sobota, 22 czerwca 2013

NG rozdział 29

„południe - dusznym zapachem pomarańczy

zniża się ku nam

bierze nas w siebie

rozżarzone niebieskie słońce

nic nie mówimy nocy - noc jest głucha"

Halina Poświatowska

*

Sasuke spojrzał na mnie ostro i wzrokiem wręcz mi nakazał, bym przestał chichotać. Impuls elektryczny przeorał podłogę wokół nas i wysadził kilka okien dookoła. Zamknąłem się, a potem skupiłem na kipiącym złością Faraonie. Oczy chłopaka utkwione były w Piętce, którą za ramię trzymał Sasuke. Potem przeniosły się na mnie, na Mintao i wróciły do Sasuke. Widać było, że dzieciak boi się zrobić cokolwiek więcej prócz straszenia nas, by przypadkiem nie uszkodzić dziewczynki. O to mniej więcej mi chodziło, więc byłem zadowolony. Wiedziałem, że bez tej przewagi chłopak by nas zaatakował, a potem uciekł. Wychował się w końcu na ulicy, umiał o siebie zadbać.

- Czego chcecie? – warknął chłopak agresywnie. – Ostrzegam was, jeśli zrobicie jej krzywdę...

- Uspokój się, Faraonie – powiedziałem łagodnie, kucając, by nie patrzeć na chłopaka z góry. Na jego twarzy na sekundę odmalowało się zdziwienie, lecz zaraz pokrył je złością. – Przyszliśmy porozmawiać. Piętce nic nie jest.

- Czego chcecie? – wycedził chłopak ponownie, zabarwiając swój ton groźbą. Westchnąłem.

- Chcemy jedynie z tobą porozmawiać...

- Oddajcie Piętkę, dranie! – przerwał mi.

- Z szacunkiem do starszych, gnoju! – zawołał do niego Sasuke.

- Nie kłóćcie się! – wrzasnąłem aż dzieciaki podskoczyły. – Nie przyszliśmy tu, aby marnować czas, bo nawet go nie mamy! Faraonie, musisz wysłuchać tego, co chcemy ci powiedzieć. Sam zdecydujesz, co chcesz zrobić z tą wiedzą.

- Piętka...

- Piętka na chwilę zostanie z nami – powiedziałem możliwie najłagodniej. Gruszka drgnął i wycelował grot strzały prostu w moje czoło. Jego oczy płonęły złością i obawą. Faraon spojrzenie miał twarde i nieugięte.

- Mów – nakazał mi mały przywódca. Skinąłem głową.

- Widzisz, jak sam doskonale wiesz, masz niezwykłą moc. – Chłopak mocno zacisnął szczęki, ale nie odezwał się, by mi przerwać. Co chwila jego spojrzenie wędrowało ku milczącej Piętce. Dziewczynka obiecała nam, że nie będzie interweniować, że pozwoli, by Faraon sam podjął decyzję. – Moc, która dalece przekracza zdolności przeciętnego shinobi, która nie wymaga szkolenia, która jest „naturalna". Nie jesteś z tym sam.

Lekkie zdziwienie odbiło się na twarzy chłopca, a Gruszka na chwilę oderwał spojrzenie od mojego czoła, w które wciąż celował, by zerknąć na przywódcę.

- Co... co masz na myśli? – spytał Faraon z pewnym wahaniem. Mintao odchrząknął.

- Dokładnie to, co zostało powiedziane – rzekł i na chwilę wszyscy na niego spojrzeliśmy. – Ja również posiadam taką „moc".

- Ty też używasz błyskawic?! – zdumiał się Faraon, ale Mintao pokręcił głową i palcem postukał się w skroń.

- Nie. Ja i moja siostra, że tak powiem dla uproszczenia, czytamy w myślach – powiedział, a zdumienie, jakie odbiło się na twarzach dzieci, było nawet zabawne.

- To dlatego wiedziałeś – wyszeptał Gruszka, mając zapewne na myśli fakt, że Mintao znał wcześniej wszystkie miejsca, w których dzieci się chowały. Mój starszy syn skinął głową.

- Owszem.

- Ale nie tylko Mintao potrafi coś niezwykłego. Na świecie jest wiele takich osób. I część z nich utworzyła pewną organizację. Nie wiemy jeszcze o niej zbyt wiele, jednak na tyle dużo, by stwierdzić, że nie mają dobrych intencji i robią bardzo złe rzeczy. Nazywają siebie Cho-No-Ryoku-Sha. Werbują oni w swoje szeregi wszystkie niezwykłe dzieci. Czasem ich do tego zmuszają. Wręcz na nie polują. Rozumiesz?

Faraon przyglądał mi się chwilę, a potem powoli skinął głową.

- A wy? Coście za jedni? – spytał.

- Ja nazywam się Naruto, to jest Sasuke... - Wskazałem Uchihę, a następnie syna. – A to Mintao. Jesteśmy z Konohy. Teraz we wszystkich krajach trwa poszukiwanie psychotroników, czyli osób obdarzonych niezwykłymi mocami, zanim znajdą ich ci z Cho-No-Ryoku-Sha.

- Co Konoha chce z nami zrobić? – zapytał chłopak podejrzliwie.

- Konoha jedynie pragnie nie dopuścić, by Cho-No-Ryoku-Sha wykorzystywali do własnych celów niewinne dzieci. To wszystko.

- Zamkniecie nas gdzieś? – zapytał chłopak z obawą.

- Skąd! – zawołałem. – Zaopiekujemy się wami!

- Czemu porwaliście Piętkę?! – wtrącił się Gruszka ze złością. – Skoro macie takie dobre intencje, to dlaczego porwaliście naszą koleżankę?! – wykrzyknął, patrząc ze złością na Sasuke, którego dłoń spoczywała na ramieniu dziewczynki. Obejrzałem się na rudowłosą, a potem zerknąłem na jej przyjaciela w meloniku.

- Ponieważ dowiedzieliśmy się kilku rzeczy o was i z tego, co udało nam się ustalić wywnioskowaliśmy, że nie posłuchalibyście nas, gdybyśmy chcieli porozmawiać. Piętce nic się nie stało, jest cała i zdrowa. Może usiądziemy? – spytałem, wskazując połataną kanapę. Faraon obejrzał się na nią.

- Wiesz, że mogę cię sfajczyć żywcem? – zapytał, a ja poważnie skinąłem głową.

- Wiem, Faraonie. Duża moc jak na takiego małego chłopca. I stanowczo zbyt duży ciężar na za małych ramionach.

Chłopak nie odezwał się, obserwując mnie czujnie. W końcu kiwnął głową i on oraz Gruszka (wciąż celujący z łuku, tym razem w Sasuke) wycofali się do tyłu. Faraon przysiadł na jednej ze skrzynek, a jego kolega stanął za nim z bronią w gotowości. Ja i Sasuke, a z nami Piętka, przysiedliśmy na wspomnianej kanapie. Widać czekały nas prawdziwe negocjacje.

- Mintao? – zwróciłem się do syna, który nie ruszył się z miejsca, tylko rozglądał się dookoła. Syn skupił się na mnie, potem ściągnął z siebie plecak i podał mi go.

- Przepraszam, ale muszę stąd wyjść – rzekł, a ja i Sasuke unieśliśmy brwi.

- Wyjść? – zdziwiłem się.

- Nie wytrzymam tu dłużej. Spotkamy się na zewnątrz, ja... muszę odetchnąć. Głowa mnie boli.

To powiedziawszy, wręcz uciekł, a ja i Uchiha wymieniliśmy zdumione spojrzenia. Nie miałem zielonego pojęcia, co mu jest, ale też nie miałem czasu się nim przejmować. Był w końcu prawie dorosły i doskonale umiał sobie poradzić z własnymi problemami. Może znów miał napad swojej silnej migreny i potrzebował samotności. A może ktoś z najbliższej okolicy natrętnie myślał o czymś paskudnym i to mojego syna dręczyło?

Potrząsnąłem głową, otworzyłem jego plecak i zacząłem z niego wyciągać spakowane wcześniej kanapki. Gdy układałem je na skrzynce, która robiła za stół, zarówno Faraon jak i Gruszka wpatrywali się we mnie ze zdumieniem.

- Częstujcie się, będzie nam się lepiej rozmawiało, gdy wszyscy będziemy najedzeni i zadowoleni.

Tak jak w przypadku Piętki, aby pokazać, że kanapki nie są zatrute, wybrałem sobie jedną i zacząłem jeść. Podobnie zrobił Sasuke, a także Piętka. Dwaj chłopcy, ośmieleni zachowaniem wciąż milczącej przyjaciółki, również się poczęstowali. Chyba zaczęliśmy się rozumieć, bo spojrzenie Faraona złagodniało, gdy patrzył, jak Piętka i Gruszka posilają się. Widać było jak na dłoni, że chłopak czuł się za nich odpowiedzialny.

- To... - odezwał się w końcu Faraon, kiedy już był pewny, że dwójka jego przyjaciół się najadała. – Czego wy tak naprawdę ode mnie chcecie?

Nabrałem głęboko powietrza.

- Chcemy, byś zgodził się pójść z nami do Konohy, gdzie obejmiemy cię ochroną na czas, póki z Cho-No-Ryoku-Sha się wszystko nie wyjaśni. W hotelu, w którym się zatrzymaliśmy, czekają na nas jeszcze dwie psychotroniczni oraz mój młodszy syn, również obdarzony mocą. Chcemy zebrać was tylu, ilu uda nam się znaleźć. Zapewnić wam bezpieczeństwo i, jeśli się nam uda, opracować szkolenie, byście wiedzieli, jak korzystać z mocy i nikogo nie skrzywdzili – wytłumaczyłem spokojnie.

- Szkolenie? – zdziwił się chłopak. – Ja umiem posługiwać się swoją mocą! – zawołał, a włosy na głowie nieco mu się uniosły pod wpływem impulsu, jaki przebiegł przez jego ciało. Gdzieś niedaleko uderzyła błyskawica, rozświetlając całe niebo, a nad nami przetoczył się potężny grzmot. Uśmiechnąłem się lekko.

- Oczywiście. Jak każdemu psychotronikowi, przychodzi ci to naturalnie. My jednak gromadzimy informacje, dotyczące waszych mocy. Z każdym dniem wiemy coraz więcej, a to pozwala nam ustalić wasze możliwości i ograniczenia, ułożyć odpowiedni program treningowy, dzięki któremu zarówno zwiększymy stopień waszej kontroli, jak i powiększymy umiejętności. Nawet jeśli wydaje ci się, że w tej chwili wiesz i umiesz wszystko, nie oznacza to, iż faktycznie tak jest. Mintao, gdy był w twoim wieku, również władał swoją mocą i wydawało mu się, że umie wszystko. Lecz w miarę jak dorastał, jego moc rozwijała się razem z nim. W twoim przypadku też tak będzie. Współpraca z nami pozwoliłaby ci nie tylko władać tą mocą, ale i ją zrozumieć.

- A wy ją rozumiecie, tak? – warknął chłopak. Pokręciłem głową.

- Nie do końca. Musisz zrozumieć, że ta moc jest indywidualna dla każdego. Wymaga odrębnego zrozumienia dla każdego przypadku – wyjaśniłem. – W Konosze po prostu będą ludzie, którzy ci pomogą. Koledzy i koleżanki, którzy mają te same zdolności, co ty, którzy już przeszli przez etap dorastania, gdy wszystko się zmieniało. Którzy mogliby odpowiadać na twoje pytania i mówić z doświadczenia, a nie z domysłów.

- I co? Ta wasza Konoha tak po prostu chce pomóc?

- My również mamy z tego korzyści. Gdy się do nas przyłączysz, nie zasilisz szeregów Cho-No-Ryoku-Sha. Bo oni nie pytaliby cię o zgodę, zmusiliby cię, byś się do nich przyłączył. W tym celu mogliby zrobić krzywdę twoim przyjaciołom.

Spojrzenie Faraona powędrowało najpierw do Piętki, a potem do Gruszki. Przełknął ślinę.

- Czego oni od nas chcą? – spytał chłopak z obawą. Pokręciłem głową.

- Nie wiem – odparłem. – Czy zgodzisz się z nami iść?

Chłopak myślał przez chwilę.

- Ja... muszę się nad tym zastanowić – odparł w końcu. Wiedziałem, że nie podejmie tej decyzji od razu, więc skinąłem głową i wstałem z kanapy.

- Myślę, że to wszystko – powiedziałem. – Czy zgodzicie się iść z nami? Będę miał pewność, że jesteście bezpieczni. Wrócimy do tej rozmowy jutro.

- Dobrze, ale to nie oznacza, że już podjąłem decyzję – odparł Faraon. W tym samym momencie Piętka zerwała się z kanapy i rzuciła, ku mojemu zdumieniu, nie na Faraona, a w rozwarte ramiona Gruszki. Chłopak przytulił ją mocno, a potem ponad jej głową obrzucił nas groźnym spojrzeniem, jakby się spodziewał, że wyśmiejemy go za okazywaną dziewczynce czułość. Potem znów skupił się na koleżance.

- Nic mi nie jest – wymamrotała śmiejąca się Piętka, gdy chłopak odsunął ją od siebie na odległość wyciągniętych ramion i uważnie jej się przyjrzał. – Naprawdę. Obiecałam, że nie będę się wtrącać, by Faraon mógł samodzielnie podejmować decyzje.

- Pozwól, że ja ocenię, czy nic ci nie jest – odparł Gruszka, lekko pobladły. Jeszcze raz obejrzał dziewczynkę, a potem wziął ją za rękę. Piętka była lekko rumiana, gdy spojrzała na nas speszona. Gruszka miał zawzięta, wyzywającą minę, która nie złagodniała nawet wtedy, gdy oględziny wypadły pozytywnie. Chyba nie był w stanie nam wybaczyć tego porwania i godzin zamartwiania się o przyjaciółkę. Wcale mu się nie dziwiłem.

- Chodźmy – powiedziałem.

Ruszyliśmy do wyjścia, ja pierwszy, za mną trójka dzieci, a Sasuke na końcu. Gdy opuściliśmy magazyn, rozejrzałem się po okolicy i w małym kącie za śmietnikiem dostrzegłem skulonego Mintao. Spojrzałem na Sasuke, a on bez słowa skinął głową i zgarnął dzieciaki, nakazując im iść za sobą. Ja skierowałem się w stronę syna.

- Mintao? – odezwałem się cicho, gdy do niego podszedłem. Syn wyglądał żałośnie, był cały mokry, w końcu siedział tyle czasu w ulewnym deszczu. Mógł się przed nim schować, ale miałem wrażenie, że specjalnie usiadł tak, by padała na niego chłodna woda. Być może zimno przynosiło ukojenie jego zbolałej głowie.

Syn zwinięty był w ciasny kłębek, głowę wcisnął sobie między kolana i do tego obejmował ją ramionami. Ukucnąłem przy nim i dotknąłem jego ramienia.

- Mintao? – powtórzyłem. Drgnął.

- Nie mogłem – jęknął. – W tym smrodzie... te dzieci... On ją zabił! Dwie przecznice stąd jest burdel... Juji, dwa kufla piwa do siódemki!... Pierdolony oszust, już ja mu pokażę...

Mój syn bredził. Złapałem go mocno za oba ramiona i mocno nim potrząsnąłem.

- Mintao! – wydarłem się. Uniósł głowę i zaczerwienionymi oczami spojrzał na mnie, ale wcale mnie nie widział. Przysunąłem się i zetknąłem nasze czoła. – Synu, słyszysz mnie? Chodź, zaśpiewamy piosenkę. Mintao!

Zacząłem śpiewać kołysankę, którą zawsze śpiewała dzieciakom Hinata. Niedługo potem syn do mnie dołączył, patrząc mi w oczy. Czułem lekki ból, gdy jego świadomość wlewała się do mojego umysłu, jednak mogłem to znieść. Oczy Mintao z chwili na chwilę stawały się coraz bardziej przytomne, aż w końcu zamrugał i ostrożnie się ode mnie odsunął.

- Tata? – zdziwił się. Skinąłem głową.

- Odleciałeś – wytłumaczyłem. Chwilę patrzył na mnie zdziwiony, a potem skrzywił się.

- Och, o Boże... To nie jest najlepsza okolica... O Boże...

Zakrył twarz dłońmi i przez chwilę oddychał głęboko.

- Nie mogłem siedzieć z tymi dzieciakami – zaczął się tłumaczyć. – Nie rozumiem, czemu ten obrzydliwy, śmierdzący garaż zasłużył na nazwę Fort Nadzieja? Jak ktokolwiek mógłby chcieć tam mieszkać? Czemu te dzieci... ja nie rozumiem ich postępowania! Przecież o wiele lepiej miałyby w Domu Dziecka! A one wybrały śmietnik, głód i ubóstwo! W tym okropnym, plugawym miejscu! One powinny być rozpieszczone i kochane, tato! A same z tego zrezygnowały na rzecz... właśnie! Dlaczego?!

Patrzyłem na niego, nie bardzo wiedząc, co mu powiedzieć. Ja rozumiałem doskonale, Sasuke zapewne też. I z jednej strony cieszyłem się, że wychowałem moje dzieci w miłości, tak, że nie znały głodu, cierpienia, że nie umiały sobie nawet wyobrazić życia na ulicy. Z drugiej jednak strony poczułem zawód. Wybór, którego dokonał Faraon i jego przyjaciele był przecież prosty. Ja sam dokonałbym identycznego. Czy mogłem oczekiwać od syna, że zrozumie różnicę między życiem na ulicy, ale życiem według własnych zasad, ich trójka przeciw całemu światu, przyjaźń nade wszystko i walka o każdy dzień zamiast życia w Domu Dziecka niczym w więzieniu, pod kontrolą „złych" dorosłych. Wiedziałem, jak ciężko tacy dorośli musieli pracować na zaufanie niechcianego dziecka. Ja sam pozwoliłem się do siebie zbliżyć jedynie Iruce. Miałem wtedy wrażenie, że wszyscy są źli i wcale nie chcą mi pomóc. Jak miałem wytłumaczyć Mintao punkt widzenia dziecka z ulicy?

- Chodźmy już – szepnął nagle mój syn, nim znalazłem rozwiązanie dylematu. Z trudem podniósł się z ziemi, po czym odgarnął z twarzy mokre włosy. – Chcę sam zrozumieć.

*

Shimamura zapukał cicho do drzwi szpitalnej izolatki, ale nie doczekał się odpowiedzi. Westchnął, a potem pchnął drzwi.

Sharony nie było w łóżku. Siedziała na parapecie okna i patrzyła na budzącą się do życia Konohę, ubrana w jasne piżamy, włosy, sięgające jej zaledwie trochę za podbródek, spięte miała z tyłu jasną spinką. Nawet nie drgnęła, gdy przeszedł przez salę i włożył do pustego wazonu na stoliku bukiet czerwonych róż. Wiedział, że to strasznie sentymentalne, ale gdy myślał o swoim uczuciu do dziewczyny i o kwiatach, którymi mógłby to uczycie odzwierciedlić, na myśl przychodziły mu tylko czerwone róże.

Spojrzał na nieruchomą, szczupłą postać w oknie, wciąż się nie odzywając. W końcu Sharona pociągnęła nosem.

- Nie jestem w stanie pojąć, czemu to mi się dzieje? – szepnęła przez zdławione gardło. – Myślę i myślę i nic nie przychodzi mi do głowy. Czy to klątwa, która ponoć wciąż wisi nad naszym klanem, zawsze zabija tych, których pokocham? Czy to tylko ślepy los? Czy coś jeszcze innego sprawia, że wciąż odbierane mi jest wszystko, co mam? Czy mogę powiedzieć, że to przypadek sprawia, że oni zginęli? Powiedz mi, Shimamuro.

- Nie wiem, skarbie. Wbrew pozorom wcale nie jestem wszechwiedzący.

- NIE KPIJ! – wrzasnęła, w końcu na niego spoglądając. Miała oczy osoby, która przeszła więcej, niż może znieść przeciętny człowiek. Shimamura pokręcił głową i podszedł do niej.

- Wiesz, że nie kpię, prawda? – powiedział, a ona prychnęła. – Nie z ciebie. Po prostu nie umiem odpowiedzieć na twoje pytania. I chyba nikt tego nie potrafi. Mogę ci opowiadać o tym, co znaczy być shinobi, że straty i poświęcenie wiążą się z naszym życiem, że każdy z nas raz zyskuje, a raz traci, ale uznasz to za puste słowa.

- Wiec po co tu przyszedłeś? – warknęła.

- By być z tobą, rzecz jasna. Czy nie tego uczył nas sensei Kakashi? – zapytał, siadając na parapecie obok niej. Wyciągnął rękę i delikatnie pogłaskał ją po ramieniu. Uznał za dobry znak fakt, że nie odtrąciła jego ręki.

- Kakashi nie zawsze miał rację. Strata najbliższych wcale nas nie wzmacnia, nic nie dzieje się tak, jak mówił. Czuję się tak, jakbym w każdej chwili miała się rozsypać – wyszeptała.

- Ponieważ nie pozwalasz im tak naprawdę odejść, Sharono – mruknął Shimamura.

- Mówisz jak Shan – odpowiedziała skrzywiona.

- Być może Shan czasami ma rację.

- Więc twoim zdaniem powinnam zapomnieć?! To nie jest sposób! Nie umiem zapomnieć! Nie umiem!

Pokręcił głową i ujął jej dłoń, tak chudą i kruchą. Za każdym razem gdy ją widział, wyglądała coraz gorzej. Jednocześnie miał świadomość, że to jedna z najbardziej uzdolnionych przedstawicielek klanu Uchiha w historii. Tak silna i zarazem tak słaba. Ale chyba wszyscy Uchiha posiadali tę cechę. Tak wielka moc w tak kruchym i niepewnym opakowaniu. Nic dziwnego, że historia jej rodziny wyglądała właśnie tak.

- Nie każę ci zapominać o Daisuke czy twoim narzeczonym. Nikt by ci tego nie kazał. Musisz jednak zrozumieć, jak ważne jest, by iść naprzód, zamiast się cofać, Shar. Oni nie chcieliby, byś się cofała, wiesz? Chcieliby zawsze widzieć na twojej twarzy szczęśliwy uśmiech.

Rozpłakała się i wtuliła w niego, a on przygarnął ją do siebie, pocieszająco głaszcząc po plecach. Wiedział, że nigdy już jej nie zostawi, choćby musiał być uwięziony w Konosze do końca życia i wieść nudne, ograniczone życie, jakiego nienawidził. Długo to trwało, ale w końcu udało mu się odkryć, co tak naprawdę się liczy, co jest najważniejsze. Może i nie mógł jej mieć, może i nigdy nie będzie go chciała. Tyle że to nie on był tu najważniejszy, a ta krucha, załamana dziewczyna w jego ramionach. Był gotów zrezygnować ze wszystkiego nawet dla samej jej przyjaźni. Tak naprawdę, mimo tylu butnych słów, nie liczył na więcej.

*

Dzieciaki siedziały przy stole, jedząc śniadanie. Cała trójka była już czysta i ubrana w nowe rzeczy. Sasuke stał oparty o ścianę przy oknie z rękami splecionymi na piersi. Mintao czytał jakąś książkę, siedząc na łóżku. Posłałem mu myśl, że idę obudzić dziewczyny i wyszedłem z naszego pokoju.

Stanąłem pod drzwiami pokoju dziewczyny i już chciałem pukać, gdy nagle usłyszałem wrzask mojego młodszego syna. Bez zastanowienia wpadłem do środka, w sam raz by zobaczyć, jak mój młodszy synek, cały w pianie, wypada z łazienki.

Gdy tylko Junichi mnie spostrzegł, zawył jeszcze głośniej i rzucił się na mnie.

- Tatusiu! – zawołał, łapiąc mnie za nogawkę spodni. – Umyły mnie! Tatusiu, zostałem umyty!

- Właśnie widzę... - powiedziałem, patrząc na pianę, którą miał wszędzie i którą właśnie wcierał w moje spodnie, mocząc je doszczętnie. – Mogłeś dać się i wytrzeć, skoro dałeś się umyć.

- Nie dałem, tatusiu! – zawył, rycząc i smarkając mi w spodnie. – One same mnie umyły! Jestem czysty!

I rozpłakał się na dobre. Kątem oka zauważyłem doszczętnie mokrą i wściekłą Lalę, która wyjrzała na mnie z łazienki. Ona też cała była w pianie, z tą różnicą, że w przeciwieństwie do mojego synka, nie była naga. Westchnąłem, podrapałem się po głowie i ukucnąłem, czochrając główkę synka.

- Młody, to bardzo ważne, by być czystym. Dziewczyny lubią czystych facetów.

- Ale ja nie lubię dziefcyn! – zawołał Junichi jeszcze głośniej, tupiąc nogą. – Shan powiedział, ze są z kosmosu i nie mają siusiaków!

Westchnąłem zrezygnowany. Po raz kolejny. Brak siusiaków u dziewczyn był bardzo poważnym argumentem, przemawiającym za tym, by ich nie lubić. Byłem niemal pewien, że nie zdołam go przebić.

- A Mei? Ją chyba lubisz, co nie? I mama? Mamusię też lubisz?

- Nie! – zawołał ze złością. – Ja kocham mamusię!

- No widzisz, dziewczyny nie są takie złe. Mama jest kochana.

- Bo to mama! – krzyknął. Miałem wrażenie, że zaraz pękną mi bębenki. – A one nie! One są złe, są z kosmosu i nie mają siusiaków! Nienawidzę dziefcyn!

To oświadczywszy, wpadł mi w ramiona i rozpłakał się na dobre. Pogłaskałem go po głowie.

- Jakiś dziś płaczliwy dzień – powiedziałem do niego, wciąż go przytulając. – Tęskniłeś za tatą, co? A wiesz, znalazłem ci kolegę. Właściwie, to nawet dwóch. Nazywają się Faraon i Gruszka.

- A mają siusiaki? – zapytał cichutko, piąstkami wycierając załzawione oczy. Zaśmiałem się.

- Oczywiście. To dwóch facetów!

- To supel – odparł, pociągając nosem. Odsunąłem go od siebie.

- Lala, rzuć mi ręcznik! – zawołałem do dziewczyn, ukrywających się w łazience. Chwilę potem dziewczyna cisnęła nim we mnie i na powrót zatrzasnęła drzwi łazienki. Nie maiłem pojęcia, o co się tak wkurzyła. Wytarłem syna, ubrałem go, a potem jeszcze krzyknąłem do psychotrniczek. – W naszym pokoju mamy gości! Przyjdźcie poznać Faraona!

- Jak naprawię fryzurę, którą zniszczył mi twój syn! – wydarła się Lala, a ja odkryłem, co ją rozzłościło. Włosy. Oczywiście.

Wziąłem syna na ręce i zaniosłem go do naszego pokoju, gdzie zapoznał się z chłopcami i z Piętką. Jak się okazało, mój syn, bardziej niż kolegami, zafascynowany był...

- Mam łuk! – krzyczał Junichi, biegając wokół stołu z łukiem Gruszki w dłoniach. – Mam łuk! Tato, zobacz, mam łuk! Fujku Sasuke, mam łuk! Ale fajny ten łuk!

- Junichi... - odezwałem się, kiedy przebiegł obok mnie.

- Mam łuk! Łuk!

- Junichi! – złapałem go przy kolejnym okrążeniu, zatrzymując. – Uspokój się.

- Ale łuk!

- Widzę. Nie musisz biegać i wrzeszczeć! – zawołałem.

- Ale tatusiu, to łuk Gruszki! – odparł mój syn na swoją obronę, ręką wskazując starszego kolegę w meloniku. Gruszka uśmiechnął się do Junichiego, a ten mu odmachał.

- Wiem. Kochanie, usiądź na kanapie obok brata, my tu mamy trochę do porozmawiania.

Junichi wspiął się na kanapę obok Mintao, z zafascynowaniem oglądając swoją zdobycz, a ja skupiłem się na Faraonie, który nadal pałaszował śniadanie. Chłopak siedział u szczytu stołu, umyty i czysty wyglądał zupełnie inaczej. Piętka okazała się całkiem ładną dziewczynką o długich, falowanych włoskach. Gruszka miał włosy brązowe, proste i ładną oliwkową karnację.

Zbliżyłem się do stojącego przy oknie Sasuke.

- Strasznie dużo jedzą – szepnął do mnie mój przyjaciel. Pokręciłem głową.

- Niech jedzą. Faraon musi z nami iść. Jeśli pojawi się tu po niego Asuka...

Sasuke skinął głową. W tej samej chwili podniósł rękę i złapał strzałę, która śmignęła w jego kierunku. Obaj spojrzeliśmy na Junichiego, który cały rozradowany skakał po kanapie.

- Umiem strzelać z łuku! Umiem strzelać z łuku! A fujek złapał stsałę!

- Junichi! – krzyknąłem na niego. – Kiedyś przez ciebie komuś stanie się krzywda! Nie wolno strzelać do ludzi!

Mintao zabrał mu łuk, a mój młodszy synek oklapł na kanapę, by po chwili zacząć płakać. Pomasowałem sobie skronie.

- Twój syn to najdziwniejszy dzieciak, jakiego kiedykolwiek widziałem – stwierdził Sasuke, bawiąc się strzałą.

- I mówi to ojciec Shana – odpowiedziałem zgryźliwie.

Poczekaliśmy, aż dzieciaki zjedzą, po czym obaj przysiedliśmy przy stole obok nich. Faraon, z o wiele łagodniejszą niż ubiegłego dnia miną, skupił na mnie wzrok. Jego niezwykłe, fioletowe oczy oczywiście nie straciły na czujności, wiedziałem, że zanim mi zaufa minie trochę czasu.

- Podjąłeś już decyzję? – zapytałem. Chłopak zerknął na swoich przyjaciół.

- Co z Gruszką i Piętką? – odparł pytaniem.

- W nocy, gdy spaliście, wysłałem do Konohy wiadomość, że mam tu dwójkę dzieci, którymi trzeba się zająć. Ktoś przyjdzie, by zabrać ich do Wioski Liścia, jeśli zechcesz wyruszyć ze mną.

- My? Też mamy stąd iść? – zapytała zdumiona Pikętka.

- Najlepiej będzie, jeśli odejdziecie. Faraon powinien jak najprędzej wyruszyć z nami. Będzie miał odpowiednią ochronę i opiekę, idąc ze mną, Sasuke i Mintao. Natomiast zostawianie tu was... Gdyby Cho-No-Ryoku-Sha się o was dowiedziało, prawdopodobnie zapragnęłoby was użyć, żeby zmusić do czegoś Faraona. W Konosze będziecie bezpieczni. Spotkalibyśmy się tam za jakiś czas.

- A czy... co się tam z nami stanie? Co będziemy tam robić? – pytała dalej dziewczynka, spoglądając na swoich przyjaciół.

- Cóż, najprawdopodobniej ktoś się wami zaopiekuje. Pójdziecie do szkoły. Z całą pewnością nie spotka was nic złego.

- Czemu Faraon nie może iść z nami? – zapytał Gruszka rzeczowo.

- Wolałbym go osobiście przyprowadzić do Wioski. Konoha zna psychotroników, nie oznacza to jednak, że się ich nie obawia. Mieszka tam taka dziewczynka, moja uczennica, która włada ogniem. Czasem zdarzało jej się coś spalić. Mieszkańcy Konohy są trochę... nieufni. Wolałbym, żebyś trzymał się nas. Żebyśmy wszyscy razem wrócili do wioski.

- Skoro mnie tam nie chcą... - rzekł Faraon powoli – to może nie powinienem tam iść...

Pokręciłem głową.

- To nie tak, że cię nie chcą. Nie myśl tak. Musimy im pokazać, że nad tą mocą da się panować. To wszystko.

- I gdy dotrzemy do Konohy, Gruszka i Piętka już tam będą czekać, tak? – upewnił się. skinąłem głową.

- Tak.

- Co wy na to? – Faraon zwrócił się do przyjaciół, a gdy pokiwali głowami, wyciągnął ku mnie rękę. – Wchodzę w to.

Mi pozostało jedynie uścisnąć jego dłoń.

*

Asuka siedziała na zielonej trawie nad urwiskiem, obserwując, jak fale rozbijają się o klif. Dzień był ładny, słoneczny, dookoła siebie czuła zapach oceanu i przyrody. Asuka lubiła spokój, głównie dlatego, że podczas misji z Takako nie sposób go było zaznać. Ten mężczyzna doprowadzał ją do szału, ale wiedziała, że to ona musi być jego partnerką. Tylko jej się bał, tylko przed nią czuł respekt. Poświęciła w końcu lata u boku Hikariego, by doprowadzić swoją zdolność do perfekcji. Takako nie potrafił w jej metalu odnaleźć składników ziemi, które w nim były. Ona umiała znaleźć metal wszędzie. Jego techniki były wobec niej bezużyteczne. Sprowadzała go do parteru, musiał się jej słuchać i mimo, że wiedziała, iż mu się to nie podoba, to wykorzystywała to gdy tylko mogła. Gdyby nie jej opanowanie, ten idiota krzywdziłby wszystkich dookoła, sadysta. Nie obchodziły jej ludzkie ścierwa, którymi się zabawiał. Ale Takako nie miał prawa do żadnej psychotroniczki prócz Oksu i powinien znać swoje miejsce.

Drgnęła, wyczuwając za sobą znajomą chakrę, po czym obejrzała się.

Mistrz Hikari szedł w jej stronę. Ubrany był w białą szatę, długie, złote, falowane włosy opadały mu na silne, szerokie ramiona. Wiatr delikatnie nimi szarpał, tak, że przypominały złote fale. Jego pokryte bielmem oczy wpatrywały się w jeden punkt. W dłoni trzymał białą laskę, na której od niechcenia się podpierał.

Przełknęła ślinę. Zawsze uważała, że mistrz jest przystojny. Był tylko kilka lat od niej starszy, wysoki i smukły, całym sobą informował, jak potężnym jest bogiem. Drżała w jego obecności i nie śmiała spoglądać mu w twarz.

- Mistrzu – szepnęła, podnosząc się z miejsca. – Myślałam, że będziesz ze wszystkimi.

- Nie na wiele się zdam, gdy mają czas na naukę – zaśmiał się mistrz Hikari, gestem nakazując jej, by usiadła. Zrobiła to, a mistrz przysiadł na trawie obok niej.

- Co cię do mnie sprowadza, mój mistrzu? – zapytała nieśmiało, a jasnowłosy sięgnął do wewnętrznej kieszeni w swej szacie i wyjął papierową teczkę. Podał ją jej, a Asuka czym prędzej ją otworzyła i zajrzała do środka. Przez chwilę czytała informacje spisane przez Mizune. Zakryła dłonią usta.

- Czy... czy to jest możliwe? – wysapała w końcu, bezmyślnie patrząc w przestrzeń. – Taka moc...

- Wiesz, moja droga, że w naszym przypadku wszystko jest możliwe – wyjaśnił mistrz. – To do tego jednego chłopaka Uzumaki Naruto nie może dotrzeć. Nie możemy pozwolić, by tak potężna moc wpadła w łapska zachłannego Hokage. Żaden człowiek nie może zniewolić moich kochanych Cho-No-Ryoku-Sha. Dlatego ty i Takako nie dopuścicie, by ci obrzydliwi ludzie go znaleźli.

- Tak, mistrzu – odparła, wstając. Gdy spojrzał na niego z góry, mistrz przymknął ślepe oczy i wystawił twarz ku słońcu, uśmiechając się lekko. Wyglądał na tak spokojnego, jakby niczym się nie martwił i Asuka od razu poczuła się lepiej. Skoro mistrz niczym się nie martwił oznaczało to, że wszystko szło zgodnie z planem. – Chciałabym ci przy okazji wspomnieć...

- Tak, Asuko? – zachęcił ją mistrz łagodnie.

- O pewnym człowieku – szepnęła cicho.

- Jak mu na imię? – głos mistrza stężał nieco.

- Uchiha Shan. M-myślę, że jest godny...

- Och! Cóż, zastanowię się nad tym – odparł mistrz, a ona uśmiechnęła się lekko i skłoniła.

- Dziękuję ci, mój mistrzu – powiedziała. – Czym prędzej wyruszymy na stały ląd – zapewniła i odbiegła.