sobota, 20 maja 2023

NG. Rozdział 48

 Lecimy z kolejnym rozdziałem!

*

            „…Wyrychtujemy ci, chłopaczku, trumnę,

            Tak jak się patrzy – niewielką a szczelną.

            Przez górskie łąki i przez lasy szumne

            Na barkach skrzynkę poniesiem śmiertelną.”

            Jerzy Liebert

 

            *

Portal wyrzucił ich na wysokim wzgórzu, na trawiastej łące, niedaleko lasu. Mei zachwiała się, ale ustała na nogach. Obok niej wylądowała reszta przyjaciół. Mintao trzymał Mayię, bo dziewczyna zużyła najwięcej mocy i ledwo stała na nogach. Lala obejmowała przerażoną Oksu, a Faraon trzymał się blisko dziewczyn.

Obok nich z portalu wyskoczyli przeciwnicy. Asuka uśmiechała się z satysfakcją, Takako odnalazł wzrokiem Oksu i przez chwilę przypatrywał się lubieżnie dziewczynie, Arata zajął się zamknięciem portalu, natomiast Hikari podał Shanowi nieprzytomnego Junichiego. Mei skupiła swoje spojrzenie na ostatnim z Cho-No-Ryoku-Sha, czyli na Nihacie, ale ten nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Trzymał wyciągniętą przed siebie rękę, kierując ją w stronę ich grupy; dalej blokował ich moce. Mei czuła, że nikomu z nich nie może czytać w myślach, nie mogła też zebrać chakry choćby na najprostsze jutsu. Nie mogła uwierzyć, że mężczyzna, w którym się zakochała, stał po stronie ich przeciwników. Jak mogła pomylić się aż tak bardzo?

- Spójrzcie na koniec swojej Konohy – odezwał się nagle Hikari, wskazując ręką na zachód. Mei obróciła się błyskawicznie w tamtą stronę.

Na linii horyzontu ujrzała Konohę, a nad nią wielką kulę światła, przerażającą, ogromną, czegoś takiego Mei jeszcze nigdy w całym swoim życiu nie widziała. Kula energii wyglądała jak gigantyczna Bijuudama, o której opowiadał ojciec. Sekundę później kula mocy runęła na Konohę niczym gigantyczny meteoryt.

Wybuch, jaki wskutek tego powstał, zmiótł z powierzchni Ziemi wszystko, co widzieli przed sobą, zrównał z ziemią całą wioskę i całą okolicę. Mei była ledwo świadoma, że wrzeszczy w rozpaczy, wpatrując się w horyzont. Jej oczy zaszły łzami, a te zaraz spłynęły po jej policzkach. Wielka chmura dymu wzbiła się z górę, przesłaniając niebo.

Wokół Mei wszyscy przyjaciele krzyczeli, Maya praktycznie wyła, widząc wybuch. W wiosce byli ich bliscy, unieruchomieni przez Nihata, a teraz oni wszyscy zginęli, bo przecież nikt czegoś takiego nie mógłby przeżyć. Nawet jeśli część mieszkańców zaczęła uciekać, to i tak wybuch był zbyt silny, by ktokolwiek zdążył się ewakuować. Na własne oczy widziała, jak eksploduje cała okolica, jak pękają budynki, jak płoną drewa, jak wszystko zamienia się w pył. Patrzyła bezradnie, jak to coś zmiotło powierzchni ziemi nie tylko Konohę, ale i całe hektary lasów dookoła Wioski.

Tata… Mama… wujek Sasuke, ciocia Sakura… wszyscy bliscy, wszyscy mieszkańcy wioski… Ich wszystkich pochłonął ten wybuch, wszystkich zabił… Cho-No-Ryoku-Sha wysadzili w powietrze całą wioskę, zniszczyli ją… A oni tu stali, patrzyli i byli bezradni niczym dzieci. Nic nie mogli zrobić! Nawet tata nic nie mógł zrobić!

Ostatnie, co widziała, ostatnie, co zapamiętała, to jej ojciec duszący się na szubienicy. To był widok tak straszny, że sama chciała umrzeć.

Nogi się pod nią ugięły, gdy tak stała i patrzyła przed siebie, na falę uderzeniową pełną pyłu i skał, która się do nich zbliżała. Mieli doskonały widok na całe to zniszczenie, Hikari zapewne tak chciał. Po wiosce nic nie zostało, zupełnie nic, tylko gigantyczna dziura w ziemi. Nim jednak upadła, silna dłoń zacisnęła się na jej przedramieniu, przytrzymując ją. Przerażona, spojrzała w górę i dostrzegła Nihata. Chłopak patrzył na nią uważnie, jego oczy były inne niż zawsze, było w nich coś…

- Wstawaj! – warknął mężczyzna, siłą stawiając ją na nogi. – Weź się w garść! – niemal rozkazał.

Zamachnęła się, ale Nihat zablokował jej cios i wykręcił jej rękę do tyłu. Sapnęła z bólu, bo wcale nie był przy tym delikatny. Obok niej zapłakany Mintao trzymał w objęciach łkającą Mayię. Oboje mieli zgrozę wymalowaną na twarzach, nie odrywali oczu od linii horyzontu. Lala i Oksu przytulały Faraona. Dziewczyny wyglądały na przerażone do granic, Oksu tuliła się do Lali, jakby chciała zniknąć z tego miejsca. Czujne oko Takako obserwowało ją jak zwierzynę, mężczyzna nie spuszczał z niej wzroku odkąd tylko ją zobaczył. Było coś obrzydliwego i strasznego w jego żółtych oczach.

- Musimy się stąd wynosić, zanim fala uderzeniowa do nas dotrze! – zawołał nagle trzymający nieprzytomnego Junichiego Shan. Jego głos, pragmatyczny do granic, przerażał ją. Shan patrzył na zgliszcza Konohy tak, jakby ten widok nic a nic go nie ruszał. Jakby było mu obojętne, że jego dom został zniszczony a jego rodzina… zabita…

- Arata, stwórz portal i zabierz nas do domu! – wydał rozkaz Hikari. – Wszyscy już zobaczyli to, co mieli zobaczyć…

- Tak jest! – odkrzyknął blady jak ściana chłopak, ale posłusznie otworzył portal, w który w mgnieniu oka pojawił się pod ich stopami. Mei krzyknęła zaskoczona, kiedy zaczęła spadać w dół. Nihat dalej zaciskał rękę wokół jej ramienia, jego dotyk palił, brzydziła się nim i miała ochotę się wyszarpnąć, ale czuła się tak słaba i bezbronna jak nigdy…

Ciemność wessała ich w siebie i nie było już odwrotu.

*

Hina… ta… Żegnaj...

I wtedy linka, na której wisiałem, pękła. Momentalnie zacząłem spadać, z trudem chwytając powietrze. Ale nie miałem twardego upadku, o nie. Ktoś złapał mnie, a ciężar mojego ciała zwalił go z nóg.

- Lordzie Hokage!

Ktoś zerwał mi pętlę z szyi, a ja gwałtownie nabrałem powietrza. Miałem wrażenie, że wypluję płuca. Nie mogłem nabrać tyle powietrza, ile bym chciał, bo gdy tylko próbowałem wziąć głębszy oddech, zaczynałem kaszleć. Oczy miałem załzawione, głowa pulsowała mi tępym bólem, nie miałem nawet pojęcia, gdzie się znajduję, co się dzieje… Na chwilę mnie zamroczyło.

Czyjeś ręce podtrzymywały mnie w pozycji siedzącej. Ktoś klepał mnie po plecach.

- Lordzie Hokage, żyje pan? Lordzie Hokage?!

Naruto? – zamruczał głos wewnątrz mnie, a ja poczułem niewysłowioną ulgę. Ciepło rozlało się po moim ciele, gdy Kurama rozpoczął leczenie. Ból szyi zelżał, gardło odblokowało się i w końcu mogłem oddychać. Nabrałem głośno powietrza, czując ulgę tak wielką, że nie dałoby się jej opisać.

Ktoś rozciął więzy, które krępowały moje nadgarstki.

- Naruto?! – usłyszałem krzyk Hinaty gdzieś bardzo blisko.

- Żyję… - wychrypiałem z trudem. Łapczywymi haustami nabierałem powietrza, starając się doprowadzić do porządku. Nie było to łatwe, jeszcze nikt nigdy nie próbował mnie powiesić i tak szczerze, było to chyba najstraszniejsze przeżycie w całym moim życiu…

- Musimy zwiewać, Lordzie Hokage, trzeba ewakuować wioskę… - Dopiero teraz rozpoznałem ten głos.

Słowa przywróciły mnie do świadomości. Uchwyciłem się ramienia Shimamury i podźwignąłem na nogi, drugą ręką niecierpliwie ocierając załzawione oczy.

Wokół panował… chaos. Shimamura podtrzymywał mnie w pasie. Niedaleko stała zapłakana Hinata, patrząc na mnie z ulgą i strachem jednocześnie. Sasuke, Sakura i Shikamaru chyba koordynowali ewakuację; nikogo już nie trzymało czarne więzienie, więc wszyscy wzięli się do roboty, by uratować jak najwięcej istnień. Zewsząd dobiegały mnie krzyki przerażenia i lamenty.

Spojrzałem w górę. Nad wioską wciąż wisiała ogromna kula energii złotego koloru. Była gigantyczna, jak największa jaką w życiu widziałem, jasna Bijuudama, jakby słońce spadało nam na głowy. Coś takiego mogłoby zniszczyć nie tylko Konohę, ale i przy okazji całą okolicę. Wysadzenie tego czegoś drugą Bijuudamą nie wchodziło w grę; była zbyt blisko Konohy i bezbronnych cywili.

I nagle dostrzegłem wprost pod nią… Nihata. Młodzieniec stał na równych nogach pośrodku placu przed budynkiem głównym, z rękami wzniesionymi ku górze. Nikt nie zwracał na niego uwagi, bo wszyscy uciekali w przeciwnych kierunkach. Dostrzegłem też bardzo jasną, połyskliwą, delikatnie tylko czarna tarczę, która powoli zamykała w sobie przerażającą kulę energii, opadającą na Konohę. Nihat zamykał słoneczko w pudełku, ale ono dalej się obniżało, jakby siła, która je przytrzymywała w górze, w końcu ustąpiła.

Nic nie rozumiałem, co on tu robił, dlaczego nikt go nie…

- Musimy uciekać – ponaglił mnie Shimamura. – Nic tego nie zatrzyma, Nihat sam też tego nie zatrzyma. Zminimalizuje straty, a my musimy…

- On…

- Lordzie Hokage, musimy uciekać! Cash zrobi tyle, ile może, by zminimalizować straty, ale jeśli tu zostaniemy, to nikt z nas tego nie przeżyje!

Cash. Mój umysł w końcu się ocknął, jakbym wreszcie dostarczył mu odpowiednią ilość tlenu. Otumanienie sprzed chwili minęło całkowicie, a ja rozejrzałem się dookoła, nareszcie przytomnymi oczami. Coś kliknęło w mojej głowie i wszystko już rozumiałem, wszystko mi się poukładało. Cash. Nihat to Cash. Dlatego teraz tu był i zamykał słoneczko w pudełku zamiast odejść z Cho-No-Ryoku-Sha.

W końcu, po wydawałoby się przeraźliwie długim czasie, a nie po zaledwie kilkunastu sekundach, które naprawdę minęły, sięgnąłem w głąb siebie po swoją moc. Pod powiekami zatańczył mi szeroki uśmiech zadowolonego Kuramy, gdy otoczył mnie złoty blask. Shimamura odskoczył ode mnie.

- Ewakuujcie wioskę! – ryknąłem do moich ludzi, a każdy w zasięgu mojego głosu spojrzał na mnie. – Hinata, kochanie, użyj Byakugana i szukaj tych, którzy nie uciekają.  Shimamura, zrób tyle klonów, ile potrafisz i wspomóż ewakuację, Shikamaru będzie ci wydawał rozkazy, on dowodzi! Wszyscy mają odejść tak daleko od wioski, jak to możliwe, im dalej tym lepiej! Poza mury wioski, uciekajcie w las jak najdalej! Sasuke, zapanuj nad tłumem! – wydarłem się na koniec do przyjaciela, a Uchiha skinął mi głową, bo jak zawsze rozumieliśmy się praktycznie bez słów. – Uciekajcie, wszyscy uciekajcie!

Spojrzałem mojej żonie w oczy, a ona, powstrzymując łzy, także skinęła głową. Tyle mieliśmy dla siebie czasu. Gdy odwróciła się i odbiegła, by wykonać rozkazy, ja puściłem się biegiem w stronę Nihata.

Wszyscy dookoła wykrzykiwali moje polecenia. Słowo „ewakuacja” rozbrzmiewało z każdej strony, wyły syreny. Jounini zgarniali osłupiałą, wpatrzoną w niebo ludność cywilną. Nie było czasu zastanawiać się nad wioską, domem, dobytkiem, trzeba było uciekać. To był czas, aby ratować życie.

- Nihat! – dobiegłem do chłopaka.

Nie spojrzał na mnie. Stał napięty jak struna, patrzył na kulę energii nad sobą. Zamknął ją już w jednej tarczy i teraz tworzył drugą, jakby wkładał jedno pudełko w drugie, większe pudełko. Dłonie mu dygotały. Przez jego ciemne tarcze, które z każdą chwilą robiły się coraz mniej przezroczyste, wciąż przebijało się jasne światło mocy Hikariego.

Słońce chciało nam runąć na głowy, a ten dzieciak usiłował je powstrzymać.

- Niech pan ucieka ze wszystkimi, Lordzie Hokage – szepnął Nihat. Z nosa spłynęła mu strużka krwi, na spoconym czole wystąpiła żyła. – On… ma moc nadrzędną nad moją, jego światło cały czas się przebija, nie zneutralizuję tego, nie umiem! Nawet… nawet Junichi by tego nie zatrzymał, Hikari zbierał tę moc od miesięcy…

Nagle chłopak jęknął i opadł na jedno kolano, jakby siła wrogiej energii przycisnęła go do ziemi. Wyglądało na to, że póki Hikari utrzymywał swoją bombę w ryzach, póki nad nią panował, póty Nihat mógł ją ukrywać przed naszym wzrokiem. Teraz Hikari zrzucił to coś na nasze głowy, więc chłopak już nad tym nie panował, nie był w stanie tego przytrzymać.

Z nosa Nihata popłynęło więcej krwi. Zaczął tworzyć kolejną tarczę, ledwo ta ostatnia się zamknęła. Jego oczy były zdesperowane i dzikie.

- Mei… - szepnął z trudem. – Niech pan ratuje Mei. Niech pan jej powie…

- Spokojnie, synu – przerwałem mu, kładąc rękę na jego ramieniu. – Sam jej to powiesz. Zajmiemy się tym bałaganem tu, a potem po nią pójdziemy.

Sięgnąłem po wszystkie pokłady chakry, jaką w sobie posiadałem, po całą swoją moc, po całą moc Kuramy. Nihat sapnął zdumiony, gdy gwałtownie przelałem w niego tyle chakry, ile tylko zdołałem, ile tylko mógł pomieścić. Chłopak pokrył się czerwonym blaskiem, gdy chakra Kuramy ogarnęła jego ciało. Zamknął złotą kulę w trzeciej tarczy i natychmiast zaczął tworzyć kolejną.

- Ile takich musisz zrobić? – zapytałem, patrząc w górę. Potrząsnął głową.

- Nie wiem… – wysapał z trudem. – Ile tylko zdołam. Nie mogę… utrzymać tego w miejscu… wciąż się obniża… a ja nie mogę tego… zatrzymać…

My zrobimy drugie tyle – powiedział do mnie Kurama. Nie tracił humoru jak zawsze, kiedy można się było wykazać.

Przymknąłem na chwilę oczy, czerpiąc więcej i więcej mocy, w końcu miałem jej takie pokłady, jakich nie miał nikt inny, miałem jej nieskończone ilości, dysponowałem mocą o wiele większą, niż moc tego całego Hikariego. Nihat dyszał pod jej naporem, ale trzymał się dzielnie. Gdy otworzyłem oczy, krew ciekła chłopakowi także z ucha. Tkał kolejną tarczę, ale jaśniejąca kula energii dalej się do nas zbliżała. Zdawała się przeżerać przez tarcze Nihata niczym kwas, dopiero teraz to zauważyłem. Te wcześniej stworzone tarcze wyparowywały w momencie zetknięcia z mocą Hikariego jakby się paliły, dlatego Nihat wciąż musiał tworzyć nowe, wciąż nakładał jedną barierę nad drugą, jakby liczył, że duża ich ilość zatrzyma bombę. A ta była już tuż-tuż nad najwyższymi budynkami Wioski i było jasne, że gdy tylko dotknie podłoża, to eksploduje i zmiecie z powierzchni ziemi całą Konohę wraz z najbliższą okolicą.

Wokół mnie i Nihata pojawiły się gigantyczne złote ogony, które objęły cały plac przed siedzibą Hokage. Było ich dziewięć. Wewnątrz nie było nikogo, wiedziałem to, bo czułem każdą chakrę dookoła. Większość moich bliskich była już poza murami Konohy. Sasuke, Sakura i Shimamura ewakuowali ostatnie osoby. Hinata i Shikamaru prowadzili ludzi w las, wspomagali cywili, pomagali im w tym wszyscy nasi przyjaciele. Czułem Kibę i Shino, czułem Ino i Choujiego, Saia, mistrza Kakashiego i babcię Tsunede, wyczuwałem strach ale i determinację ich wszystkich. Uciekali najszybciej jak się dało, wierzyli we mnie i w tego dzieciaka, czułem to, każdą intencję, każdą chakrę każdego jednego mieszkańca mojej ukochanej wioski.

Zostaliśmy tylko ja i Nihat. Uniosłem jedną rękę w górę, a ogony wystrzeliły ku świetlistej kuli i rozłożyły się nad Wioską niczym ochronny parasol, a w tym czasie Nihat natychmiast utkał kolejną tarczę, kolejny ciemny sześcian, który zamknął w sobie bombę Hikariego. Całość tej masy była już o kilka metrów nad dachami budynków i wciąż się obniżała. Temperatura wokół podniosła się, jakby było upalne lato, miałem wrażenie, jakby dobijała już czterdziestu stopni. Prawdopodobnie gdyby nie tracze Nihata, usmażylibyśmy się jak w piekarniku.

- Zrób misę – powiedziałem do psychotronika. – Tarczę w kształcie misy, z bokami zawiniętymi ku górze! Niech rąbnie w górę, to nasza jedyna szansa! Pomogę ci, Nihat!

Chłopak skinął krótko głową, cofnął nieco ręce, a potem je wyciągnął. Wokół nas pojawiła się czarna, przezroczysta bariera, mająca kształt misy, w którą słońce Hikariego mogłoby opaść. Misa przypominała odwrócony parasol, była postrzępiona na brzegach, nierówna, jakby Nihat nie miał już sił panować nad jej kształtem. Zrozumiałem, że to jego limit, że już więcej zrobić nie zdoła, że jeszcze trochę i Nihat całkowicie opadnie z sił. Dłonie chłopaka drżały z wysiłku, gdy usiłował trzymać je w górze i nie ugiąć się. Na jego twarzy widziałem jednak determinację równą mojej.

- Dawaj, Kurama! – wydarłem się na całe gardło, a wszystkie złote ogony wystrzeliły w górę i pokryły od dołu tarczę stworzoną przez Nihata, unosząc ją gwałtownie, wprost na spotkanie z płonącym słońcem. Chciałem, aby to cholerstwo wybuchło wcześniej, zanim dotknie ziemi, aby wybuchło w powietrzu. Skierowanie wybuchu ku niebu to była w sumie nasza jedyna szansa, skoro tarcze Nihata były za słabe, by zatrzymać bombę. Ja w pojedynkę również nie dałbym rady jej odepchnąć, ale we dwóch mieliśmy szanse. Nasze połączone moce powinny dać radę.

Jednocześnie obaj stworzyliśmy zasłonę wokół siebie. Odruchowo opadłem na kolana i osłoniłem dzieciaka własnym ciałem, obejmując go. Chakra Kuramy owinęła się ciasno wokół nas, mocno skoncentrowana; była tak silna, że niemal czułem jej smak. Kilka tarczy Nihata pokryło ją z wierzchu, chłopak musiał zrobić to ostatkiem sił.

Zacisnąłem powieki i wtedy świat dookoła nas eksplodował.

 

3 komentarze:

  1. Dobra trochę mi zajęło, żeby się zalogować na to dziadostwo, ale już jestem! Jestem i relacjonuję!
    Chciałabym zaznaczyć, że komentuję tutaj trzy ostatnie rozdziały, bo tempo w jakim je dodałaś dorównało prędkości światła, a ja i moje sprawdzanie nowinek blogowych to raczej obstaje przy jakimś ślimaku, nie wiem.
    Kochana Ayanami, nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że te 3 rozdziały mogłam połknąć w jeden wieczór. Jeżeli miałabym czekać te wszystkie dni, aż wrzucisz kontynuację to bym spać na pewno nie mogła, a zgaduję, że czym skutkuje przewlekła bezsenność to na pewno wiesz...
    Ale już nie owijając w bawełnę:
    1. Shan - Moja pierwsza myśl to było: co? Moja druga myśl to było: chill, to tylko zgrywa. Chłopak bierze przykład z wuja i gra podwójnego agenta. No bo kto by przecież nie wykorzystał takiej okazji?
    I wtedy całkiem szybko wróciłam na ziemię. W sekundę wyparowało gdzieś moje zauroczenie tym charyzmatycznym, uroczym Shanem, który zmiękczył moje serce tym, że zawsze był drugi i potrzebował litości.
    Bo moja trzecia myśl to było: no bo czemu on naprawdę nie miałby przejść na drugą stronę?
    Zakiełkowało, zostało i urosło w momencie w którym katana Sharony przebiła jej serce.
    Nie jestem zbyt przekonana czy to jest faktycznie dywersja i czy Shan nie okaże się zaraz Itachim 2.0. Myślę, że cała ta postać, całe jego życie i wszystkie jego doświadczenia to była równia pochyła żeby skończyć dokładnie w tym miejscu w którym Shan teraz jest. Jejku już tyle czasu to widziałam przecież! Widziałam brak jego emocji, lak zainteresowania, obojętność i błaganie o punkt zwrotny (trochę Light Yagami vibe sic!), a mimo wszystko zaskoczyłaś mnie. Zszokowałaś mnie jak jasna cholera i nie mogę się otrząsnąć jakim cudem nie połączyłam kropek. No bo tu się wszystko klei. Klei, gra, działa i pasuje. Zaczynając od przepowiedni na jego życiowej pustce kończąc.
    Mocne doświadczenie, ale jakże prawdziwe! Dziewczyno! To kocham w Twoich opowiadaniach. Tą realność postaci do szpiku kości. To jak Shan ewoluował, to jak dawał małe wskazówki i jak ostatecznie odkrył to co w nim siedziało. Wierzę, że młody Uchiha nie pokazał wszystkich swoich kart i zamiarów. Wiem, że jeszcze zaskoczy, ale jeżeli miałabym przewidywać wydarzenia to nie podjęłabym rękawicy. Bo myślę, że Shan sam by nie wiedział. Myślę, że Shan pójdzie w tą stronę w którą mu wiatr zawieje, a tego się przewidzieć nie da.
    Shan się nie podporządkuje nikomu. Tyle wiem na pewno.
    Szybko jeszcze podsumowując resztę wydarzeń.
    Szkoda mi Mei… W sensie… Jak możesz jej tak łamać serce XD Najpierw Kaju, potem Sota, a teraz jeszcze Nhiat i Shan. I to jeszcze w tym samym czasie! Daj dziewczynie odetchnąć, proszę za nią……..
    Szkoda mi Sasuke. Nigdy, ale to nigdy podczas oryginalnej serii nie było mi go tak szkoda nawet przez chwilę, jak szkoda mi jest go teraz. Bo ja wierzę, że on się z tym upora. On to dźwignie i załatwi tak jak powinien. Ale to jaką pustą skorupą zostanie na koniec będzie nam dane dopiero zobaczyć.
    A! No i chciałabym Ci zdradzić sekret. Zakochałam się w Shimamurze. Już z dobre 9 lat temu. I coś czuję, że nie dalej niż z następnym rozdziałem będę płakać jak bóbr, kiedy mu pęknie serce.
    No cóż. Na resztę po prostu będę czekać.
    Trzymam za Ciebie kciuki, żebyś znowu nas nie porzuciła na rok, bo przy takiej akcji to nie wiem czy moje nerwy to wytrzymają XD
    Ściskam mocno i weny życzę <3
    Dzięki, że piszesz. Tak po prostu ;)
    Dziecko
    PS: gdyby pisanie licencjatu mi szło tak jak pisanie komciów do Ciebie na bloga, to bym nie musiała rozważać poważnie obrony w drugim terminie. RIP moje studia :’))))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisanie licencjatu nikomu nie idzie :-) chociaż ja miałam bardzo fajny temat i mega mnie wciagnął. Gorzej z magisterką, z tą się meczyłam i gdybym nie musiała jej oddać, to bym ją pewnie spaliła. W każdym razie trzymam kciuki za pisanie!
      Co do rozdziałów - wszystko się wyjaśni :-) tak jak zawsze :-)
      Ja także kocham Shimamurę odkąd go właściwie wymyśliłam i niestety to nad postaciami, które najbardziej lubię, najbardziej się znęcam :-)
      Dziękuję za wspaniały komentarz, kolejny rozdział postaram się szybko dodacy!

      Usuń
  2. Jestem zauroczona tym rozdziałem. Cieszę się, że Naruto przeżył i że teraz dalej próbuje ratować wioskę. Mam nadzieję, że ostatecznie uda się wszystkich uratować ♡

    OdpowiedzUsuń