już rozkazywał, gdzie nikt was nie wykluczy. Nowy świat, który będzie tylko nasz, który sami stworzymy od początku, który sami dla siebie zbudujemy!

- Wymordowałeś wszystkich tylko po to, żeby… żeby co?! Żeby ogłosić się panem nowego świata?! – wybuchła Mei, nie mogąc się powstrzymać. Shan w myślach westchnął głośno, bo psuła jego idealny plan działania z ukrycia, ale nie po to Mei nosiła nazwisko Uzumaki, by chować głowę w piasek! – Jesteś chory, powinieneś się leczyć, człowieku! Myślisz, że któreś z nas ucieszy się z tego, że wymordowałeś naszych bliskich?! Że będziemy słuchać takiego wariata?!

- Zamknij się, głupia suko! – zawołała Asuka, a Mei pomyślała, że w sumie to jej pierwszej ukręci łeb. – Jak ty się odzywasz do mistrza?! Powinnaś się cieszyć, że cię oszczędził, głupia!

Moc Mei zawrzała jej w żyłach, a strach odszedł w niepamięć.

- Już ja cię kurwa oszczędzę – odparła lodowatym tonem.

*

Jej powieki zadrżały, a potem z trudem otworzyła oczy. Leżała na plecach, na jakimś skrzypiącym łóżku, patrzyła na drewniany, obcy jej sufit. Przez chwilę nie wiedziała, gdzie jest ani co się dzieje. Wszystko ją bolało, czuła się słaba, zdezorientowana… Poruszyła się, a wtedy usłyszała znajomy głos:

- Nie wstawaj, straciłaś sporo krwi.

Przekręciła głowę w bok. Na krześle obok jej łóżka siedział Shimamura… nie, pomyliła się. To był klon Shimamury.

Nic nie rozumiała, nie miała pojęcia, gdzie jest i co tu robi. Stara chata, w której się znajdowali, pachniała kurzem i wilgotnym drewnem. Okna były zabite deskami, na stole paliły się świece, dające ciepłe, pomarańczowe światło. Nie znała tego miejsca.

- Co się stało?! – zapytała, gwałtownie siadając, a potem jęknęła, łapiąc się za klatkę piersiową. Ból, jaki ją przeszył, może nie był nie do wytrzymania, ale też nie był lekki. Wspomnienia wróciły do jej głowy, jej serce zabiło szybciej. Ostatnie, co pamiętała, to Shan i jego Mangekyo Sharingan.

Sharona poczuła, jak Shimamura delikatnie dotyka jej ramion. Przytuliła go na chwilę, wdzięczna za tę obecność. Gdzieś na krańcach umysłu wciąż czuła strach, którego nie umiała się pozbyć. Klon Shimamury odwzajemnił jej uścisk i przez chwilę trwali tak, przytuleni do siebie.

- Co się stało, nic nie rozumiem? – zapytała w końcu, dotykając miejsca, w które brat wbił należącą do niej katanę. Pamiętała to aż nazbyt wyraźnie; spojrzenie Shana było śmiertelnie poważne, a brat był zupełnie nieludzki, jakby nie był sobą. – Gdzie jest twoje prawdziwe ciało?

- W Konosze – odrzekł klon. – Shar, połóż się, jesteś osłabiona – dodał z troską, ale ona potrząsnęła głową. Chciała najpierw dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Poza tym nienawidziła, jak ktoś traktował ją jak słabe dziecko, była kapitanem oddziału ANBU, była silna i bezwzględna.

- Przestań to powtarzać – warknęła. – Co się stało? Gdzie jest Shan? Dlaczego tu jestem?

- Shan potrzebował dowodu, że popiera Cho-No-Ryoku-Sha, ale żaden z nas nie spodziewał się, że nawiniesz się akurat ty – odpowiedział Shimamura. – Plan był taki, żeby porwać przypadkową osobę z wioski. Wiesz, „niewinnego” do zamordowania, ale tamci zorientowali się, że śledziłaś brata. Wybór padł na ciebie, nie mieliśmy jak tego odkręcić.

- My?

- Ja, Nihat i Shan – odrzekł Shimamura. – Byłem na tej polanie, Nihat ukrył mnie przed wzrokiem wszystkich. Po tym, jak Shan cię dźgnął, Nihat najszybciej jak było to możliwe wciągnął cię pod moją tarczę, a ja zaraz przystąpiłem do leczenia. Straciłaś trochę więcej krwi, niż planowaliśmy, na szczęście nic ci się nie stało. Rana jeszcze trochę boli, ale nie zagraża życiu. Może nie jestem wybitnym medykiem jak twoja matka, ale dałem radę ją zasklepić, a sam cios był zaplanowany i idealnie przez Shana wymierzony. Miał jedynie wyglądać na śmiertelny. Twój brat spisał się doskonale, nie przypuszczałem, że może być tak… tak twardy i opanowany. Tym bardziej, że wciągnięcie go do mojego planu było nagłe i wynikło z okoliczności.

Przez chwilę milczała, trawiąc te informacje. Shan przebił ją mieczem bez żadnego zawahania; w tamtym momencie naprawdę uwierzyła w całe to kłamstwo. W oczach brata nie dostrzegała choćby krzty litości czy uczucia. Patrzył na nią jakby była obca, jakby nie była jego siostrą…

- Plan się powiódł? – zapytała rzeczowo. Sama dla powodzenia misji robiła różne rzeczy, nie przypuszczała jednak, że Shan byłby zdolny do czegoś takiego… Nie doceniała własnego brata.

Shimamura skinął głową.

- Tak. Shan zyskał zaufanie wroga, w końcu na ich oczach zabił siostrę.

- Ty, Nihat i Shan. Dlaczego Nihat? – zapytała. Dalej niewiele rozumiała z tego, co przyjaciel mówił. Jedyną jasną rzeczą było, że Shan i Shimamura usiłowali zinfiltrować szeregi wroga, zapewne bez wiedzy Hokage. Co z nimi robił psychotronik, który dopiero co zdradził Konohę?

- Nihat współpracuje ze mną od lat, to mój wspólnik. Zapewne znasz go pod pseudonimem Cash – odpowiedział blondyn. Wyprostowała się i spojrzała na niego zdumiona. Oczywiście, że znała tę ksywkę. Ten cały Cash pomógł Lordowi Hokage i jej ojcu pozbyć się Hiroetsu. Podobno był szpiegiem idealnym i podobno nie żył!

- Jak oszukałeś Mei i Mintao? – zapytała zdumiona, ale zaraz sama sobie odpowiedziała na pytanie: – Nihat zablokował twoje myśli! Ale jak je sfabrykowaliście? Bliźniaki zapewniły Lorda Hokage, że Cash zginął! Wyczytali to z twoich myśli!

Shimamura odetchnął i usiadł wygodniej w krześle.

- To, co widziały bliźniaki, było po części prawdziwymi wspomnieniami. Nihat walczył z Cho-No-Ryoku-Sha, na samym początku, kiedy go odkryli. Ale go nie zabili, darowali mu życie w zamian za przyłączenie się do nich. Przekonanie ich, że wierzy w ich ideały było dla Nihata pestką. O mnie nawet nie mieli pojęcia, nie znali drugiej tożsamości chłopaka. Informacja o jego śmierci była wyobrażeniami. Nie wiem, jak Nihat to robi, ale on jakby potrafi zamknąć poszczególne myśli… wyobrażenia czy fantazje… w swojej barierze. Takiej bańce wspomnień i myśli. To właśnie takie, jak to ujęłaś, sfabrykowane wspomnienia pokazaliśmy bliźniakom. Moc danego psychotronika zależy od ograniczeń… jego samego. Jego kreatywności, jego pomysłów. Nihat, pomagając mi, miał wiele okazji, by gimnastykować swoją moc, by ją poznać, przekształcać, kombinować. Nigdy nie był shinobi, kiedy go spotkałem, był dzieciakiem, nie znał żadnych jutsu. Nauczyłem go walczyć, ale całej reszty nauczył się sam. W Konosze w szkole nazywaliby go geniuszem.

Pokiwała głową. Wszystko powoli zaczynało się układać w logiczną całość.

- Jest lepszy od Junichiego – mruknęła Sharona, na co klon Shimamury pokręcił głową.

- Junichi jeszcze nie zna swoich możliwości. Jest teraz najbardziej kreatywny, to prawda, ale jeszcze nie umie z premedytacją posługiwać się swoją mocą. Kiedy przyjdzie ten czas, może stracić swoją dziecięcą kreatywność, albo wręcz przeciwnie, ten czas nie przeminie i dalej będzie umiał robić ze swoją mocą wszystko, czego tylko zechce. Wszystko siedzi tutaj. – Shimamura postukał się w skroń, uśmiechając lekko, a ona odwzajemniła ten uśmiech. Chyba rozumiała, co chce powiedzieć.

- Jak Shan znalazł się w tym szalonym planie? – zapytała.

- Potrzebowaliśmy dodatkowego wsparcia – odparł mężczyzna. – Okazja nadarzyła się sama. Shan wpadł w oko Asuce, chciała go zwerbować, zaproponowała to Hikariemu. Założenie nowego świata, który chce stworzyć Hikari jest takie, że ktoś musi ten świat zbudować, dlatego łączy psychotroników w pary. Asuka wymyśliła sobie, że będzie ten świat budować z Shanem. Nihat ujawnił się przed twoim bratem i opowiedział mu, o co chodzi. Oficjalnie, przekazał mu propozycję Asuki. Nieoficjalnie, opowiedział mu wszystko, co wiedzieliśmy i wciągnął go do naszego planu.

- Dlaczego nie poszedłeś z tym od razu do Lorda Hokage? – zapytała zdumiona Sharona. – Dlaczego zrobiliście to wszystko w tak zamotany sposób?

- Bo na szali wisi życie wszystkich mieszkańców Konohy, dlatego – odpowiedział Shimamura. – Lord Hokage, wiedząc o zagrożeniu, nie stałby z założonymi rękami i mu się nie przyglądał. A my nie znaliśmy sposobu, aby powstrzymać Hikariego. Jego moc jest potężniejsza od mocy Nihata. Junichi kruszy tarcze Nihata, zaś Hikari potrafi je przepalać, jego moc dosłownie prześwituje przez jego tarcze. Widząc Wioskę w zagrożeniu, Lord Hokage usiłowałby to zagrożenie zatrzymać za wszelką cenę. Ujawnienie zniweczyłoby cały plan. Skończyłoby się to katastrofą, dlatego trzeba było dokonać wszystkiego w kontrolowanych warunkach. Jeden błąd i z Konohy zostałyby zgliszcza.

- Co masz na myśli? – zapytała ze zgrozą Sharona.

Shimamura chciał odpowiedzieć, już otwierał usta, ale w tym samym momencie okolicą wstrząsnął potężny huk, a wszystko dookoła zadygotało. Z desek na suficie posypał się kurz, ogniki stojących na stole świec zamigotały, szyby w oknach zadzwoniły o siebie. Miała wrażenie, jakby zatrzęsła się nie tylko ta opuszczona chata, ale cała okolica.

- Co to, do cholery?! – wrzasnęła, ale klon Shimamury nie odpowiedział, tylko zniknął w kłębach białego dymu.

*

Shan miał nadzieję, że Mei niczego nie schrzani. Ufał przyjaciółce, Mei była rozsądna, ale  miała charakterek jak jej tata, a Hokage nie należał do cierpliwych osób. A plan Nihata zakładał, że pannie Uzumaki nic się nie stanie. Shan wolał tego dopilnować, inaczej Nihat urwałby mu coś więcej, niż tylko głowę. Obiecał, że Mei będzie bezpieczna. Świat miał się walić, ale Mei miała być cała i zdrowa.

Shan westchnął, biorąc małego, wciąż nieprzytomnego Junichiego pod pachę. Nie znosił zakochanych ludzi, bo byli irytujący…

Przyjaciółka rzuciła mu pobłażliwe spojrzenie. Dostrzegł rumieniec na jej policzku i uśmiechnął się półgębkiem.

Może skupmy się na twoim planie, Shan – zaproponował Mintao, czemu towarzyszyło lekki ukłucie bólu. Zawsze, gdy gadali do jego myśli, to głowa go bolała. Nie lubił tego, ale w tym momencie to była jedyna możliwość komunikacji.

Czym prędzej opowiedział im, co ma na myśli. Porozumiewanie się w ten sposób miało też plusy – trwało o wiele krócej, bo mógł przekazywać nie tylko słowa, ale i obrazy.

Mei odwracała uwagę przeciwników.

- Jesteś szaleńcem i powinieneś się leczyć! – darła się dziewczyna wprost do Hikariego. Shan był zdumiony, że jeszcze nie zaatakowała przywódcy Cho-No-Ryoku-Sha. Kosztowało ją to pewnie całą dostępną samokontrolę. – Tylko wariat robi takie rzeczy!

- Jeszcze nie rozumiesz wspaniałości mojego planu, drogie dziecko – odrzekł Hikari, uśmiechając się lekko. Mówił z łagodnością dobrego wujka, ale Shan wiedział, że to tylko pozory. Mintao przekazywał reszcie ekipy szczegóły planu. Shan patrzył, jak kolejne osoby z Nowej Generacji krzywią się lekko z bólu, a potem zdumione spoglądają to na niego, to na bliźniaki. Zaczęła rodzić się wśród nich nadzieja; Maya ocierała łzy z twarzy, w jej oczach błysnęła determinacja. Lala rozglądała się dookoła, jakby właśnie zdała sobie sprawę, że otaczają ją liczne rośliny; Oksu palcami dotknęła sakiewki przy swoim boku, gdzie miała sprzęt przekształcony z kul po Hiroetsu; Faraon zerknął w górę, nad zbierające się nad ich głowami chmury – gdy przemknął przez nie fioletowy grzmot, chłopak uśmiechnął się lekko.

Nie byli już bezbronni, wszyscy mieli swoje moce. Shan uśmiechnął się do siebie, zadowolony. Nadszedł czas, aby odpłacić wrogom za podniesienie ręki na Konohę.

- Teraz wydaje wam się, że przeżyliście tragedię – Gadał dalej Hikari, a pozostali Cho-No-Ryoku-Sha milczeli, gotowi do walki. Jeszcze nie zdawali sobie sprawy, co właściwie się dzieje – ale za jakiś czas, kiedy będziecie szczęśliwi i zadowoleni, że nikt was nie prześladuje, podziękujecie mi za wszystko, co dla was zrobiłem. Kiedy Ukryte Wioski przestaną istnieć, na ich zgliszczach zbudujemy świat tylko dla nas. Takako sprawi, że z morza wyłonią się nowe lądy. Cheko pokryje te lądy zielenią, Mizune napełni je wodą… Stworzymy wszystko od początku i nikt już nie będzie sam, nikt nie będzie cierpiał z powodu odrzucenia, nikt…

- To chore! – zawołała Lala. – Niczego nie będę z tobą budować!

Na twarzy Hikariego w końcu odmalowało się zirytowanie.

- Nie mogę cię winić za to, że jeszcze nie rozumiesz, dziecko – odrzekł jednak. – Mamy czas. Zdążycie się przekonać do naszej sprawy, zresztą, nie macie wyjścia…

- Oj chyba jednak mamy – odpowiedziała Mei. Hikari spojrzał na nią bez zrozumienia, tak jak cała reszta przeciwników. – TERAZ!

Szok, jaki pojawił się na twarzach przeciwników, sprawił Shanowi prawdziwą przyjemność. Odmienił swojego klona i rzucił się do przyjaciół, by stanąć w szeregu razem z nimi, a nie wśród wrogów. Wokół nich wybuchła ściana ognia, kierowana przez Mayę, aby przeciwnicy nie mogli ich od razu zaatakować. Potrzebowali kilku sekund na przegrupowanie się i zajęcie odpowiednich pozycji.

W myślach podzielili się zadaniami tak, aby każdy zajął się innym przeciwnikiem – Mei miała unieszkodliwić Hikariego, Maya zająć się siostrą, Mintao Aratą zaś Shan Takako. Reszta, czyli Oksu, Lala i Faraon, odpowiadali za wsparcie i ochronę tyłów, bo najmniej znali się na walce. Jego klon zabrał Junichiego, aby Shan miał wolne ręce. Mieli przewagę liczebną nad przeciwnikami, bo strategia tamtych opierała się całkowicie na mocy Nihata, którego z nimi nie było. Shan po raz kolejny pomyślał, że Cho-No-Ryoku-Sha tak bardzo polegali na swoich mocach i na mocach Nihata, że zupełnie zapomnieli, że oni wszyscy byli shinobi, a walka i podstępy to była ich druga natura.

Trwało to dosłownie trzy sekundy, ogień opadł, a Shan ujrzał klęczącego na ziemi, krzyczącego i trzymającego się za głowę Hikariego. Mei patrzyła na niego z satysfakcją, jakiej Shan nigdy nie widział na jej twarzy – wyglądało to tak, jakby dziewczyna dosłownie chciała zniszczyć jego mózg.

To jednak spowodowało, że stała się celem. Gdy pozostała trójka przeciwników zorientowała się, co Mei robi, natychmiast ją zaatakowała.

Atak Asuki rozbił się o ścianę ognia, atak Takako o złote Susanoo Shana, ale Mei i tak musiała przerwać i odskoczyć, bo nikt z nich nie zdołał zatrzymać Araty. Chłopak cisnął w dziewczynę czymś, co wyglądało jak purpurowo-czarny kunai utkany z chuj wie czego, jak ocenił Shan. Ten kunai przeniknął przez ogień i tarczę, jaką stworzyła Oksu, jakby przechodził przez powietrze. Nie zdołały go także złapać pnącze Lali.

- Arata! – wydarła się Asuka. – Zabierz stąd mistrza! Już!

- Po moim trupie! – krzyknnęła Mei, rzucając ku przeciwnikowi, ale pod stopami Hikariego utworzył się portal, w który mężczyzna wpadł jak w otchłań. Mei nie zdążyła nic zrobić, portal zamknął się, zostawiając na polu walki tylko trójkę przeciwników. – Znajdę go, osłaniajcie mnie! – zawołała Mei, zamierając w bezruchu. Maya i Mintao stanęli przy niej, wyciągając czarne kunaie.

Na chwilę zapanował spokój. Wściekła Asuka spojrzała po nich, aż jej oczy zatrzymały się na twarzy Shana.

- Gdzie jest Nihat? – zapytała. Takako stał po jej prawej stronie, Arata po lewej. Nad ich głowami przetoczył się grzmot, a w skały niedaleko uderzył fioletowy piorun.

- Jeszcze nie rozumiesz? – zapytał ją Shan, śmiejąc się. – Jest jednym z nas, od samego początku – odpowiedział. Twarz kobiety zbladła lekko, ale poza tym nie dała po sobie poznać, że ta informacja jakoś nią wstrząsnęła. Po chwili Asuka również zaczęła się śmiać. Shan pomyślał, że zupełnie jej odbiło.