wtorek, 24 września 2013

NG rozdział 32

„Nie wierzę tylko w niemożliwe
Wszystko jest możliwe na tym świecie
Składającym się
Hiii... hiii
z wirujących punkcików
których jeszcze
hiii... hiii...
nikt nie widział"
Andrzej Bursa

*

Mei Uzumaki obudziła się rankiem i od razu stwierdziła, że w ich domu jest więcej osób, niż powinno w nim być. Zaintrygowana, podniosła się z łóżka i ubierając, wsłuchała w myśli wszystkich dookoła. Sapnęła poirytowana, gdy rozpoznała każdą z obecnych osób. A tak liczyła na spokojny dzień!

Już w skompletowanych ciuchach wyszła ze swojego pokoju, po drodze zaglądając do salonu. Tam zobaczyła mamę, wykłócającą się z wujkiem Kibą. Postanowiła im nie przeszkadzać, tym bardziej, że nie miała ochoty na wysłuchiwanie wrzasków z samego rana. Skierowała się do kuchni.

Wewnątrz, o czym doskonale wiedziała, siedziała dwójka dzieciaków. Ładna, ruda dziewczynka w spódniczce do kolan oraz wysoki, ciemnowłosy chłopiec w meloniku. Oboje zajadali kanapki, popijając je mlekiem.

- Cześć dzieciaki – powiedziała, przechodząc przez kuchnię, by dostać się do lodówki. Wyciągnęła sobie karton soku pomarańczowego, obróciła się przodem do stołu i zobaczyła dwie pary wlepionych w nią oczu. – No co jest? – zapytała, po czym napiła się prosto z kartonu.

- Kim pani jest? – zapytała dziewczynka, jeśli Mei dobrze pamiętała, nazywano ją Piętką.

- A czy ja ci wyglądam na panią? – oburzyła się Mei, wykrzywiając. Nagle poczuła się staro, co bardzo jej się nie podobało. – Jestem siostrą Mintao, mam na imię Mei. A wy jesteście Piętka i Gruszka, tak?

- Och, ty też czytasz w myślach?! – wykrzyknęła Piętka, celując w nią palcem.

- A ty jesteś ruda – odparła Uzumaki, marszcząc brew. Dziewczynka cofnęła palec, urażona, a w tym samym momencie Mei poczuła czyjeś bezczelne myśli. Spojrzała na okno, w którym pojawił się uśmiechnięty od ucha do ucha Shan.

- Heeej, Mei, terroryzujesz małe dzieci? – zapytał zadowolony z siebie przyjaciel, opierając się o parapet otwartego okna. – Cała ty.

- Czego chcesz? – zapytała, bo w tej chwili myśli Shana zajęte były dzieciakami, siedzącymi przed nim. Chłopak wzniósł rękę i pomachał smarkaczom.

- Ja? A czego ja mogę chcieć? Wpadłem powiedzieć ci dzień dobry, pochwalić, jakże pięknie wyglądasz... - zaczął Uchiha, ale ona prychnęła.

- Zobaczyłeś, jak wujek Kiba prowadzi tu tę dwóję i przylazłeś wyniuchać, o co chodzi – powiedziała, ale Uchiha wcale nie wyglądał na zmieszanego. Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – To Piętka i Gruszka, należą do takiej małej bandy jednego z psychotroników, których przyprowadzi ojciec – wyjaśniła.

- Hej maluchy! – zawołał do nich chłopak. – Ja mam na imię Shan. A więc macie bandę, dobrze słyszałem? – spytał niby niewinnie, a Mei wywróciła oczami, znów otworzyła lodówkę i zaczęła wygrzebywać z niej jedzenie.

- Owszem – odparł Gruszka nonszalanckim tonem, a Shan zaśmiał się w głos.

- A przyjmujecie członków? Ja i Mei też mieliśmy bandę, było nas dwoje. Piętka i Gruszka to pseudonimy? Ja tez mam pseudonim!

- Shan – zaczęła ostrożnie Mei, szykując sobie rzodkiewkę na śniadanie, ale chłopak ją zignorował.

- Mogę się do was przyłączyć?! – zawołał. Gruszka zmarszczył nos, co Mei, odwrócona do nich plecami, ujrzała oczami swojego przyjaciela. Oddalony o wiele kilometrów od Konohy Mintao pokręcił głową, wykonując poranne ćwiczenia. Obserwowała go ta zielonowłosa lafirynda, ale brat miał w głowie tylko Mayę. Zakochany głupiec.

Wypraszam sobie!

Mei zignorowała głupka, zalewając posoloną rzodkiewkę odrobiną słodkiej śmietanki.

- No nie wiem – mruknął Gruszka. – Faraon o tym decyduje.

- Ale jak wróci, możemy go zapytać – dodała uprzejmie Piętka.

- Ej no, nie spławiajcie mnie! Przydam się wam w bandzie, zobaczycie. Mój pseudonim to Przystojniak, a Mei to Mała! Nie możecie nas nie przyjąć, skoro już mamy ksywki! – argumentował Uchiha. Mei odwróciła się przodem do dyskutantów, jedząc swoją rzodkiewkę.

- Kto powiedział, że ja chcę być w jakiejś bandzie? – spytała, a Shan machnął na nią ręką.

- Jasne, że chcesz – odrzekł. – Skoro ja chcę być w bandzie, to i ty chcesz. Co to za banda w Konosze bez naszej dwójki? – Logika Shana wydawała się być bezbłędna. Mei nie wiedziała, przed czym ma się bronić z większym zaangażowaniem? Przed wcieleniem do bandy jedenastolatków czy przed głupotą przyjaciela?

- Tak, marzę, żeby być w bandzie – powiedziała dla świętego spokoju.

- No widzisz, wiedziałem! Po co ten bunt?

- Jaki bunt?

- Och, wspaniale! Ha, to co robimy?! Macie jakiś pomysł?! – Uchiha zwrócił się do dzieciaków, a te wymieniły spojrzenia.

- Ale... mówiliśmy ci, że to Faraon decyduje – przypomniała mu łagodnie Gruszka. Shan pokiwał głową.

- Jasne, ale to pewne, że mnie przyjmie! Więc już możemy uznać mnie za członka i wyciąć komuś jakiś dowcip! Chodźcie!

Dzieciaki spojrzały na siebie, a potem na ich twarze wpełzł szeroki uśmiech. Wstały od stołu, a Mei westchnęła, masując sobie skronie.

- MAMO! – wydarła się. – JA I SHAN ZABIERAMY DZIECIAKI NA SPACER!

W tym samym czasie brat przesłał jej krótką wiadomość: jutro wracamy.

*

Kiedy na horyzoncie ukazała się Konoha, na moją twarz wpełzł szeroki uśmiech. Odetchnąłem głęboko, wciągając do płuc niepowtarzalne powietrze. Mój starszy syn zaśmiał się cicho.

- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej – rzekł z uśmiechem.

- Domek! Domek! Mamusia! – darł się siedzący na moich ramionach Junichi.

- Taak – poparłem synka – tatuś też tęsknił za mamusią.

Idąca gdzieś z tyłu Lala prychnęła głośno.

- Tęsknić za żoną, też mi coś! – wyraziła głośno swoje zdanie, a ja zaśmiałem się.

- Życzę ci, żebyś jednak miała za kim tęsknić! – zawołałem do niej, oglądając się za siebie. Lala szła obok Oksu, która oczy wlepiała w swoje buty. Faraon dreptał obok Sasuke, zadręczając mojego przyjaciela jakimiś pytaniami, na które ten odpowiadał z irytacją. Nihat wlókł się na szarym końcu, wyglądał na zamyślonego, ale tylko z pozoru, ponieważ patrzył uważnie. Nie podobał mi się ten chłopak, było w nim coś... coś, co spowodowało, że miałem w planach objąć go nadzorem, o którym chłopak nie będzie wiedział. Ze wszystkich znalezionych przez nas psychotroników, Nihat był najbardziej tajemniczy.

- Mei zbiera rodzinę, by wyjść nam naprzeciw. – rzekł nagle Mintao. – I ma małą niespodziankę.

- Niespodziankę? – zainteresowałem się. Mintao przyłożył palec do ust.

- Nie dla nas – rzekł tylko, kręcąc głową i uśmiechając się tajemniczo.

Konoha była coraz bliżej. W miarę jak się zbliżaliśmy, naszym oczom ukazywało się coraz więcej szczegółów. Dzieciaki wpatrywały się w wioskę z ciekawością, szczególnie Faraon, którego oczy były tak szeroko otwarte, że jeszcze trochę i pewnie by mu wypadły. Wiedziałem, że dla nich, odrzuconych i traktowanych jak potwory, Konoha jest nowym początkiem, miejscem, w którym nareszcie ktoś będzie ich rozumiał, chciał i być może kochał. Gdy byłem w wieku Faraona marzyłem, by mieć prawdziwy dom. I teraz mogłem go dać dzieciom takim, jakim kiedyś byłem ja sam. Miałem nadzieję, że tego nie spartolę, że wszystko będzie dobrze, a Konoha ofiaruje dzieciakom wszystko, co najlepsze.

Niedługo potem, gdy mury wyrosły przed nami wysoko, a znaki na bramie były już czytelne, ujrzeliśmy mały tłumek, czekający na nas przed bramą wioski. Junichi uniósł rączkę i zaczął machać, krzycząc głośno do Hinaty. Przyspieszyliśmy kroku, a nasze rodziny ruszyły ku nam. Wśród najbliższych był również Shikamaru, wyglądający na znudzonego i zmęczonego.

- Kochanie! – zawołała Hinata, gdy nasza grupa znalazła się w zasięgu jej głosu. Rozłożyłem szeroko ręce, ale to nie mnie moja żona porwała w ramiona. Sasuke wybuchnął głośnym śmiechem, widząc moją minę, gdy Hinata przytuliła do siebie Junichiego. Nasz synek rozpłakał się, tuląc do niej.

- No taaak... - powiedziałem rozbawiony, drapiąc się po karku i patrząc na moją szczęśliwą żonę, witającą się z naszym małym synkiem.

- Ja pana utulę! – wydarł się ktoś za moimi plecami, aż podskoczyłem.

- O nie – jęknąłem, obracając się, by zobaczyć... Shana, a obok niego moją córkę i jakieś małe, rozchichotane istotki, chowające się za tą cwaną dwójką.

- Zamknij się, durniu! – warknęła Mei na przyjaciela, po czym przytuliła się do mnie. Shan zerknął na swoich rodziców, witających się nieopodal dość, hm... czule, jak na Sasuke, puścił do mnie oczko, a potem wyraźnie zainteresował się przyprowadzonymi przez nas psychotronikami.

W międzyczasie Mintao odciągnął na bok Mayeczkę. Ta dwójka stanęła sobie z dala od tłumu, witając się po cichu. Mintao najdelikatniej jak to możliwe musnął ustami czoło Mayi, a potem przytulił ją mocno. Dziewczyna zacisnęła palce na jego plecaku, obejmując go mocno i chowając twarz w jego szyi. Mój syn śmiał się, coś do niej mówiąc.

Znów skupiłem się na Mei i Shanie. Ten drugi machnął na Faraona, a gdy tamten na niego spojrzał, moja córka i syn Sasuke rozstąpili się, ukazując chowających się za nimi Piętkę i Gruszkę.

Dzieciaki, cała trójka, pisnęły ze szczęścia i rzuciły się na siebie, a na nas wszystkich lunął ulewny deszcz. Większość z nas wybuchła głośnym śmiechem, Hinata i Sakura spojrzały w niebo, zdziwione nagłą ulewą.

- Nihat – zwróciłem się o jednego z psychotroników – mógłbyś nas na chwilę objąć parasolem? Proszę... - Poprosiłem, gdy chłopak uniósł jedną brew.

Nihat westchnął, ale uniósł rękę i nagle deszcz przestał na nas padać. Ci, którzy nie byli obeznani z mocą chłopaka, zdziwieni unieśli głowy. Shan gwizdnął.

- Ale patent! – zawołał wesoło, patrząc na czarny przezroczysty parasol nad nami, o który rozbijał się deszcz.

- Dobra, dobra! – usłyszeliśmy wszyscy szorstki głos. Shikamaru, przyglądający się nam z pewnej odległości, klasnął kilka razy w dłonie, zwracając na siebie uwagę nas wszystkich. – Koniec tych ckliwości, bo większość naszych gości czuje się niezręcznie!

- Shikamaru ma rację! – zawołałem, ale że nikt nie zwrócił na mnie uwagi, włożyłem palce do ust i gwizdnąłem ile miałem sił w płucach. – Niech wszyscy na mnie spojrzą! – krzyknąłem.

- Nie! To na mnie niech wszyscy patrzą! – zawołał Shan, a połowa zgromadzonych wybuchła śmiechem. Trzepnąłem młodego Uchihę w ucho, a potem skinąłem na naszą zagubioną czwórkę. Dzieciaki stały blisko siebie, patrząc na nas jak na kosmitów. Faraon trzymał się za ręce ze swoimi przyjaciółmi, Oksu częściowo chowała się za Lalą, a Nihat mógłby się wydawać obojętny, gdyby nie piorunował wzrokiem Shikamaru.

Uśmiechnąłem się do psychotroników, a Shikamaru stanął obok mnie.

- A więc to oni? – zapytał. Pokiwałem głową.

- Tak. Moi kochani! – zawołałem głośniej. – Chciałbym przedstawić wam kolejno: Lalę...

- Zaklepuję ją! – wydarł się Shan. Dziewczyna podparła się pod boki, patrząc na niego wyzywająco z uniesioną jedną brwią.

- Uważaj, żebym to ja ciebie nie klepnęła – zagroziła.

- Suuper! – ucieszył się młody Uchiha, na co Sasuke chrząknął głośno, patrząc karcąco na syna.

- Shan...

- Tylko żartujemy!

- A więc żarty na bok.

- Ale...!

- Na bok, Shan – rzekł Sasuke nieugiętym głosem. Shan fuknął, ale zamknął się posłusznie. Mei wzięła go za rękę. Gdy młody Uchiha zerknął na mnie błagalnie, tylko pokręciłem głową, przykładając palce do ust. Jeszcze tylko awantury z Sasuke mi tu brakowało, nie chciałem się wpychać między niego a syna.

- Kontynuując, obok Lali stoi Oksu, ten mały to Faraon, który nie zdradza swojego imienia...

- Ja je znam! – wykrzyknął młody Uchiha, a potem zakrył sobie usta dłonią, zerkając na ojca. Na szczęście Sakura interweniowała i powstrzymała Sasuke przed zrobieniem awantury.

- Co?! – wykrzyknął Faraon, zerkając to na Shana, to na swoich przyjaciół, którzy wyglądali, jakby się chcieli zapaść pod ziemię. – Ale jak to?!

- Ba, jestem w twojej bandzie, szefie! W każdym razie, Faraon ma na imię... AUAAA!!! – wydarł się, gdy nagle po ziemi przebiegł impuls elektryczny, który go poraził. Długie włosy Shana stanęły dęba, a ten zaczął podskakiwać z bólu. – On mnie popieścił prądem!

- Nie zdradza się mojego imienia! – darł się Faraon.

- Uspokój się, on nie zdradzi! – zawołała Piętka. – On jest fajny!

Shikamaru po raz kolejny klasnął w dłonie, ponieważ ja za głośno się śmiałem, by zapanować nad czymkolwiek.

- Cisza, cisza! Naruto, weź ogarnij wszystkich...

- Przepraszam – wychrypiałem rozchichotany. – Po prostu zdałem sobie sprawę, że mam w wiosce bandę... z Shanem jako członkiem... i się przestraszyłem. A ten śmiech, to reakcja na stres, wiesz?

- Jasne – prychnął Shikamaru.

- Dobrze... - wziąłem głęboki wdech. – Już jestem poważny. Ostatnim naszym gościem jest Nihat. I kolejno... jeśli chodzi o moce, Lala włada roślinami. Oksu używa telekinezy, a Faraon ma władzę nad elektrycznością. Nihat potrafi tworzyć niewidzialne tarcze.

Po przedstawieniu psychotroników, zabrałem się za wymieniane imion moich bliskich. Przedstawiłem Hinatę i Sakurę, Mei i Shana, a potem Mayeczkę, która stęskniona, tuliła się do Mintao i na koniec Shikamaru, zastępcę Hokage. Podkreśliłem jego funkcję, by Nihat przestał zabijać wzrokiem mojego przyjaciela. Widać wziął go za przywódcę i zbierał w sobie złość, by zacząć na niego wrzeszczeć tak, jak wrzeszczał na mnie, gdy się spotkaliśmy. Byłem ciekaw, jak zareaguje, gdy się dowie, że to ja jestem Hokage. Nie spodziewałem się po nim niczego przyjemnego.

- Czuję się zraniony tą „zakałą rodu" – rzekł Shan, nawiązując do sposobu, w jaki go przedstawiłem. Większość zebranych znów chichotała.

- Prawda w oczy kole – wymruczała Mei, za co dostała kuksańca od przyjaciela. Oczywiście, oddała mu o wiele mocniej. Shikamaru przysunął się do mnie.

- Może by ich jakoś powitać? – zapytał, głową wskazując psychotroników. Wszyscy znów ze sobą rozmawiali, zapoznając się z moimi bliskimi. Faraon rozmawiał z dwójką swoich przyjaciół, chyba tłumaczyli mu, jak to się stało, że Shan jest w ich bandzie.

- Okej – powiedziałem. – No to zaczynaj.

Shikamaru wywrócił oczami, ale odchrząknął i po raz kolejny klasnął w dłonie, by zwrócić na siebie uwagę.

- Witajcie – przemówił do psychotroników, a wzrok wszystkich skupił się na nim. Mintao obejmował Mayę, bawiąc się warkoczykiem jej włosów. Mei stała z boku, oparta o wyszczerzonego w szerokim uśmiechu Shana. Obok nich, na ziemi, siedział Junichi, a przy nim kucała Hinata, trzymając synka za rączkę. Nieco dalej stał Faraon, a wraz z nim Piętka i Gruszka. Oksu czaiła się za plecami Lali, zaś w pewnym oddaleniu od grupy stał Nihat, obserwujący uważnie Shikamaru. – Wiem, że Naruto wytłumaczył wam już powód, dla którego Konoha oraz inne Ukryte Wioski postanowiły objąć ochroną wyjątkowo uzdolnionych shinobi, czyli was. Powstała organizacja, nazywająca siebie Cho-No-Ryoku-Sha, która pragnie wykorzystać wasze moce, by zaszkodzić Pięciu Narodom. Ich motywy, zamiary i cele są nam nieznane. Wiadome są jednak ich metody. Stosują przemoc, szantaże i porwania. Nie cofną się przed niczym, dla nich liczy się tylko wasza moc. Widzą w was broń, którą chcą wykorzystać! Nie dopuścimy do tego!

Może i byłaby to porywająca przemowa, ale jego znudzony głos w ogóle nie zainteresował słuchaczy. Shan Uchiha westchnął i zasłonił dłonią oczy, zupełnie jak Sasuke.

- Pozostałe Ukryte Wioski, podobnie jak Konoha, przeszukały swoje kraje i odnalazły wszystkich psychotroników, którzy nie zostali zwerbowani przez Cho-No-Ryoku-Sha. Ukryte Wioski zrobią wszystko, by żadne z was nigdy nie zostało wykorzystane, a wasza moc leżała tylko w waszych rękach. To, czy staniecie po stronie Ukrytych Wiosek...

- Stop! – postanowiłem się wtrącić. Shikamaru przerwał i spojrzał na mnie pytająco. – Nie ma sensu mówić póki co o żadnych stronach, jeszcze dokładnie nie znamy zamiarów Cho-No-Ryoku-Sha, nie wyzwali nas bezpośrednio do walki. Kage Pięciu Wiosek nie dopuszczą do żadnego starcia! Postaramy się rozwiązać problem innymi metodami!

- Skąd ta pewność? – zapytał natychmiast Nihat, dość agresywnie. Spojrzałem mu w oczy.

- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by nie doszło do starcia na większą skalę – powiedziałem głośno i wyraźnie. Wyminąłem Shikamaru i stanąłem przed dzieciakami. – Długo zastanawiałem się, co tu z wami zrobić, kiedy już pojawicie się w wiosce. I wreszcie was tu mam, wszystkich razem. Mei, Mintao, Junichi, Maya, Oksu, Lala, Faraon i Nihat. Jesteście nowym pokoleniem i na waszych barkach spoczywa przyszłość. My, starsze pokolenie, nie mamy już nic do gadania, odchodzimy w przeszłość. Chciałbym powiedzieć, że nie macie się o co martwić i my, dorośli, załatwimy za was wszystko, ale musiałbym skłamać. My już tego nie zrobimy, nie jesteśmy w stanie. To, co czeka nasz świat, nasza przyszłość, przyszłość naszych... i waszych rodzin, leży w waszych rękach. To już nie jest ani zabawa, ani gra. Oni chcą was, bo jesteście w tej chwili najlepszą bronią. Waszej mocy nie można was pozbawić. Nie imają się jej żadne ograniczenia. Macie we władzy każdy z żywiołów i dużo, dużo ponad to. Nasze jutsu są przy was bezsilne, przegrywają w starciu z waszą mocą i dlatego jesteście tacy cenni dla Cho-No-Ryoku-Sha. Z wami mogliby zawładnąć światem, o który my walczyliśmy w ostatniej wojnie, za który przelewaliśmy naszą krew, za który wielu naszych bliskich oddało życie. My wywalczyliśmy pokój na wiele lat. Przyszedł czas, by o następne lata pokoju zawalczyło nowe pokolenie!

Chwilę trwała cisza, a potem Shan Uchiha zaczął głośno klaskać. Chwilę potem reszta poszła w jego ślady.

- Lord Hokage dobrze mówi! – zawołał młody posiadacz Sharingana. – Polać mu!

- Chwila! – zawołał nagle Nihat, a ja zakląłem w myślach. Wściekły wzrok chłopaka spoczął na mnie. – Lord Hokage? TY jesteś LORDEM HOKAGE?

- Myślę, że ja i Nihat zostaniemy tu przez chwilę i porozmawiamy – powiedziałem, patrząc na zbuntowanego chłopaka.

- O tak, definitywnie porozmawiamy – odparł wściekły Nihat.

- Shan, Shikamaru, zabierzecie wszystkich psychotroników do mnie do gabinetu – powiedziałem, a tamci skinęli głowami. Sasuke wymienił ze mną uważne spojrzenie, a potem zgarnął Sakurę i ruszył w stronę wioski.

- Zabiorę Junichiego do domu – szepnęła do mnie Hinata. Synek tulił się do niej i najwyraźniej nie chciał puścić. Skinąłem głową, objąłem żonę i ucałowałem jej słodkie usta. Hinata zarumieniła się, oddała pocałunek i odeszła wraz z resztą.

Patrzyłem przez chwilę za odchodzącymi bliskimi, a potem spojrzałem na Nihata, stojącego w rozkroku i ze splecionymi na piersiach dłońmi.

- Oszukałeś mnie – rzekł chłopak. Jego oczy były gniewne i zbuntowane. Ponad nami wciąż rozciągał się jego parasol. Uderzający w niego deszcz przypominał dźwięk grochu, walącego w blachę.

- Nie oszukałem, Nihacie – odrzekłem łagodnie – jedynie przemilczałem fakt, że to ja jestem Lordem Hokage.

- To oszustwo! – wykrzyknął wściekle. Teraz to ja splotłem ręce na piersi.

- Czy nie przysiągłem w imieniu Hokage, że nikt nie wykorzysta twojej mocy bez twojej zgody? Jestem Hokage. I nie wykorzystam twojej mocy. Nie łamię twojej umowy. Możesz tu żyć. Możesz być spokojny o siebie i swoją moc. Możesz robić, co zechcesz.

- Wiesz co? Jesteś kłamliwym dupkiem, Naruto! Uzależnisz ludzi od siebie. Ze mnie też chcesz zrobić swojego kundla! Przygarniesz mnie, pokażesz, jaki to jesteś dobry i uczciwy, a potem nie zostanie mi nic, tylko się tobie odwdzięczać. Nie dam sobą w ten sposób manipulować! Nie licz, że pozwolę ci mną rządzić! W dupie mam, czy jesteś Hokage!

Pokręciłem głową.

- Przecież nie stawiam ci warunków. Nie żądam niczego w zamian, chcę jedynie, byście byli bezpieczni.

Chłopak prychnął.

- Nie wierzę ci. Możesz mi wmawiać, co chcesz, ale ja będę patrzył ci na ręce – zagroził.

- I oczywiście, nie powiesz mi, na czym dokładnie polega twoja moc? – spytałem.

- Nie! – warknął.

- Nie uważasz, że to nieuczciwe? Otwieram dla ciebie drzwi mojego domu. Czuję się tak, jakbym wnosił do środka tykającą bombę.

Chłopak przyglądał mi się przez chwilę, jakby rozważając moje słowa. Nie spuszczałem z niego oczu. Nie ufałem mu i on mi nie ufał. Poznaliśmy go w końcu w najdziwniejszych okolicznościach. Zdawał się wiedzieć więcej, niż przeciętny człowiek. I wiele ukrywał, bardzo wiele.

Z drugiej jednak strony był jednym z nich. Był psychotronikiem i z tego powodu należało się mieć na niego oko. Pilnować go. Jego moc, w niepowołanych rękach, wyrządzić mogła wiele złego.

- Nie skrzywdzę nikogo – szepnął chłopak bardzo cichym głosem.

- Na jakiej podstawie mam ci zaufać? – zapytałem poważnym tonem. – Wymagasz ode mnie, bym o nic nie pytał. Mówisz, że umiesz zabijać całymi setkami, ale nie chcesz wyjaśnić, w jaki sposób. Ja zaś wpuszczam cię do wioski, za którą odpowiadam. Przedstawiam ci ludzi, których kocham, moją żonę, moją córkę. Ty nie chcesz zaufać mnie, ale żądasz, bym ja ciebie obdarzył zaufaniem. To niesprawiedliwe, Nihacie, i ty o tym wiesz.

Poruszył się niespokojnie. Znów przez chwilę rozważał moje słowa, zagryzając dolną wargę. Wiatr szarpał jego długimi, czarnymi włosami, futerał ze skrzypcami leżał na ziemi obok niego.

- Moja moc – odezwał się w końcu, a ja skupiłem się na nim i jego słowach. Mówił niepewnie, przybliżył się do mnie, pokrywająca nas tarcza zafalowała i domyśliłem się, że zmienia jej właściwości. Może staliśmy się niewidzialni, a może sprawił, że nikt nas nie podsłucha. Nie wiedziałem, ale to nie był czas, by pytać. W końcu udało mi się coś z niego wyciągnąć. – To... nie tak prosto wyjaśnić. To jest złożone...

- Czym jest? – zapytałem konkretnie.

- Tym – odparł, wyciągając dłoń, nad którą pojawiła się mała, ciemna kula tej dziwnej substancji, którą się posługiwał. – Tworzę tarcze... one wyglądają tak, ale mogłyby równie dobrze wyglądać zupełnie inaczej, po prostu tak wygodnie jest mi je wizualizować. Mogę je czynić niewidzialnymi. Mogę im nadawać dowolne właściwości, dowolne kształty, dowolną twardość. Mogę sprawić, że będą przenikać wszystko, prócz metalu. Albo, że mogą ciąć wszystko, oprócz włosów twojej żony. Mogę sprawić, że nie przedrze się przez nie żaden dźwięk, albo nie przejdzie dana osoba, czy, nie wiem, nie przeleci tylko określony gatunek owada, rozumiesz? Mogę je wprowadzić do ciał przeciwników i w dowolnej chwili zatkać im tchawice, przecinać żyły w sercach albo po prostu rozrywać ich od środka.

Wpatrywałem się w czarną, przezroczystą kulkę, wiszącą nad jego dłonią.

- Jakie masz ograniczenia? – spytałem w końcu zdławionym głosem. Chłopak spojrzał na mnie z błaganiem w oczach. Zacisnął pięść, a ciemna kulka zniknęła.

- Nie rozumiesz. Wy w ogóle tego nie rozumiecie. To jak z Junichim. Jakie on ma ograniczenia?

- Jeszcze... jeszcze tego nie rozpracowaliśmy – odpowiedziałem szczerze. Pokręcił głową.

- On jest niewyobrażalnie potężny i ty to wiesz, Naruto. Ale ja jestem o krok za nim. Wiesz, czego innym brakuje? Czego muszą się domyślić, by dogonić Junichiego i mnie?

Nie byłem w stanie się odezwać, jedynie pokręciłem głową. Nihat przyłożył sobie palec do skroni.

- To tkwi tutaj – szepnął. – Wie o tym Cho-No-Ryoku-Sha. Wiem ja i intuicyjnie wie Junichi. Reszta, w szczególności Mintao, trzymają się waszych ograniczeń. Wychowałeś starszego syna na shionobi, ale on nim nie będzie. Póki nie zerwie z takim myśleniem, nie ruszy dalej, bo jedynym, co nas ogranicza, jest nasz własny rozum, nasza własna kreatywność. Szukacie barier, tego, co jest dla nas niemożliwe, zasad i ograniczeń, ale to nie tędy droga. Dlatego właśnie Junichi jest tak potężny, że wszyscy się go boją. Jest dzieckiem, bawi się mocą, odkrywa ją i nie wierzy, że czegoś nie potrafi, że czegoś nie może. Ma nieograniczoną wyobraźnię. Ja odkryłem tę tajemnicę dawno temu, miałem lata, by się nauczyć, ale oni... Dochowaj tajemnicy, Naruto. Oni muszą sami do tego dojść, inaczej nie zrozumieją.

- Faraon też jest dzieckiem – przypomniałem mu. Nihat pokręcił głową.

- Dzieckiem, które potępiono za jego moc. Szczerze wątpię, by chciał jej tak naprawdę używać. Lala podobnie. Oksu... ze strzępów waszych rozmów domyślam się, co jej się stało i myślę, że to... ją zablokowało na pewnym etapie. Oni muszą zrozumieć, jak to działa. Cho- No-Ryoku-Sha wcale nie są potężniejsi. Ale w walce... wiedzą więcej o tym, jak wykorzystywać moc. Wiedzą, że mogą z nią zrobić, co chcą, rozumiesz? Działasz. Chcesz czegoś i to się dzieje. To jest nasza moc. Oczywiście, są pewne ograniczenia. Pole zasięgu, ilość chakry, jaką dysponujesz, nie jesteśmy ani nieśmiertelni ani niepokonani, ale... Oni muszą pojąć, że w ramach ich mocy nie ma ograniczeń, że mogą z nią zrobić co tylko chcą.

Chwilę trawiłem jego wypowiedź, a potem przegarnąłem włosy do tyłu i odetchnąłem.

- To trudne do pojęcia – szepnąłem.

- Ale wykonalne. Junichi świetnie sobie radzi. Jego moc to manipulowanie energią. On może przecież robić wszystko! Kopiować każde jutsu, modyfikować je, może pozbawiać innych mocy, ale pewnie też może działać jak bateria i ładować innych. To zależy od tego, czego on chce, co wymyśli, na jaki pomysł wpadnie. Z całą pewnością nie będzie zginał metalu, jak Asuka, ale... może pochłonąć jej energię i jej mocą ten metal giąć. Rozumiesz? Junichi może być każdym z nas, jeśli tylko zapragnie.

Zapadła między nami cisza. Poczułem nagle, że chłopak złożył na moich barkach ogromną odpowiedzialność i aż sapnąłem. Ta wiedza była co najmniej niebezpieczna. Gdyby społeczność shinobi dowiedziała się, co te dzieciaki mogą i co potrafią... Strach przed nimi i sposób, w jaki będą one traktowane, zmieniłby się na gorsze. Ludzie widzieliby w nich ogromne zagrożenie, niebezpieczną broń. A taka moc w nieodpowiednich rękach mogłaby zagrozić całemu światu.

- Oni muszą sami do tego dojść, żeby zrozumieć siebie... i zachować tę wiedzę tylko dla siebie – powiedział Nihat z naciskiem. Skinąłem głową.