Hej!
Nie, nie zapomniałam o tym opowiadaniu! Wręcz przeciwnie, ostatnio cały czas o nim myślę. I pisząc je czuję się, jakbym wróciła do domu :-)
Zdaję sobie sprawę, że mam takie naloty - piszę, piszę, piszę, a potem łapię długą przerwę. Nie umiem jednak sobie z tym poradzić. Jak mam więcej czasu, to coś tam skrobię, ale to już nie jest to, co kiedyś, bo nie mam aż tyle czasu, aby oddać się mojemu hobby.
Ale, ale... nie przeciągajmy, bo czeka nowy rozdział!
*
„Nie
jest ważne, kto kim się urodził, ale czym się stał!”
J.K.
Rowling
*
Stałem z rękami splecionymi na
torsie, oparty o framugę drzwi małego mieszkania na obrzeżach wioski,
przyglądając się, jak oddział ANBU wywraca wszystko do góry nogami, przetrząsając
szafki, wywalając na ziemię ubrania, szukając jakichkolwiek informacji. Razem z
nami była moja córka.
Mei patrzyła na poczynania ANBU
beznamiętnie, jej oczy były zupełnie bez wyrazu. Śledziła wzrokiem ruchy
mężczyzn dookoła, a ja nie mogłem oderwać wzroku od jej twarzy. Było mi jej
szkoda, tak strasznie szkoda…
- Tylko nie mów „a nie mówiłem”
– odezwała się głośno, rzucając mi groźne spojrzenie. Mei potrafiła spojrzeć w
taki sposób, że jej Byakugan naprawdę wprawiał w przerażenie.
- Nigdy bym czegoś takiego nie
powiedział – odrzekłem. Mei na pewno nie chciała, by ktokolwiek jej współczuł.
Nihat okazał się draniem i moja była w tym głowa, aby chłopak zapłacił za
wszystko, co zrobił mojej córce. Rodzina była dla mnie najważniejsza, a każdy,
kto krzywdził moich bliskich, zasługiwał na karę.
- Potrafię o siebie zadbać! –
znów warknęła Mei, a potem szybko odwróciła głowę, spoglądając na jednego z
ANBU. – Nie, to nie! – krzyknęła.
Podbiegła do zamaskowanego
mężczyzny i wyrwała mu z rąk futerał na skrzypce. Przez chwilę wpatrywała się w
trzymany przez siebie przedmiot, a potem podeszła do mnie.
- Naprawdę nie wiedział, że
odwołają jego misję – powiedziała, kładąc futerał na szafce obok drzwi.
Otworzyła go, odsłaniając stare, lekko odrapane skrzypce. – Nigdy by nie
zostawił skrzypiec.
- Nie wiesz, ile z tego co
mówił było prawdą, a ile kłamstwem – powiedziałem. – Czy naprawdę lubił te
skrzypce? A może to była przykrywka, byśmy go mieli za mało groźnego, biednego
romantyka…?
Mei rzuciła mi ponure spojrzenie.
- Wiem, że masz rację, tato,
ale i tak… Tak trudno jest mi uwierzyć, że wszystko, o czym z nim rozmawiałam było
kłamstwem…
Skinąłem głową. Dziś rano,
kiedy Mai już trochę ochłonęła po wczorajszych wydarzeniach, opowiedziała mi
wszystko, co wiedziała o Nihacie. Chłopak nic o sobie nie zdradzał, ale
przekazał Mei zaskakująco dużo informacji o Cho-No-Ryoku-Sha. Nie były to informacje,
o których byśmy zupełnie nic nie wiedzieli, ale Nihat o wiele więcej czasu z
Mei poświęcił na opisanie Takako czy Asuki, niż bym się tego po nim spodziewał.
Wdawał się w szczegóły, których nam nie przekazał. Nie mieliśmy tylko pojęcia,
ile z tego jest prawdą a ile kłamstwem. W końcu przedstawił Mei bajeczkę, że z
nimi walczył, że znał ich dlatego, że go prześladowali. Prawda okazała się być
o wiele gorsza.
Po tej rozmowie zarządziłem
przeszukanie mieszkania chłopaka, ale jak się domyślałem, nic tu nie było.
Nihat udawał przykładnego obywatela, więc w jego mieszkaniu nie było żadnych
informacji, żadnych zwojów, żadnych notatek, rozkazów, nic. Dlatego właśnie go
do mnie wysłali, wiedzieli, że sobie poradzi. Wiedzieli, że damy się nabrać, bo
dokładnie właśnie to, co prezentował sobą Nihat, było moją słabością.
Pamiętając własne dzieciństwo, nie mogłem go tak po prostu odtrącić, nie dać mu
szansy tylko dlatego, że był inny. To był mój czuły punkt, ta wrażliwość na
odmienność, ten punkt widzenia chłopaka, który w dzieciństwie wiele wycierpiał
i chciał tego oszczędzić innym.
Ile Cho-No-Ryoku-Sha o nas
wiedziało? Ile zdołali się dowiedzieć? Co planowali? Te pytania nie dawały mi
spokoju. Nie rozumiałem, o co tu chodziło, nic nie miało sensu, nic nie było
logiczne. Po co Nihat tu był, po co go zabrali? Junichi gadał o bąbelkach wiele
dni wcześniej, zanim wyruszyliśmy na naszą misję. Na długo przed poznaniem
Nihata, a więc to nie umieszczenie bąbelków było jego misją.
Co bąbelki robiły, nie mieliśmy
pojęcia. Sasuke i Shikamaru zajęli się tym od rana; poprosili Junichego, aby
jeszcze raz im pokazał bańki, umieszczone przez Nihata i usiłowali się ich
pozbyć, ale nic nie skutkowało. Bąbelków nie dało się dotknąć, nie dało się ich
spalić Amaterasu, nic nie skutkowało. Junichi odmówił ich usunięcia – dalej
twierdził, że jeśli znikną, stanie się coś strasznego, dlatego woleliśmy nie
prosić go, by się ich pozbył.
- Meldujemy, Lordzie Hokage, że
niczego nie znaleźliśmy – zwrócił się nagle do mnie przywódca oddziału.
Skinąłem m głową.
- Tak myślałem – odrzekłem. –
Zabezpieczcie to miejsce, nikomu nie wolno tu wchodzić. Ustawcie warty.
- Tak jest!
Skinąłem głową na córkę i oboje
opuściliśmy mieszkanie. Mei zabrała ze sobą skrzypce Nihata, chociaż nie miałem
pojęcia, po co to zrobiła.
- Połamię mu je na jego głowie
na chwilę przed tym, jak uduszę go własnymi rękami – powiedziała moja córka
całkiem poważnie. Uśmiechnąłem się. Moje dzieciaki na szczęście wdały się we
mnie i długo nie potrafiły trwać w załamaniu, każdą porażkę przekuwając w
działanie.
Skinąłem głową.
- Musimy dowiedzieć się, jaką
miał misję, co tu robił. Jeśli coś sobie przypomnisz…
- Myślę, tato! – zawołała Mei.
Szliśmy już chodnikiem w stronę siedziby Hokage. – Cały czas odtwarzam w głowie
nasze rozmowy, usiłuję coś sobie przypomnieć, Mintao mi w tym pomaga, ale Nihat
naprawdę niewiele mi mówił…
- Wiem, Mei, wiem – odparłem. –
Po prostu jeśli coś sobie skojarzysz, to przyjdź i mi powiedz, dobrze?
- Tak zrobię – odpowiedziała
córka. Zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie nasze drogi się rozchodziły. Ja
musiałem wracać do pracy, Mei szła do domu, wzięła dziś dzień wolny. Byłem
pewien, że Hinata coś poradzi na złe samopoczucie naszej córki.
Mei przytuliła się do mnie na
chwilę. Pogłaskałem ją po głowie, bo co innego mógłbym zrobić w tej sytuacji, a
potem rozstaliśmy się, gdy każde z nas poszło w swoją stronę.
*
Shan Uchiha siedział w swoim
pokoju, przyglądając się zachodowi słońca. Rzadko miał okazję tak sobie
posiedzieć i pomyśleć, zazwyczaj wokół niego wiele się działo. Dzisiejszy dzień
w pracy także był zwariowany; Lord Hokage usiłował zrozumieć, co Nihat robił w
ich wiosce, po co są bąbelki i gdzie tu właściwie jest sens. Shan westchnął.
Czuł się zmęczony, a jeszcze tyle było do zrobienia.
Słońce zaszło, więc przerzucił
nogi przez parapet, chcąc cichaczem wyjść z domu, ale dosłownie w tym samym
momencie drzwi jego pokoju otworzyły się znienacka. To znaczy, wiedział, że
siostra idzie korytarzem, słyszał ją, ale nie przypuszczał, że ta skręci do
niego. Rzadko przecież tu zaglądała.
- Shan? – zdziwiła się Sharona.
– Wymykasz się gdzieś?
- Chciałem iść zobaczyć, jak ma
się Mei – odpowiedział od razu. Przełożył nogi w drugą stronę, wracając do
swojego pokoju. Zszedł z parapetu i uśmiechnął się do siostry nieco wymuszenie.
– Co cię do mnie sprowadza?
Sharona wzruszyła ramionami,
siadając na krześle niedaleko drzwi. On opadł na to przy biurku. Trochę był
zniecierpliwiony, bo słońce już zaszło, nie miał czasu na pogaduszki. Nie
teraz.
- Przyszłam właśnie zapytać…
jak ma się Mei?
Shan westchnął. Nie miał
właściwie pojęcia, co ma powiedzieć. Nie widział Mei od rana.
- Jakoś się trzyma, twarda
jest…
- Przestań – mruknęła siostra.
– Ja też jestem twarda, i co z tego? Nigdy nie zapomnę tego, co czułam, kiedy
Lord Hokage kazał wpisać Shimamurę do zeszytu Bingo.
Skinął głową. Sharona miała
rację, jej wtedy przyjaciel, a teraz chyba chłopak, także zdradził wioskę.
Prawdopodobnie Sharona najlepiej rozumiała uczucia Mei.
- Masz rację. Nie widziałem się
z Mei już długo, martwię się o nią – powiedział, zerkając przez okno na powoli
ciemniejące niebo. – Ale wiem, że mnie ochrzani, jak będę jej okazywał litość
czy współczucie. Taki ma… mechanizm obronny.
- Mechanizm obronny –
wyszeptała cicho Sharona. – Dobrze ujęte. – Wstała nagle, spoglądając na niego
z góry. – Widzę, że nie możesz się skupić na rozmowie. Leć do niej, zaopiekuj się
przyjaciółką.
- Dzięki za zrozumienie –
odparł, wstając z krzesła. – Pogadamy innym razem, okej?
- Jasne. Leć, leć…
Sharona wyszła z jego pokoju,
machając mu ręką na pożegnanie. Podszedł do drzwi i przekręcił w nich kluczyk,
odetchnął, a potem tak jak miał w zamiarze, wymknął się przez okno, by uniknąć
głównej drogi.
Trochę był spóźniony, ale
wiedział, że nowi znajomi poczekają, w końcu to oni czegoś od niego chcieli,
nie odwrotnie.
Wydostanie się poza wioskę było
dziecinnie proste, bo w sumie kto i po co miałby mu przeszkodzić. Doskonale wiedział,
gdzie maja się spotkać, więc najszybciej jak potrafił, zmierzał w tamtą stronę.
Serce biło mu nieco szybciej, bo w sumie niewiele jeszcze wiedział, ale był
dość… ciekawy. To chyba było najlepsze określenie.
Minął jedno charakterystyczne
drzewo z pękniętym pniem i skręcił przy nim w lewo. Biegł jeszcze kilkanaście
kilometrów w tamtą stronę, aż w końcu zatrzymał się na skraju niedużej, pustej
polany. Wyszedł na jej środek, rozglądając się.
- Już myśleliśmy, że nie
przyjdziesz.
Odwrócił się. Oparty o jedno z
drzew na skraju polany, stał Nihat, ubrany w strój jak do walki. Miał na sobie
czarne spodnie, bluzę i wygodną kamizelkę z dużą ilością kieszeni, jednak niepodobną
do tych, jakie nosili ninja. Na gałęzi tego samego drzewa siedziała Asuka.
- Przepraszam – odpowiedział Shan,
przyjmując swobodną pozę, jednak nie spuszczał z nich wzroku. Ostrożności nigdy
za wiele, mimo iż wiedział, że nic mu nie zrobią. – Trochę mi się przeciągnęła
rozmowa…
Asuka prychnęła i zeskoczyła z
gałęzi. Ona i jej towarzysz zbliżyli się do Shana.
- Czy wiesz, jakiego zaszczytu
dostąpiłeś? – zapytała dziewczyna, a Shan zaśmiał się.
- Nie gadaj jak nawiedzona,
kotku – powiedział do niej. Gdy się zaśmiała, złapał ją za rękę, przyciągnął do
siebie i lekko pocałował. – Tęskniłem… - szepnął.
Asuka wywróciła oczami. Shan,
wciąż trzymając dziewczynę w objęciach, spojrzał na Nihata.
- Mała jest na ciebie wściekła –
powiedział. Mężczyzna skinął głową.
- Niczego innego się nie
spodziewałem – odrzekł. – Nie przyszliśmy tu jednak rozmawiać o dziewczynie. Mistrz
Hikari jest ciekaw, czy rozumiesz wagę naszej sprawy?
- Cóż, myślę, że ostatnio
wyłożyłeś mi to dość dobitnie – odparł Shan.
- Wstawiłam się za tobą u
mistrza Hikariego, mówiłam mu, że poznałam człowieka, który jest według mnie
godzien. Ale musisz to udowodnić, zanim cię do niego zaprowadzimy.
- Nie dajecie zbyt dużego
wyboru – odpowiedział. – Mogę albo się zgodzić albo umrę, więc oczywiste jest,
że się zgodzę.
- Jeśli nie udowodnisz nam
swojego oddania także umrzesz – powiedział Nihat. – Jedynym wyborem jest ten
słuszny.
- Dobra, nie zrzędźmy, zgadzam
się. Co muszę zrobić, żeby udowodnić, że w to wchodzę? Jakiś skok wiary czy
coś? – zakpił.
Kiedy Nihat pojawił się w jego
pokoju i złożył mu swoją propozycję, Shan właściwie się nie wahał. Był zaskoczony
tym, że Asuka wytypowała właśnie jego. Wiedział, że wpadł w oko tej
dziewczynie, ale nie miał pojęcia, że tak bardzo, by opowiadała o nim swojemu
mistrzowi. W ogóle, sprawy przybierały całkiem ciekawy obrót. Shan jeszcze
nigdy nie miał okazji balansować na tak cienkiej granicy niebezpieczeństwa. Ekscytowało
go to!
Nihat wyciągnął rękę, a przez
polanę przetoczył się kobiecy krzyk. Chwilę potem jakaś siła wyciągnęła z
pobliskich drzew szarpiącą się Sharonę, ubraną w swój strój ANBU. Shan patrzył,
jak ręce siostry, najwyraźniej wbrew jej woli, wyginają się do tyłu, jak
niewidzialne więzy krępują ją i przyciągają w ich stronę, aż spoczęła na
kolanach wprost przed nim.
- Śledziłaś mnie? – zapytał zdumiony
Shan.
- Puszczajcie! – wydarła się
Sharona, usiłując się wyszarpnąć z niewidzialnych więzów, którymi spętał ją
Nihat. – Shan, co ty wyrabiasz?!
- Po co za mną polazłaś, głupia
kretynko? – zapytał siostrę z niedowierzaniem.
- Bo się dziwnie zachowywałeś…!
Co ty… co w…! – Sharona urwała nagle w pół słowa i zupełnie zamilkła, więc Shan
od razu domyślił się, że Nihat odebrał jej głos.
- Ile podsłuchała? – Asuka zwróciła
się do Nihata, na co ten pokręcił głową.
- Nic. Śledziła Shana, ale gdy
wpuściłem go za moją barierę, zniknął jej z oczu. Dlatego się tu kręciła, nie
mogła go znaleźć.
Shan patrzył na siostrę, która
dalej usiłowała się wykręcić, jednak jedyne co mogła zrobić, to szarpać głową
na prawo i lewo. Asuka zbliżyła się do niej, złapała ją za włosy i przytrzymała
głowę Sharony tak, by ta na nich patrzyła. W oczach siostry Shan dostrzegł
Mangekyo Sharingana, który najwyraźniej nie działał.
- Jak ty to robisz? – zwrócił
się do Nihata, zdziwiony. Ten pokręcił głową.
- Nie czas na tłumaczenie,
wszystkiego się dowiesz, będziesz miał na to dużo czasu.
Asuka sięgnęła do zawieszonej
na plecach Sharony katany, wyciągnęła ją z pochwy i przyjrzała się ostrzu.
- Udowodnij – powiedziała do
Shana, podając mu katanę. Przyjął ją, zważył w dłoniach a potem spojrzał z góry
na siostrę. Nihat skinął ręką, a niewidzialna siła podciągnęła Sharonę na nogi.
Siostra patrzyła na Shana szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Shan chwycił
pewniej rękojeść jej katany i aby nie przeciągać chwili, pchnął z całej siły,
aż ostrze przebiło klatkę piersiową Sharony i przeszło na wylot.
Z ust siostry popłynęła krew. Shan
patrzył w jej zamarłe w szoku, powoli gasnące oczy. Nie wydała żadnego dźwięku,
nie mogła, bo Nihat spętał ją swoją mocą. Pchnął ostrze mocniej, aż po samą
rękojeść i aktywował Mangekyo, by było ostatnią rzeczą, jaką będzie widziała.
- Wybacz, siostro. Chyba nie
będzie następnej rozmowy.
Oczy Sharony rozszerzyły się bardziej,
o ile w ogóle było to możliwe. Shan szarpnął katanę do tyłu, wyrywając ostrze z
ciała siostry. Odsunął się, by nie ochlapała go jej krew. Nihat machnął ręką, a
Sharona zwaliła się na ziemię niczym kukła. Jeszcze przez chwilę słychać było
jej świszczący oddech, a potem wszystko ucichło. Roztrzepane, czarne włosy przesłoniły
jej oczy. Wokół jej ciała powstawała coraz większa kałuża krwi.
Shan odrzucił na bok
zakrwawione ostrze.
- Od lat chciałem to zrobić –
powiedział z odrazą, a potem zaśmiał się. – To było łatwe – prychnął.
Usłyszał jak ktoś klaszcze. Całą
tróją odwrócili się i Shan spostrzegł kolejne dwie osoby, których wcześniej nie
widział. Nihat coraz bardziej irytował go tą swoją mocą.
Na skraju polany stali Takako i
Arata. To Takako klaskał, na jego twarzy widać było podekscytowanie, zaś ten
drugi, Arata, wyglądał na przestraszonego. Patrzył na Shana ze strachem w
oczach, co sprawiało mu dość sporą satysfakcję.
- Widzę niezłe zebranie –
powiedział. Zerknął na Asukę, która wzięła go za rękę.
- To środki ostrożności –
odpowiedziała dziewczyna.
- Jasne, zwłaszcza przede mną.
Spojrzał na Nihata, po czym
kiwnął głową w stronę Sharony.
- Co z ciałem mojej siostry? Jeśli
jakiś patrol je tu znajdzie…?
- Nie musisz się tym przejmować
– odpowiedział mężczyzna i machnął ręką, a Sharona, jej katana i kałuża krwi zniknęły.
- Jej nieobecność wzbudzi pytania…
- Jestem pewna, że coś
wymyślisz – szepnęła mu Asuka do ucha. – A teraz chodźmy do mistrza, nie każmy
mu czekać!
Na jej słowa Arata wystąpił
krok do przodu machnąwszy ręką, stworzył portal. Shan skrzywił się, słysząc
towarzyszący temu dźwięk. Takie same miny mieli wszyscy dookoła, z wyjątkiem Nihata.
Shan odetchnął głębiej, a potem uśmiechnął się.
Tak, zdecydowanie to wszystko
było ekscytujące!
- Nowi przodem – powiedziała Asuka.
– Mistrz Hikari na ciebie czeka. Dzięki niemu wszystko zrozumiesz, on pokaże ci
prawdę.
- Nie mogę się doczekać –
odparł i skoczył w purpurowy portal.
Jej... Aż nie wiem, co napisać po tej ostatniej scenie... Nie spodziewałam się tego, naprawdę... Ale za to kocham twoje opowiadanie... Piszesz je świetnie i cieszę się, że powróciłaś <3 Mam nadzieję, że za niedługo kolejny rozdzial ^^
OdpowiedzUsuńunravel--freedom.blogspot.com
Następny rozdział będzie w miarę szybko, już jest napisany :-)
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńkochana bardzo mnie cieszy Twoje pojawienie się tutaj z nowym rozdziałem... na razie nie przeczytane, ale chciałam dać znać, że jestem, mam nadzieję, że i na drugim blogu pojawi się nowy rozdział...
zajrzałam na Twój profil na wattpadzie, i odkryłam opowiadanie, kurcze nie mogę sobie tytułu przypomnieć, ale było o wynajęciu chłopaka do towarzystwa... czy by i to opowiadanie mogło by się pojawić na blogu, bo jednak tak mi się lepiej czyta to po pierwsze, ale i jest szansa na komentarz...
i czy jest szansa na jakiś kontakt z Tobą?
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejka! Tamto opowiadanie, "Facet na jedno kliknięcie", miało się pojawić na blogu jak je skończę, od razu w całości. Ale chyba za długo mi się schodzi pisanie go, więc może dodam je szybciej na bloga :-) Skontaktować się ze mną można poprzez komentarz albo wiadomość prywatną na wattpadzie :-)
Usuń