wtorek, 2 maja 2023

NG. Rozdział 46

 Hej!

Nie, nie zapomniałam o tym opowiadaniu! Wręcz przeciwnie, ostatnio cały czas o nim myślę. I pisząc je czuję się, jakbym wróciła do domu :-) 

Zdaję sobie sprawę, że mam takie naloty - piszę, piszę, piszę, a potem łapię długą przerwę. Nie umiem jednak sobie z tym poradzić. Jak mam więcej czasu, to coś tam skrobię, ale to już nie jest to, co kiedyś, bo nie mam aż tyle czasu, aby oddać się mojemu hobby. 

Ale, ale... nie przeciągajmy, bo czeka nowy rozdział!

*

„Nie jest ważne, kto kim się urodził, ale czym się stał!”

J.K. Rowling

           

            *

            Stałem z rękami splecionymi na torsie, oparty o framugę drzwi małego mieszkania na obrzeżach wioski, przyglądając się, jak oddział ANBU wywraca wszystko do góry nogami, przetrząsając szafki, wywalając na ziemię ubrania, szukając jakichkolwiek informacji. Razem z nami była moja córka.

Mei patrzyła na poczynania ANBU beznamiętnie, jej oczy były zupełnie bez wyrazu. Śledziła wzrokiem ruchy mężczyzn dookoła, a ja nie mogłem oderwać wzroku od jej twarzy. Było mi jej szkoda, tak strasznie szkoda…

- Tylko nie mów „a nie mówiłem” – odezwała się głośno, rzucając mi groźne spojrzenie. Mei potrafiła spojrzeć w taki sposób, że jej Byakugan naprawdę wprawiał w przerażenie.

- Nigdy bym czegoś takiego nie powiedział – odrzekłem. Mei na pewno nie chciała, by ktokolwiek jej współczuł. Nihat okazał się draniem i moja była w tym głowa, aby chłopak zapłacił za wszystko, co zrobił mojej córce. Rodzina była dla mnie najważniejsza, a każdy, kto krzywdził moich bliskich, zasługiwał na karę.

- Potrafię o siebie zadbać! – znów warknęła Mei, a potem szybko odwróciła głowę, spoglądając na jednego z ANBU. – Nie, to nie! – krzyknęła.

Podbiegła do zamaskowanego mężczyzny i wyrwała mu z rąk futerał na skrzypce. Przez chwilę wpatrywała się w trzymany przez siebie przedmiot, a potem podeszła do mnie.

- Naprawdę nie wiedział, że odwołają jego misję – powiedziała, kładąc futerał na szafce obok drzwi. Otworzyła go, odsłaniając stare, lekko odrapane skrzypce. – Nigdy by nie zostawił skrzypiec.

- Nie wiesz, ile z tego co mówił było prawdą, a ile kłamstwem – powiedziałem. – Czy naprawdę lubił te skrzypce? A może to była przykrywka, byśmy go mieli za mało groźnego, biednego romantyka…?

Mei rzuciła mi ponure spojrzenie.

- Wiem, że masz rację, tato, ale i tak… Tak trudno jest mi uwierzyć, że wszystko, o czym z nim rozmawiałam było kłamstwem…

Skinąłem głową. Dziś rano, kiedy Mai już trochę ochłonęła po wczorajszych wydarzeniach, opowiedziała mi wszystko, co wiedziała o Nihacie. Chłopak nic o sobie nie zdradzał, ale przekazał Mei zaskakująco dużo informacji o Cho-No-Ryoku-Sha. Nie były to informacje, o których byśmy zupełnie nic nie wiedzieli, ale Nihat o wiele więcej czasu z Mei poświęcił na opisanie Takako czy Asuki, niż bym się tego po nim spodziewał. Wdawał się w szczegóły, których nam nie przekazał. Nie mieliśmy tylko pojęcia, ile z tego jest prawdą a ile kłamstwem. W końcu przedstawił Mei bajeczkę, że z nimi walczył, że znał ich dlatego, że go prześladowali. Prawda okazała się być o wiele gorsza.

Po tej rozmowie zarządziłem przeszukanie mieszkania chłopaka, ale jak się domyślałem, nic tu nie było. Nihat udawał przykładnego obywatela, więc w jego mieszkaniu nie było żadnych informacji, żadnych zwojów, żadnych notatek, rozkazów, nic. Dlatego właśnie go do mnie wysłali, wiedzieli, że sobie poradzi. Wiedzieli, że damy się nabrać, bo dokładnie właśnie to, co prezentował sobą Nihat, było moją słabością. Pamiętając własne dzieciństwo, nie mogłem go tak po prostu odtrącić, nie dać mu szansy tylko dlatego, że był inny. To był mój czuły punkt, ta wrażliwość na odmienność, ten punkt widzenia chłopaka, który w dzieciństwie wiele wycierpiał i chciał tego oszczędzić innym.

Ile Cho-No-Ryoku-Sha o nas wiedziało? Ile zdołali się dowiedzieć? Co planowali? Te pytania nie dawały mi spokoju. Nie rozumiałem, o co tu chodziło, nic nie miało sensu, nic nie było logiczne. Po co Nihat tu był, po co go zabrali? Junichi gadał o bąbelkach wiele dni wcześniej, zanim wyruszyliśmy na naszą misję. Na długo przed poznaniem Nihata, a więc to nie umieszczenie bąbelków było jego misją.

Co bąbelki robiły, nie mieliśmy pojęcia. Sasuke i Shikamaru zajęli się tym od rana; poprosili Junichego, aby jeszcze raz im pokazał bańki, umieszczone przez Nihata i usiłowali się ich pozbyć, ale nic nie skutkowało. Bąbelków nie dało się dotknąć, nie dało się ich spalić Amaterasu, nic nie skutkowało. Junichi odmówił ich usunięcia – dalej twierdził, że jeśli znikną, stanie się coś strasznego, dlatego woleliśmy nie prosić go, by się ich pozbył.

- Meldujemy, Lordzie Hokage, że niczego nie znaleźliśmy – zwrócił się nagle do mnie przywódca oddziału. Skinąłem m głową.

- Tak myślałem – odrzekłem. – Zabezpieczcie to miejsce, nikomu nie wolno tu wchodzić. Ustawcie warty.

- Tak jest!

Skinąłem głową na córkę i oboje opuściliśmy mieszkanie. Mei zabrała ze sobą skrzypce Nihata, chociaż nie miałem pojęcia, po co to zrobiła.

- Połamię mu je na jego głowie na chwilę przed tym, jak uduszę go własnymi rękami – powiedziała moja córka całkiem poważnie. Uśmiechnąłem się. Moje dzieciaki na szczęście wdały się we mnie i długo nie potrafiły trwać w załamaniu, każdą porażkę przekuwając w działanie.

Skinąłem głową.

- Musimy dowiedzieć się, jaką miał misję, co tu robił. Jeśli coś sobie przypomnisz…

- Myślę, tato! – zawołała Mei. Szliśmy już chodnikiem w stronę siedziby Hokage. – Cały czas odtwarzam w głowie nasze rozmowy, usiłuję coś sobie przypomnieć, Mintao mi w tym pomaga, ale Nihat naprawdę niewiele mi mówił…

- Wiem, Mei, wiem – odparłem. – Po prostu jeśli coś sobie skojarzysz, to przyjdź i mi powiedz, dobrze?

- Tak zrobię – odpowiedziała córka. Zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie nasze drogi się rozchodziły. Ja musiałem wracać do pracy, Mei szła do domu, wzięła dziś dzień wolny. Byłem pewien, że Hinata coś poradzi na złe samopoczucie naszej córki.

Mei przytuliła się do mnie na chwilę. Pogłaskałem ją po głowie, bo co innego mógłbym zrobić w tej sytuacji, a potem rozstaliśmy się, gdy każde z nas poszło w swoją stronę.

*

Shan Uchiha siedział w swoim pokoju, przyglądając się zachodowi słońca. Rzadko miał okazję tak sobie posiedzieć i pomyśleć, zazwyczaj wokół niego wiele się działo. Dzisiejszy dzień w pracy także był zwariowany; Lord Hokage usiłował zrozumieć, co Nihat robił w ich wiosce, po co są bąbelki i gdzie tu właściwie jest sens. Shan westchnął. Czuł się zmęczony, a jeszcze tyle było do zrobienia.

Słońce zaszło, więc przerzucił nogi przez parapet, chcąc cichaczem wyjść z domu, ale dosłownie w tym samym momencie drzwi jego pokoju otworzyły się znienacka. To znaczy, wiedział, że siostra idzie korytarzem, słyszał ją, ale nie przypuszczał, że ta skręci do niego. Rzadko przecież tu zaglądała.

- Shan? – zdziwiła się Sharona. – Wymykasz się gdzieś?

- Chciałem iść zobaczyć, jak ma się Mei – odpowiedział od razu. Przełożył nogi w drugą stronę, wracając do swojego pokoju. Zszedł z parapetu i uśmiechnął się do siostry nieco wymuszenie. – Co cię do mnie sprowadza?

Sharona wzruszyła ramionami, siadając na krześle niedaleko drzwi. On opadł na to przy biurku. Trochę był zniecierpliwiony, bo słońce już zaszło, nie miał czasu na pogaduszki. Nie teraz.

- Przyszłam właśnie zapytać… jak ma się Mei?

Shan westchnął. Nie miał właściwie pojęcia, co ma powiedzieć. Nie widział Mei od rana.

- Jakoś się trzyma, twarda jest…

- Przestań – mruknęła siostra. – Ja też jestem twarda, i co z tego? Nigdy nie zapomnę tego, co czułam, kiedy Lord Hokage kazał wpisać Shimamurę do zeszytu Bingo.

Skinął głową. Sharona miała rację, jej wtedy przyjaciel, a teraz chyba chłopak, także zdradził wioskę. Prawdopodobnie Sharona najlepiej rozumiała uczucia Mei.

- Masz rację. Nie widziałem się z Mei już długo, martwię się o nią – powiedział, zerkając przez okno na powoli ciemniejące niebo. – Ale wiem, że mnie ochrzani, jak będę jej okazywał litość czy współczucie. Taki ma… mechanizm obronny.

- Mechanizm obronny – wyszeptała cicho Sharona. – Dobrze ujęte. – Wstała nagle, spoglądając na niego z góry. – Widzę, że nie możesz się skupić na rozmowie. Leć do niej, zaopiekuj się przyjaciółką.

- Dzięki za zrozumienie – odparł, wstając z krzesła. – Pogadamy innym razem, okej?

- Jasne. Leć, leć…

Sharona wyszła z jego pokoju, machając mu ręką na pożegnanie. Podszedł do drzwi i przekręcił w nich kluczyk, odetchnął, a potem tak jak miał w zamiarze, wymknął się przez okno, by uniknąć głównej drogi.

Trochę był spóźniony, ale wiedział, że nowi znajomi poczekają, w końcu to oni czegoś od niego chcieli, nie odwrotnie.

Wydostanie się poza wioskę było dziecinnie proste, bo w sumie kto i po co miałby mu przeszkodzić. Doskonale wiedział, gdzie maja się spotkać, więc najszybciej jak potrafił, zmierzał w tamtą stronę. Serce biło mu nieco szybciej, bo w sumie niewiele jeszcze wiedział, ale był dość… ciekawy. To chyba było najlepsze określenie.

Minął jedno charakterystyczne drzewo z pękniętym pniem i skręcił przy nim w lewo. Biegł jeszcze kilkanaście kilometrów w tamtą stronę, aż w końcu zatrzymał się na skraju niedużej, pustej polany. Wyszedł na jej środek, rozglądając się.

- Już myśleliśmy, że nie przyjdziesz.

Odwrócił się. Oparty o jedno z drzew na skraju polany, stał Nihat, ubrany w strój jak do walki. Miał na sobie czarne spodnie, bluzę i wygodną kamizelkę z dużą ilością kieszeni, jednak niepodobną do tych, jakie nosili ninja. Na gałęzi tego samego drzewa siedziała Asuka.

- Przepraszam – odpowiedział Shan, przyjmując swobodną pozę, jednak nie spuszczał z nich wzroku. Ostrożności nigdy za wiele, mimo iż wiedział, że nic mu nie zrobią. – Trochę mi się przeciągnęła rozmowa…

Asuka prychnęła i zeskoczyła z gałęzi. Ona i jej towarzysz zbliżyli się do Shana.

- Czy wiesz, jakiego zaszczytu dostąpiłeś? – zapytała dziewczyna, a Shan zaśmiał się.

- Nie gadaj jak nawiedzona, kotku – powiedział do niej. Gdy się zaśmiała, złapał ją za rękę, przyciągnął do siebie i lekko pocałował. – Tęskniłem… - szepnął.

Asuka wywróciła oczami. Shan, wciąż trzymając dziewczynę w objęciach, spojrzał na Nihata.

- Mała jest na ciebie wściekła – powiedział. Mężczyzna skinął głową.

- Niczego innego się nie spodziewałem – odrzekł. – Nie przyszliśmy tu jednak rozmawiać o dziewczynie. Mistrz Hikari jest ciekaw, czy rozumiesz wagę naszej sprawy?

- Cóż, myślę, że ostatnio wyłożyłeś mi to dość dobitnie – odparł Shan.

- Wstawiłam się za tobą u mistrza Hikariego, mówiłam mu, że poznałam człowieka, który jest według mnie godzien. Ale musisz to udowodnić, zanim cię do niego zaprowadzimy.

- Nie dajecie zbyt dużego wyboru – odpowiedział. – Mogę albo się zgodzić albo umrę, więc oczywiste jest, że się zgodzę.

- Jeśli nie udowodnisz nam swojego oddania także umrzesz – powiedział Nihat. – Jedynym wyborem jest ten słuszny.

- Dobra, nie zrzędźmy, zgadzam się. Co muszę zrobić, żeby udowodnić, że w to wchodzę? Jakiś skok wiary czy coś? – zakpił.

Kiedy Nihat pojawił się w jego pokoju i złożył mu swoją propozycję, Shan właściwie się nie wahał. Był zaskoczony tym, że Asuka wytypowała właśnie jego. Wiedział, że wpadł w oko tej dziewczynie, ale nie miał pojęcia, że tak bardzo, by opowiadała o nim swojemu mistrzowi. W ogóle, sprawy przybierały całkiem ciekawy obrót. Shan jeszcze nigdy nie miał okazji balansować na tak cienkiej granicy niebezpieczeństwa. Ekscytowało go to!

Nihat wyciągnął rękę, a przez polanę przetoczył się kobiecy krzyk. Chwilę potem jakaś siła wyciągnęła z pobliskich drzew szarpiącą się Sharonę, ubraną w swój strój ANBU. Shan patrzył, jak ręce siostry, najwyraźniej wbrew jej woli, wyginają się do tyłu, jak niewidzialne więzy krępują ją i przyciągają w ich stronę, aż spoczęła na kolanach wprost przed nim.

- Śledziłaś mnie? – zapytał zdumiony Shan.

- Puszczajcie! – wydarła się Sharona, usiłując się wyszarpnąć z niewidzialnych więzów, którymi spętał ją Nihat. – Shan, co ty wyrabiasz?!

- Po co za mną polazłaś, głupia kretynko? – zapytał siostrę z niedowierzaniem.

- Bo się dziwnie zachowywałeś…! Co ty… co w…! – Sharona urwała nagle w pół słowa i zupełnie zamilkła, więc Shan od razu domyślił się, że Nihat odebrał jej głos.

- Ile podsłuchała? – Asuka zwróciła się do Nihata, na co ten pokręcił głową.

- Nic. Śledziła Shana, ale gdy wpuściłem go za moją barierę, zniknął jej z oczu. Dlatego się tu kręciła, nie mogła go znaleźć.

Shan patrzył na siostrę, która dalej usiłowała się wykręcić, jednak jedyne co mogła zrobić, to szarpać głową na prawo i lewo. Asuka zbliżyła się do niej, złapała ją za włosy i przytrzymała głowę Sharony tak, by ta na nich patrzyła. W oczach siostry Shan dostrzegł Mangekyo Sharingana, który najwyraźniej nie działał.

- Jak ty to robisz? – zwrócił się do Nihata, zdziwiony. Ten pokręcił głową.

- Nie czas na tłumaczenie, wszystkiego się dowiesz, będziesz miał na to dużo czasu.

Asuka sięgnęła do zawieszonej na plecach Sharony katany, wyciągnęła ją z pochwy i przyjrzała się ostrzu.

- Udowodnij – powiedziała do Shana, podając mu katanę. Przyjął ją, zważył w dłoniach a potem spojrzał z góry na siostrę. Nihat skinął ręką, a niewidzialna siła podciągnęła Sharonę na nogi. Siostra patrzyła na Shana szeroko otwartymi ze zdumienia oczami. Shan chwycił pewniej rękojeść jej katany i aby nie przeciągać chwili, pchnął z całej siły, aż ostrze przebiło klatkę piersiową Sharony i przeszło na wylot.

Z ust siostry popłynęła krew. Shan patrzył w jej zamarłe w szoku, powoli gasnące oczy. Nie wydała żadnego dźwięku, nie mogła, bo Nihat spętał ją swoją mocą. Pchnął ostrze mocniej, aż po samą rękojeść i aktywował Mangekyo, by było ostatnią rzeczą, jaką będzie widziała.

- Wybacz, siostro. Chyba nie będzie następnej rozmowy.

Oczy Sharony rozszerzyły się bardziej, o ile w ogóle było to możliwe. Shan szarpnął katanę do tyłu, wyrywając ostrze z ciała siostry. Odsunął się, by nie ochlapała go jej krew. Nihat machnął ręką, a Sharona zwaliła się na ziemię niczym kukła. Jeszcze przez chwilę słychać było jej świszczący oddech, a potem wszystko ucichło. Roztrzepane, czarne włosy przesłoniły jej oczy. Wokół jej ciała powstawała coraz większa kałuża krwi.

Shan odrzucił na bok zakrwawione ostrze.

- Od lat chciałem to zrobić – powiedział z odrazą, a potem zaśmiał się. – To było łatwe – prychnął.

Usłyszał jak ktoś klaszcze. Całą tróją odwrócili się i Shan spostrzegł kolejne dwie osoby, których wcześniej nie widział. Nihat coraz bardziej irytował go tą swoją mocą.

Na skraju polany stali Takako i Arata. To Takako klaskał, na jego twarzy widać było podekscytowanie, zaś ten drugi, Arata, wyglądał na przestraszonego. Patrzył na Shana ze strachem w oczach, co sprawiało mu dość sporą satysfakcję.

- Widzę niezłe zebranie – powiedział. Zerknął na Asukę, która wzięła go za rękę.

- To środki ostrożności – odpowiedziała dziewczyna.

- Jasne, zwłaszcza przede mną.

Spojrzał na Nihata, po czym kiwnął głową w stronę Sharony.

- Co z ciałem mojej siostry? Jeśli jakiś patrol je tu znajdzie…?

- Nie musisz się tym przejmować – odpowiedział mężczyzna i machnął ręką, a Sharona, jej katana i kałuża krwi zniknęły.

-  Jej nieobecność wzbudzi pytania…

- Jestem pewna, że coś wymyślisz – szepnęła mu Asuka do ucha. – A teraz chodźmy do mistrza, nie każmy mu czekać!

Na jej słowa Arata wystąpił krok do przodu machnąwszy ręką, stworzył portal. Shan skrzywił się, słysząc towarzyszący temu dźwięk. Takie same miny mieli wszyscy dookoła, z wyjątkiem Nihata. Shan odetchnął głębiej, a potem uśmiechnął się.

Tak, zdecydowanie to wszystko było ekscytujące!

- Nowi przodem – powiedziała Asuka. – Mistrz Hikari na ciebie czeka. Dzięki niemu wszystko zrozumiesz, on pokaże ci prawdę.

- Nie mogę się doczekać – odparł i skoczył w purpurowy portal.


4 komentarze:

  1. Jej... Aż nie wiem, co napisać po tej ostatniej scenie... Nie spodziewałam się tego, naprawdę... Ale za to kocham twoje opowiadanie... Piszesz je świetnie i cieszę się, że powróciłaś <3 Mam nadzieję, że za niedługo kolejny rozdzial ^^

    unravel--freedom.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział będzie w miarę szybko, już jest napisany :-)

      Usuń
  2. Hejeczka,
    kochana bardzo mnie cieszy Twoje pojawienie się tutaj z nowym rozdziałem... na razie nie przeczytane, ale chciałam dać znać, że jestem, mam nadzieję, że i na drugim blogu pojawi się nowy rozdział...
    zajrzałam na Twój profil na wattpadzie, i odkryłam opowiadanie, kurcze nie mogę sobie tytułu przypomnieć, ale było o wynajęciu chłopaka do towarzystwa... czy by i to opowiadanie mogło by się pojawić na blogu, bo jednak tak mi się lepiej czyta to po pierwsze, ale i jest szansa na komentarz...
    i czy jest szansa na jakiś kontakt z Tobą?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! Tamto opowiadanie, "Facet na jedno kliknięcie", miało się pojawić na blogu jak je skończę, od razu w całości. Ale chyba za długo mi się schodzi pisanie go, więc może dodam je szybciej na bloga :-) Skontaktować się ze mną można poprzez komentarz albo wiadomość prywatną na wattpadzie :-)

      Usuń