niedziela, 7 maja 2023

NG. Rozdział 47

 Kontynuujemy naszą przygodę!

Publikuję tak szybko, bo czekania na dalsze rozdziały było aż za dużo. Mam zamiar skończyć to opowiadanie choćby nie wiem co :-)

Gdy wygrzebałam swoje stare notatki, dotyczące NG, aż nie mogłam uwierzyć, ile lat minęło. Są naprawdę stare. Niektóre z poniższych scen były pisane na samym początku, jako pierwsze, w tym samym czasie, co pierwsze rozdziały "Hiroetsu". Oczywiście, po tylu latach wymagały porządnego zaktualizowania, ale rdzeń rdzenia został taki sam.

Już nie przeciągam! Zapraszam!

*

„moje ciało umiera w samo południe

którego nigdy nie było

moje ciało nie jest moje

ponieważ należy tylko do mnie

moje ciało jest moją nocą

gęstą nocą

bezbrzeżną nocą

której początku nie pamiętam

a końca nawet nie zauważę.”

            Tadeusz Olszewski

           

            *

            Shan Uchiha otworzył oczy i spojrzał na sufit w swoim pokoju. W nocy nie mógł spać, gdy wrócił jakoś nie mógł zmusić się do snu, a teraz była szósta rano i… I już się obudził. Nie miał pojęcia, kiedy zasnął i ile w sumie spał, może to była godzina, może dwie. I już musiał wstać i zmierzyć się z tym dniem.

            Usiadł. Z westchnieniem przetarł twarz, a potem zwlókł się z łóżka. Polazł pod prysznic.

Stojąc pod strumieniem wody myślał o wielu rzeczach. Dużą część jego myśli zaprzątała Mei, kolejną Nihat, jeszcze dalszą Asuka. A co najważniejsze, misja, jaką powierzył mu mistrz Hikari.

Wyszedł spod prysznica, wytarł się i spojrzał w lustro nad umywalką. Z tafli szkła spojrzały na niego krwistoczerwone oczy. Mrugnął i po chwili zamigotała w nich charakterystyczna gwiazda, gdy pojawił się Mangekyo Sharingan. Przyjrzał się sobie samemu, swoim oczom i temu, jak podobny był do ojca. Miał taki sam kształt podbródka, takie same oczy, taki sam nos. Czasem, gdy tak na siebie patrzył, nie poznawał swojego odbicia w lustrze.

Odetchnął głęboko, dezaktywował Mangekyo i zaczął się ubierać. Nie było czasu na zastanawianie się. Na nic już nie było czasu.

Wyszedł z łazienki i pewnym krokiem udał się do kuchni.

W pomieszczeniu zastał swoich rodziców – ojciec siedział w zamyśleniu przy stole, co chwila zerkał nad swoją głowę, jakby chciał spalić to coś, co wisiało nad każdym z nich, ale tego czegoś niestety nie dostrzegał, nawet Rinneganem. Matka chyba już o wszystkim wiedziała, bo jej mina nie była o wiele lepsza.

- Czy Naruto wie już coś więcej? – zapytała rzeczowym tonem, zwracając się do Shana, bo najwidoczniej uznała, że skoro pomaga Hokage, może wiedzieć więcej niż oni.

- Nie, nic więcej nie wiadomo. Wczoraj oddział ANBU przeszukał mieszkanie Nihata, ale nic tam nie było – odpowiedział.

- A co mamy robić? – warknął nagle ojciec. – Użyli portalu, mogą być wszędzie, nie wyśledzimy ich. Próbowałem, ale nie mogę znaleźć miejsca ich pobytu. Mamy za mało informacji. I te cholerne „bąbelki”…!

- To co, siedzimy i czekamy na ich ruch?! – zapytała matka.

- Spokojnie, Lord Hokage ma jakiś pomysł. Mamy się wszyscy stawić na placu przed budynkiem administracyjnym, dziś w samo południe.

Ojciec spojrzał na niego, marszcząc nos.

- Jak to, Naruto wczoraj nic o tym nie mówił – powiedział.

- Było ustalone już wcześniej, nieobecność Nihata niczego nie zmienia. Ty mamo, też masz tam być – powiedział. – W końcu jesteś w tym projekcie badawczym. Shar pomaga teraz Simamurze, Lord Hokage coś tam im zlecił. Ich też muszę poszukać.

- To dlatego wczoraj wieczorem tak szybko wyszła? – zdziwiła się mama. – Nic nawet nie powiedziała.

- Tak, dostała wezwanie od Lorda Hokage. Dziś pewnie się wszystko wyjaśni – odpowiedział niedbale Shan.

- Co Naruto zaplanował? – zapytała mama, na co Shan wzruszył ramionami.

- Nie wiem – mruknął, sięgając po miseczkę z ryżem. – Pewnie dowiemy się w południe. Smacznego!

Natychmiast zaczął jeść. Musiał dziś załatwić wiele spraw, musiał odwiedzić wszystkich psychotroników, powiadomić ich o czasie i miejscu zbiórki.

Po śniadaniu pożegnał swoją rodzinę i czym prędzej opuścił dom. W pierwszej kolejności udał się do mieszkania Nowej Generacji, aby reszcie ekipy przekazać, gdzie mają się znaleźć dziś w południe. Lala ucieszyła się na wieść, że Hokage postanowił coś zrobić, chyba nie lubiła trwać w bezczynności. Oksu była trochę przestraszona, ale uspokoił ją, bo jej niepokój tylko by wszystko popsuł. Faraon jak zawsze gotował się do działania, jego nie trzeba było do niczego namawiać. To wiele upraszczało.

Potem Shan udał się do Mayi. Dziewczyna była w swoim mieszkaniu, zbierała się na trening z sensei Kakashim.

- Przekażesz Mintao i Mei, że mają być w południe? – zapytał, kiedy dziewczyna obiecała, że na pewno będzie na miejscu. Wolał nie ryzykować spotkania z bliźniakami. Wiedział, że Nihat zablokował coś w jego głowie, że nawet gdyby chciał, nie mógłby się zdradzić choćby myślą, ale wolał dmuchać na zimne. Mei znała go lepiej niż ktokolwiek inny, jeden fałszywy gest i od razu wiedziałaby, że coś jest nie tak. – Nie mam już czasu, muszę wracać do pracy. I niech pani Hinata przyjdzie z Junichim, im też powiesz?

- Nie powiesz mi, co mistrz wymyślił? – spytała dziewczyna, zawiązując na oku ochraniacz z symbolem Konohy. Shan potrząsnął głową.

- Sam nie wiem – odpowiedział, jedną noga już będąc za progiem jej mieszkania. – Widzimy się w południe, na placu przed siedzibą Hokage. Na razie, przekaż bliźniakom i pani Hinacie!

- Jasne!

Shan wybiegł z mieszkania Mayki, zerkając na zegarek. Musiał jeszcze odnaleźć Shimamurę.

Miał mało czasu…

*

- Nie mam bladego pojęcia, co teraz powinniśmy zrobić – powiedziałem do Bana i Shikamaru, kiedy jeszcze raz przedyskutowaliśmy wydarzenia z przedwczoraj. Godzinę po zdradzie Nihata zmobilizowałem wszystkie oddziały ANBU, jakie obecnie były w Wiosce, informując ich o sytuacji kryzysowej i do tej pory nie odwołałem rozkazu. Mieszkańcy wnioski wyglądali na nieco zaniepokojonych zwiększoną ilością patroli. Jounini trwali w gotowości, ściągałem do wioski tych, którzy przebywali na mniej ważnych misjach. Była jakaś przyczyna, że Cho-No-Ryoku-Sha odwołali Nihata, coś planowali, tylko wciąż nie mieliśmy pojęcia, co to jest, dlatego musieliśmy być gotowi na wszystko. – Junichi stanowczo odmawia usunięcia „bąbelków”, twierdzi, że będzie to miało jakieś złe skutki. Ufam mojemu synowi, a w każdym razie jego intuicji co do niebezpiecznych rzeczy…

- Co jeszcze Nihat mógł robić w tej wiosce? – zastanowił się głośno Shikamaru. – Wydawało się, że jego obecność tu nie ma celu, chodził do pracy, spotykał się z Mei… ANBU, którzy go śledzili, nie mieli żadnych zarzutów co do jego postępowania…

- Nie wiemy, na ile się osłaniał przed nimi swoimi tarczami. Ile widzieli naprawdę, a ile sam im pokazywał. Ban, daj mi na biurko wszystko, co o nim mamy – powiedziałem, a chłopak skinął głową i zaczął chodzić po gabinecie, kompletując papiery. Chwilę później na moim biurku wylądowała niebieska teczka. Chciałem, aby dokumenty o psychotronikach jakoś się wyróżniały, Ban wybrał niebieski kolor.

Spojrzałem na zdjęcie Nihata, zrobione z ukrycia. Chłopak siedział w Ichiraku i choć nie było tego na zdjęciu widać, podejrzewałem, że towarzyszyła mu Mei, bo psychotronik miał na sobie czarną yukatę. Było to zdjęcie z festynu, jaki urządziły dzieciaki. Nihat nie chciał się do organizowania zabawy przyłączyć, to nam jasno mówiło, że zdobywanie informacji o dzieciakach też nie było jego celem. Co w takim razie spowodowało, że musiał być w Konosze? Po co został tu przysłany, jeśli nie po informacje?

- Po co tu przyszedłeś? – zapytałem, patrząc na zdjęcie. – Czego chciałeś? Czego szukałeś?

Zdjęcie oczywiście milczało, więc z westchnieniem odłożyłem je na biurko. W tym samym momencie drzwi mojego gabinetu otworzyły się z rozmachem i do pomieszczenia wpadł Shan.

- Dzień dobry! – zawołał chłopak od progu. Jego entuzjazm spowodował, że wszyscy na niego spojrzeliśmy jak na nienormalnego.

- Shan – powiedziałem z naganą – czy ty chociaż raz możesz być na czas? Co ci do cholery przeszkodziło dziś w punktualnym dotarciu do pracy? Przy tym wszystkim, co się dzieje!

Shan wywrócił oczami.

- Spokojnie, Lordzie Hokage, świat się przecież nie wali – zbagatelizował sytuację Uchiha, podchodząc do mojego biurka. – Jak się ma Mei? – zapytał ostrożnie.

Wzruszyłem ramionami. Rano Mei oczywiście nie miała dobrego humoru, ale wydawało mi się, że swój smutek przekuła we wściekłość. Hinata z nią wczoraj trochę porozmawiała, zawsze miała z córką dobry kontakt, potrafiła przelać na nią trochę swojego spokoju, zapanować nad jej gwałtownym charakterem. Właśnie to najbardziej kochałem w Hinacie – żyła z czwórką narwańców, ze mną i naszymi dziećmi, i swoją łagodnością i spokojem panowała nad tym całym chaosem, jaki tworzyliśmy wokół siebie.

- Jest… załamana – powiedziałem ostrożnie. – Ale jakoś się trzyma.

- To dobrze – odparł Shan rzeczowym tonem. – To co robimy, Lordzie Hokage, jakie są rozkazy?

- Ban, wtajemnicz Shana w to, co ustaliliśmy zanim przyszedł – powiedziałem. Ban i Uchiha usiedli na kanapie w kącie gabinetu, a Shikamaru usiadł na krześle naprzeciw mojego biurka.

- Myślisz, że teraz zaatakują Konohę? – zapytał. Podrapałem się po karku. Przewidywałem takie posunięcie, dlatego zwiększyłem ilość patroli.

- Nie mają takiej siły, mamy miażdżącą przewagę liczebną – odpowiedziałem. – Kilkoro dzieciaków nie będzie w stanie zagrozić wiosce. Bardziej martwię się, że coś mogą zrobić dzieciakom z Nowej Generacji. Próbowali zwerbować ich po dobroci, teraz mogą chcieć użyć siły. ANBU cały czas ma na oku każdego psychotronika. Jeśli cokolwiek się wydarzy, natychmiast zostanę powiadomiony.

- Brak nam punktu zaczepienia… - mruknął Shikamaru.

- Jeszcze raz przycisnę Junichiego, by więcej opowiedział o bąbelkach. Możemy też przeszukać z nim wioskę, jeśli Nihat miał tu jakieś zadanie, powinno to zostawić jakiś ślad. Przynajmniej wiemy już, dlaczego Mei i Mintao nie mogli przeczytać żadnego z naszych przeciwników. Jeśli Nihat od początku stał po ich stronie, to on ich „osłaniał”, w ukryciu  asystował przy ich działaniach. Niepokoi mnie jego moc, jest… nie można przewidzieć, co zrobi. Dlatego zajmijmy się teraz na szybko wszystkimi pilnymi papierami i weźmy potem za prawdziwą robotę. Jestem pewien, że oni niebawem znów wypełzną, a wtedy nie wiadomo, co zrobią…

Shikamaru przytaknął, a ja wyciągnąłem z szuflady pod biurkiem kilka ciężkich, grubych teczek, pełnych dokumentów. Czekało nas dziś dużo pracy.

*

Nihat siedział na trawie i przyglądał się, jak zniecierpliwiony Takako przechadza się to w jedną, to w drugą stronę. Czekanie nie było mocą stroną tego wariata. Nihat go szczerze nie znosił, nienawidził z nim współpracować, zwłaszcza wtedy, kiedy nie było Asuki. Nie miał pojęcia, dlaczego tkwi w tym cholernym patrolu pod Konohą, ale takie były rozkazy mistrza. Wolałby jednak, żeby ten dureń był wszędzie, tylko nie tu. Sam Arata by wystarczył.

- Czas się zbliża – powiedział, na chwilę odrywając wzrok od Takako i spoglądając na słońce. – Arata, na co czekasz?

Młodszy chłopak siedział pod drzewem niedaleko, ale na jego słowa zerwał się z ziemi i wyciągając rękę, natychmiast zabrał za otwieranie portalu. Nihat osłonił się przed irytującym dźwiękiem, jaki temu towarzyszył, a potem wstał.

Purpurowo-czarna dziura pojawiła się przed nimi. Miała poszarpane brzegi, była wielkości dorosłego mężczyzny. Chwilę później z tej czarnej przestrzeni wyskoczyła Asuka, a za nią z gracją wyłonił się mistrz Hikari, jak zawsze ubrany w jasną szatę z szerokimi rękawami. Jego długie, falowane, jasnoblond włosy powiewały na wietrze, szarpane lekkim wiatrem. Oczy miał zamknięte, na jego ustach błąkał się lekki uśmiech.

Portal zniknął.

- Moi drodzy! – zawołał Hikari, rozkładając szeroko ręce, jakby chciał objąć ich czwórkę. Reszta została na wyspie, nigdy nie brali pod uwagę Mizune czy małego Kazuo. Z tego co Nihat wiedział, Asuka zwerbowała jeszcze jedną osobę, jakiegoś chłopaka, ale był on z nimi za krótko, by mogli zabrać go na akcję. Nihat tak wolał, nie lubił, kiedy coś go zaskakiwało, a nie znał tego nowego chłopaka, bo wedle rozkazu, cały czas tkwił w Konosze, aby dopilnować przygotowań. – Asuka, Takako, Nihat, Arata, moje dzieci! Dziś stworzymy dla nas wszystkich nowy świat! Dziś połączymy się z naszymi braćmi i siostrami! Dziś położymy kres tym, którzy nami gardzą i który już dawno powinni zostać zgładzeni!

Asuka spijała każde słowo z ust Hikariego, Takako przyglądał się mistrzowi z okrutnym uśmiechem na twarzy i tylko Arata zdawał się być niepewny, ale milczał. Nihat wiedział, że Arata był ich najsłabszym punktem, Hikari chciał go mieć przy sobie ze względu na moc chłopaka, jednak sam Arata nie lubił przemocy. Walczył świetnie, Nihat uwielbiał sparingi z nim, ich moce doskonale współgrały ze sobą ale i niwelowały się wzajemnie, co dawało im możliwość poznania własnych ograniczeń. To głównie dzięki Aracie poznał swoje granice i swoje możliwości. Chłopak był inteligentny i szybki w działaniu, ale jednocześnie miał najwięcej wątpliwości. Nihat wiedział, że musi na niego uważać i mieć go na oku, jeśli misja miała się udać, bo nigdy nie było wiadomo, co chłopak zrobi.

- Nihat! – Hikari zwrócił się do niego, wiec spojrzał w niewidzące oczy mistrza.

- Tak, mistrzu? – zapytał cicho.

- Rozumiem, że na miejscu wszystko jest gotowe?

- Tak mistrzu, wszystko zostało przygotowane, czas i miejsce ustalone wedle twojego rozkazu – odparł Nihat zgodnie z prawdą. – Nie spodziewałem się jednak, że zostanę zdekonspirowany. Co to miało na celu? – musiał zadać to pytanie, bo wcześniej nie miał okazji.

Mistrz uśmiechnął się do niego ciepło.

- Wolę cię mieć przy sobie, dużo wziąłeś na swoje barki, najwięcej z nas wszystkich. Chcę mieć pewność, że mój plan powiedzie się…

- Powiedzie – odpowiedział Nihat z mocą. – Wykonam swoje zadanie do końca, mistrzu. Wiesz, kim był mój ojciec, doskonale wiesz, jak bardzo nienawidzę tego całego robactwa… Pragnę je wyplenić równie mocno, co ty, mistrzu…

- Wiem, mój drogi, wiem – odparł Hikari. Podszedł do niego i delikatnie położył mu rękę na ramieniu. – Razem pozbędziemy się tej zarazy. Tylko razem jesteśmy silni. Tylko razem możemy wszystko.

- Tak mistrzu – przytaknęła zaraz Asuka. – Czas nas goni, musimy się pospieszyć.

- Załatwimy wszystko szybko i sprawnie – dodał Takako. – Nie mogę się doczekać, kiedy dostanę swoją słodką nagrodę.

- Oksu jest jedną z nas – powiedział do niego Hikari. – To, że została tobie obiecana nie oznacza, że masz ją traktować jakby była człowiekiem.

- Wiem, mistrzu – odrzekł Takako, schylając lekko głowę. – Po prostu nie mogę się doczekać, kiedy znów będzie moja…

Hikari nie odpowiedział już nic, co sprawiło, że na ustach Takako zatańczył kolejny okrutny uśmieszek. Mistrz obrócił się ku Aracie.

- Arata, już czas – rzekł. – Działaj.

Chłopak przytaknął i wyciągnął przed siebie ręce, po raz kolejny otwierając portal. Tym razem Nihat też osłonił się przed tym dźwiękiem, ale nie uznał za stosowne, by osłonić resztę towarzystwa, a zwłaszcza Takako.

Miał misję do wykonania, musiał oszczędzać siły.

*

Chakrę Sasuke poczułem, gdy tylko przyjaciel znalazł się na placu pod siedzibą Hokage. Ku mojemu zdumieniu, towarzyszyła mu Sakura. Skupiłem się nieco bardziej na otaczającym mnie świecie, wyczułem Hinatę i wszystkie nasze dzieciaki, zbliżające się do budynków administracyjnych.

Wstałem od biurka, podszedłem do okna i wyjrzałem na plac. Sasuke i Sakura rozmawiali o czymś, przyjaciel wyglądał na lekko zniecierpliwionego. Zza zakrętu wyłonili się moi bliscy, czułem też zmierzające w tę stronę dzieciaki z Nowej Generacji.

- Eee… Ktoś mi wytłumaczy, dlaczego wszyscy zbierają się na placu? – zapytałem, oglądając się na moich trzech pomocników, a oni podnieśli na mnie wzrok.

- Co? – zapytał zdezorientowany Shikamaru.

- Wszyscy przyszli na plac. Em… chodźcie, zobaczcie…

Shikamaru, Ban i Shan zbliżyli się do mnie i również wyjrzeli przez okno.

- Może coś się stało? – zapytał Ban.

- Nie wyglądają, jakby coś się stało – odparł na to Shikamaru. Shan milczał, spoglądając w dół, na plac, gdzie zbierali się nasi bliscy. Zerknął na zegarek.

- Chodźmy – powiedziałem, odwracając się od okna. – Sprawdzimy, co się dzieje.

Opuściliśmy gabinet i we czterech skierowaliśmy się na dół, na plac przed budynek. Kiedy przez drzwi główne wyszliśmy na zewnątrz, przed siedzibą czekał na nas spory tłumek. Faraon i Junichi ganiali się dookoła wszystkich, Hinata patrzyła na to z uśmiechem. Maya stała obok Mintao, który, podobnie jak Mei, wpatrywał się we mnie z lekkim zdziwieniem. Lala i Oksu rozmawiały sobie, Shimamura stał na uboczu, miał zmarszczone czoło.

Sasuke odwrócił się od Sakury i spojrzał na mnie.

- Jesteśmy, co chciałeś? – zapytał rzeczowo, na co ja zmarszczyłem czoło i wskazałem palcem na samego siebie.

- Ja chciałem? – zapytałem zdziwiony. – To wy, co wy wszyscy tu robicie?

- Wezwałeś nas – odpowiedziała Sakura, zerkając za moje plecy, na swojego syna. – Shan kazał nam się tu stawić.

- Kazał się stawić nam wszystkim! – zawołała Lala.

- Shan, o co chodzi? – zapytała Mei. Minę miała niepewną, jakby nie wiedziała, co właściwie odczytuje z myśli przyjaciela. – Nic nie rozumiem… Dlaczego nie mogę zajrzeć w twoje myśli?

Wszyscy spojrzeli na Shana, który uśmiechał się szeroko, cofając o kilka kroków do tyłu. Zmarszczyłem nos, wiedząc Sharingana w jego oczach, bo chłopak rzadko się nim popisywał.

- A… mam dla was taką jedną niespodziankę! – zawołał, śmiejąc się, ale nim ktokolwiek zdążył zapytać o cokolwiek więcej, przestrzeń naruszył okropny, ciężki do zniesienia dźwięk otwieranego portalu.

Dzieciaki krzyknęły, większość osób, zebrana na placu zasłoniła uszy, nie mogąc wytrzymać tego przeraźliwego skrzypienia. Ja i Sasuke natychmiast stanęliśmy do siebie plecami; Uchiha wyciągnął katanę. Obaj rozglądaliśmy się za źródłem dźwięku, za miejscem, gdzie otworzy się portal.

I wtedy go dostrzegłem… czarno-purpurową szramę na tle błękitnego nieba, otwierającą się tuż za plecami stojącego nieco z boku Shana.

- Shan! – zawołałem. – Za tobą!

Ale chłopak nawet nie drgnął. W jego oczach rozbłysnął Mangekyo Sharingan, gdy spojrzał na mnie i uśmiechnął się… jakoś tak dziwnie, uśmiechem takim, jakiego nigdy u niego nie widziałem.

- Co on wyprawia, do cholery?! – warknął Sasuke, jednak urwał, bo z portalu zaczęły powoli wychodzić znajome nam osoby.

Pierwszy wyłonił się Nihat, zaraz za nim Asuka i Takako.  Po nich z portalu wyszedł mężczyzna, którego pierwszy raz widziałem na oczy, ale domyśliłem się, kim był – Hikari. Mężczyzna wyglądał na dobiegającego trzydziestki; był najstarszym psychotronikiem, jakiego w ogóle widziałem. Miał długie, jasne jak słońce, falowane włosy oraz pokryte bielmem oczy. Ubrany był dziwnie, w długą, białą szatę, ozdobioną złotymi wzorami przypominającymi słońce. Jego twarz natychmiast zwróciła się w moją stronę, jakby mnie widział, choć podejrzewałem, że jest ślepy.

Ostatni z portalu wyszedł Arata i natychmiast go za sobą zamknął, dzięki czemu w końcu nastała cisza.

Cała grupa stanęła po obu stronach Shana. Hikari położył chłopakowi rękę na ramieniu.

- Doskonale się spisałeś – rzekł do niego. – Asuka miała rację, mówiąc, że możemy mieć w tobie sojusznika.

- Dziękuję, mistrzu – odparł Shan, a na jego ustach pojawił się szeroki, zadowolony uśmiech. – Cała przyjemność po mojej stronie.

Przez kilka sekund wszyscy zamarliśmy w szoku, gapiąc się na Uchihę, stojącego po stronie wroga. Mój mózg nie rozumiał, co tu się działo, nie mogłem pojąć, jakim cudem patrzę w te znajome, zawsze wesołe oczy, ale ich nie poznaję. Jak? Dlaczego?

- Shan! – Pierwsza ocknęła się Mei, budząc nas wszystkich z letargu. – Co ty do cholery odwalasz?! – wydarła się do przyjaciela, ale ten nawet na nią nie spojrzał.

Ja i Sasuke nie czekaliśmy dłużej. Mei na chwilę odwróciła ich uwagę, trzeba było atakować i zyskać przewagę zanim…

I wtedy wszystko stało się w jednym czasie. Nihat wyciągnął rękę, a mnie i Sasuke nagle zatrzymała niewidzialna siła, dosłownie rozbiliśmy się o twardą jak skała ścianę, ledwo obaj zrobiliśmy krok w stronę naszych wrogów. Spojrzałem na przyjaciela i spostrzegłem, że obaj jesteśmy uwięzieni w klatkach z tarczy Nihata.

Shan w tym czasie doskoczył do Junichiego. Z przerażeniem patrzyłem, jak młody Uchiha uderza mojego najmłodszego syna w kark. Junichi zamarł, na chwilę na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, jakby się nie spodziewał, że ktokolwiek może zrobić mu krzywdę, a potem padł twarzą do przodu, nieprzytomny. Shan złapał go w pasie i podniósł, zarzucając sobie na ramię.

Otoczyły mnie krzyki moich bliskich. Wszyscy dookoła pozamykani byli w stworzonych przez Nihata klatkach, w więzieniach o kształcie sześcianu, zrobionych z przezroczystej, czarnej bariery zielonookiego psychotronika. Hinata krzyczała i uderzała w nią pięściami, usiłując dostać się do Junichiego; wewnątrz klatki Mayi szalał ogień, dziewczyna próbowała sforsować ją od wewnątrz, ale nie przynosiło to skutku. Mei patrzyła to na Shana, to na Nihata, przerażona i zdezorientowana, jakby nie mogła uwierzyć w to, co widzi; Mintao próbował Rasengana, ale bariera nie ustępowała, co zresztą mnie nie dziwiło, bo Rasengan nigdy nie działał.

Stało się jasne, czym były bąbelki. Każde z nas nosiło nad głową własne więzienie.

Ponownie zwróciłem się ku Sasuke, bo usłyszałem jego wściekłe warknięcie. Metalowe linki oplatały jego ciało, ich część owinęła mu się wokół głowy, zasłaniając oczy – wyglądało na to, że Asuka miała za zadanie zabezpieczyć Rinnegana. Sasuke szarpał się, jego katana leżała porzucona na ziemi.

Spojrzałem na Hikariego.

Mężczyzna stał i „patrzył” na mnie. Był ślepy, widziałem jego puste oczy, ale jakimś cudem doskonale orientował się w sytuacji, prawdopodobnie dzięki swoim nadnaturalnym umiejętnościom. On i jego pomocnicy nawet nie drgnęli. Nihat trzymał wyciągniętą przed siebie rękę, na jego czole wystąpiła kropla potu, jakby kontrolowanie takiej ilości barier sprawiało mu trudność. Shan zbliżył się do niego, wciąż trzymając nieprzytomnego Junichiego.

- Czego chcecie? – zapytałem, sięgając po moc Kuramy, ale ku swojemu zdumieniu natknąłem się na pustkę.

Kurama?

Odpowiedziała mi cisza, jakbym był sam, jakby Lis nie istniał.

- To nie czas na rozmowy – powiedział Hikari. – Nie mam zamiaru raczyć cię płomiennym przemówieniem, bo i tak się nie zrozumiemy.

Dookoła nas zapanowała wrzawa, kiedy reszta shinobi z okolicy zorientowała się, że coś jest nie tak. Niestety cały plac otaczała kolejna bariera, przez którą usiłowało się przebić kilku jouninów i cztery oddziały ANBU z najbliższej okolicy. Nihat zamknął w pojedynczych więzieniach nas wszystkich, a potem jeszcze założył barierę na cały plac. Wszelkie ataki rozbijały się o jego tarczę i nie czyniły jej nic złego, jakby była nie do przebicia. Siedzieliśmy wszyscy pod wielką, przezroczystą miską, nikt z Wioski nie mógł się do nas dostać.

- Coś jednak musi być twoim celem? – zapytałem Hikariego, grając na zwłokę. Gdzieś za moimi plecami był Shikamaru, byłem pewien, że właśnie obmyśla dla nas strategię. Na tym placu znajdowali się najsilniejsi shinobi w mojej wiosce, Sasuke, Sakura, moja żona, dzieciaki z Nowej Generacji… Nie byliśmy bezbronni, nie było możliwości, żeby mieli nas w szachu…

- Moim celem? Nihat, pokaż mu mój cel – powiedział Hikari. Nihat skinął głową i uniósł w górę druga rękę. Kropla potu, którą wcześniej zauważyłem na jego skroni, spłynęła w dół.

Uniosłem głowę w górę, tak samo postąpili wszyscy moi bliscy. Usłyszałem kilka krzyków, kilka słów rozpaczy. Chwilę później cała Konoha rozbrzmiała krzykami przerażenia.

Nad Konohą wisiało… słoneczko w pudełku. Ale nie było to słoneczko o jakim myślałem, małe, mieszczące się w dłoni, przetrzymywane przez mojego synka. To słoneczko, które wisiało nad Konohą, było gigantyczne. Było ogromne, przesłaniało niemal całe niebo. Zamknięte w jedną z czarnych półprzezroczystych tarczy Nihata, wyglądało jak makabryczny prezent. Ogromna, złota Bijuudama, wisząca bez ruchu jakieś trzy, może cztery kilometry nad Konohą. Jej blask oślepiał nas wszystkich.

- Tworzyłem to dzieło kilka miesięcy – rzekł Hikari – a Nihat ukrywał je pod niewidzialną barierą. Czekaliśmy tylko na moment, kiedy zgromadzisz w wiosce naszych braci i siostry. Kiedy odejdziemy, moja niespodzianka spadnie na Konohę i z twojej wioski nie zostanie kamień na kamieniu. Następna będzie Suna a potem reszta Ukrytych Wiosek. Kiedy pozbędziemy się shinobi, świat będzie należał do nas i tylko do nas – powiedział Hikari. Oderwałem wzrok od złotej kuli energii, wiszącej nam nad głowami i spojrzałem na Hikariego. Potem zerknąłem na stojącego obok niego Shana.

- Dlaczego? – chciałem wiedzieć.

- Bo sprawa jest przegrana – odparł chłopak, niedbale wzruszając ramionami. Spojrzał w górę. Wyglądał upiornie z aktywowanym Mangekyo Sharinganem i tą niewzruszoną, obojętną miną. – Konoha skazana jest na zagładę, a ja dostałem ofertę przeżycia. Poza tym to, o czym mówi mistrz Hikari, ma więcej sensu niż pan myśli, Lordzie Hokage. Shinobi są zarazą, są jak pasożyty, których należy się pozbyć. Natomiast mistrz Hikari oferuje nowy początek. Postanowiłem z niego skorzystać, skoro dostałem taką szansę.

- Słusznie – poparła go Asuka. Jej Szalone Oko miało kolor krwi, z jej ust nie schodził diabelny uśmieszek. – Tylko głupiec nie skorzystałby z takiej możliwości!

- Shan, do cholery, co ty wygadujesz?! – darła się Mei, waląc pięściami w ścianę swojego więzienia. – Masz natychmiast przestać, słyszysz?! To już nie jest zabawne! Shan!

- Koniec dyskusji! – uciął nagle rozmowę Hikari, kiedy ponownie otworzyłem usta, by kłócić się z młodym Uchihą. – Dla ciebie, Lordzie Hokage, przygotowałem wyjątkowy koniec, na który chcę sobie popatrzeć.

Shan oddał Junichiego w ręce Hikariego, a we mnie dosłownie się zagotowało na ten widok. Nie mogłem uwierzyć, że Uchiha tak po prostu przekazał mojego syna w ręce tego szaleńca. Hinata krzyczała i płakała, ale żadne z nas nie mogło nic zrobić, bo żadne nie mogło wydostać się ze swojego więzienia.

Krok do przodu wystąpił Takako i wyciągając przed siebie ręce, uniósł je ku górze.

Z podłoża wystrzeliło podwyższenie, coś jak płasko zakończony pagórek. Na jego szczycie pojawił się kamienny słup, a potem jedna poprzeczna belka, tak, że całość przypominała odwróconą do góry nogami literę „L”. Asuka machnęła ręką, a jedna z metalowych kulek oderwała się od jej paska, wydłużyła i zamieniła w stalową linkę. Gdy ta zawisła na belce, zakończona pętlą, zrozumiałem, że patrzę na szubienicę.

Dzieciaki za moimi plecami zaczęły wrzeszczeć. Gdzieś między tymi krzykami wyłapałem płacz Hinaty.

Kolejna stalowa linka, wytworzona przez Asukę, oplotła moje nadgarstki i skrępowała mi ręce za plecami. Rozpaczliwie usiłowałem sięgnąć do swoich pokładów chakry, ale znajdowałem tylko pustkę, jakbym przestał być shinobi. Zostałem odcięty od Kuramy i od własnych zasobów chakry, zostałem zupełnie pozbawiony mocy. W tym samym czasie Arata z obrzydliwym zgrzytem otwierał kolejny portal, tym razem bliżej dzieciaków. Nihat łagodnie machnął ręką, a wszystkie bariery, które otaczały dzieciaki z Nowej Generacji, zlały się w jedną, która zaczęła łagodnie popychać dzieci w stronę portalu. Zrozumiem, że chcą ich zabrać ze sobą, że dzieciaki nie zostały skazane na śmierć.

Dzieci zbiły się w ciasna grupkę, Mintao objął wyczerpaną Maykę, Mei krzyczała do Shana, Oksu płakała w objęciach Lali. Faraon wyglądał, jakby nie wiedział, co się dzieje. Żadne z nich nie korzystało już ze swoich mocy, co oznaczało, że zostali ich pozbawieni tak samo, jak ja.

Shan i Takako pochwycili mnie za ramiona, przechodząc przez barierę, jakby dla nich nie istniała.

- Idziemy! – warknął białowłosy psychotronik, ciągnąc mnie za lewe ramię.

- Ufałem ci – powiedziałem do Uchihy, usiłując się wyszarpnąć z ich uścisków. Trzymali mnie mocno, nie dając mi się wyrwać. Prowadzili mnie w stronę kamiennego podwyższenia, w stronę schodków prowadzących na górę.

- Niech pan nie histeryzuje, Lordzie Hokage – odrzekł chłopak. Jego Mangekyo Sharingan jarzył się niczym czerwona gwiazda, miał wzór oktagramu. – Wybrałem to, co dla mnie najlepsze. Zawsze ratowałem własny tyłek, to chyba nikogo nie dziwi…

- Przestań pieprzyć! Co się z tobą dzieje, do cholery?! – zdenerwowałem się.

- Zamknij się! – warknął Takako, uderzając mnie w twarz.

Stawiałem opór, kiedy prowadzili mnie na górę, w stronę kołyszącej się na wietrze liny, ale po raz pierwszy w życiu byłem bezsilny. Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje. Za plecami słyszałem rozpaczliwe krzyki mojej rodziny i innych bliskich. Gdzieś poza placem, poza otaczającą go barierą, wyły syreny ewakuacyjne.

Dotarliśmy na górę, Shan zarzucił mi pętlę na szyję. Spojrzałem mu w oczy jeszcze raz i nic tam nie dostrzegłem, jakby chłopak nie miał uczuć, jakbym patrzył na dawnego Sasuke.

- Otrząśnij się! – powiedziałem do niego, usiłując wyrwać ręce z krępujących je więzów. Miałem takie uczucie, jakby ktoś zapieczętował moją moc, jakby ktoś odciął mnie od wszelkiej chakry. Nie mogłem wykrzesać z siebie nic, napinałem mięśnie, chcąc rozerwać krępujące mnie więzy, ale nic to nie dawało. Podejrzewałem, że kolejny „bąbelek” Nihata służył do tego, żeby mnie powstrzymać. Już rozumiałem, dlaczego było ich kilka, każda tarcza odpowiadała za co innego, jedna za uwięzienie mnie, druga za odcięcie od Kuramy, trzecia za pozbawienie mnie sił…

- Wielki Lord Hokage sra po gaciach! – zarechota Takako, cofając się o kilka kroków. Shan zacisnął pętlę na mojej szyi, a potem jeszcze sprawdził, czy dobrze jest zawiązana. Nie patrzył mi w oczy, przestał też się do mnie odzywać, więc oderwałem od niego wzrok i spojrzałem w dół, na plac.

Dzieciaki z Nowej Generacji panikowały. Nie mogły się bronić, nie mogły nic zrobić, były bezsilne, pozbawione swojej mocy. Mei krzyczała coś, po jej twarzy płynęły łzy, Mintao trzymał Mayę i wyglądał na śmiertelnie przerażonego.

Pozostali bliscy nadal znajdowali się pod oddzielnymi barierami. Sasuke klęczał z rękami związanymi za plecami, oplatało go kilkanaście stalowych lin Asuki, unieruchamiając go całkowicie. Nadal miał zasłonięte oczy, wykrzykiwał coś, prawdopodobnie do znajdującej się najbliżej niego Sakury. Hinata za swoją barierą klęczała na ziemi, dłońmi opierała się o przezroczystą tarczę. Patrzyła na mnie, po jej policzkach płynęły łzy. Ban miotał się wewnątrz swojego więzienia, Shikamaru stał spokojnie, podobnie jak Shimamura. Ci dwaj chyba coś między sobą ustalali, ich usta się poruszały.

A poza placem kilka grup shinobi usiłowało sforsować czarną, przezroczystą barierę, która ich ode mnie odcinała.

Shan i Takako cofnęli się i zeszli z podestu. Kiedy ostatni raz spojrzałem w oczy Shana Uchihy przypomniała mi się przepowiednia, którą usłyszałem na jego temat. Nie mogłem w to uwierzyć, nie chciałem w to wierzyć, przecież ten chłopak był mi bliski jak syn… Czerwonooki chłopiec, który będzie końcem swojego klanu… Który będzie zapowiedzią końca ery shinobi…

Przepowiednia nie mogła być prawdziwa!

- Tak kończy się era shinobi! Tak kończy jej symbol! – zawołał Hikari, zupełnie jakby czytał mi w myślach, wskazując na mnie. Takako, z wrednym uśmieszkiem na twarzy, machnął ręką.

Ziemia pod moimi stopami rozstąpiła się.

Szarpnęło mną, gdy linka zacisnęła mi się na szyi, automatycznie odbierając mi możliwość oddychania. Usłyszałem liczne wrzaski, ale sam byłem w stanie myśleć tylko o tym, że się duszę. Moje nogi drgały, po twarzy spłynęły mi mimowolne łzy. Ostatkiem sił, jednym załzawionym okiem widziałem, jak portal pochłania krzyczące i zrozpaczone dzieciaki, aby przenieść je poza Konohę. Wierzgałem nogami, usiłując na siłę znaleźć jakąkolwiek podporę. Wiedziałem, że długo nie wytrzymam, że jeszcze chwila i się uduszę. Umrę. Naprawdę umrę. Starałem się spojrzeć na Hinatę, ale wisiałem pod takim kątem, że nie było to możliwe.

Moje rozbiegane, zamglone spojrzenie znów spoczęło na portalu. Właśnie przechodził przez niego Shan Uchiha. Chłopak obrzucił mnie zimnym spojrzeniem, a potem śmiało wskoczył w czarno-purpurową przestrzeń, a za nim reszta Cho-No-Ryoku-Sha, z zadowolonym, przyglądającym mi się Hikarim na końcu.

Zacisnąłem powieki. To były moje ostatnie sekundy, pętla na szyi zaciskała się coraz mocniej, a ja już nie miałem powietrza w płucach i nie mogłem go nabrać. Siły mnie opuszczały, ciemniało mi przed oczami…

Hina… ta… żegnaj…


3 komentarze:

  1. To się nie może tak skończyć! Nie spodziewałam się, że kolejny rozdział przybierze taką formę... Opisałaś to w taki sposób, że zrobiło mi się ciężko... Naprawdę... Cały ten rozdział sprawił, że chce kolejną część i chcę zauważyć zachowanie Shana jeszcze raz. Jakieś wskazówki, które od razu na niego wskazują. Ze jest zdrajca... przeżywam ten rozdział aż za bardzo... mam nadzieję, że szybko zobaczę kolejną część...

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    kochana dzięki za tak szybką odpowiedź, jak miałaś taki plan to poczekam spokojnie, może i przekonam się do wattpada...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń