niedziela, 13 czerwca 2021

NG. Rozdział 42

 No i mamy kolejny rozdział. Dzieciaki rozrabiają, uczą się, trenują. Mam nadzieję, że mi wybaczycie kilka takich spokojnych rozdziałów :-).

*

„Trzeba z żywymi naprzód iść

Po życie sięgać nowe,

A nie w uwiędłych laurów liść

Z uporem stroić głowę.”

            Adam Asnyk

 

            *

            Oksu siedziała w swoim pokoju, przyglądając się czterem sporej wielkości kartonom. Każdy z nich był wypełniony po brzegi czarnymi, lśniącymi kulami tej dziwnej materii, którą obiecał jej dostarczyć Lord Hokage. Tyle że nie spodziewała się, że będzie tego aż tyle! Co miała z tym wszystkim zrobić?!

            Skinęła palcem, a kilka z lśniących kul uniosło się w powietrze, obracając kilka razy. Zmieniała ich postać kilka razy, tak na próbę, aż nadała im kształt kunai, a potem machnęła ręką, a one przeleciały przez pokój i wbiły się w drzwi. Skinęła ręką drugi raz, a kunaie wystrzeliły w drugą stronę i zawisły w powietrzu przed nią, wirując wokół siebie.

            Nigdy nie używała broni. Nigdy nie myślała, że będzie jej to potrzebne, że będzie się musiała przed kimś bronić. W sierocińcu dzieciaki jej dokuczały, to prawda, ale nikt jej otwarcie nie zaczepiał. Dzieci… bały się jej. Unikały, patrzyły w ten dziwny, zimny sposób, ale nikt otwarcie jej nigdy nie zaatakował. Nikt, prócz Takako.

A teraz była tu, w Wiosce Ukrytej w Liściach, pod opieką Hokage, wśród takich jak ona. Wśród ludzi, którzy rozumieli jej rozterki, którzy patrzyli na nią i w pewnym stopniu dostrzegali w niej samych siebie. Tak jak ona widziała w nich samą siebie… W Mayi, która ledwo radziła sobie ze swoją mocą, w bliźniakach, którzy czasem wręcz płakali od bólu głowy, w Nihacie, który tylko stał obok i obserwował… w każdym z nich widziała odbicie siebie.

Było jej dzięki temu łatwiej. Nie czuła się już inna, nie czuła się taka samotna…

- No hej!

Pisnęła i nim zorientowała się, co robi, machnęła ręką, a kilkanaście kunai poleciało w stronę otwartego okna, atakując osobę za nim. Shan krzyknął, a potem usłyszała łupnięcie i jęk bólu. Podbiegła do okna i wyjrzała przez nie. Chłopak leżał rozpłaszczony na ziemi, jej kunai wirowały w powietrzu nad nim, bo nie skierowała ich w dół, by pomknęły za spadającym Uchihą.

- Shan, mogłam cię zabić! – zawołała do chłopaka, zła za jego bezmyślne zachowanie. Przestraszył ją!

Uchiha jęknął żałośnie.

- Teraz to wiem – wysapał, wstając. Rozmasował pośladki, uniósł twarz ku górze i wyszczerzył do niej zęby. Chwilę później wyskoczył w górę, a ona cofnęła się, by mógł przez okno wskoczyć do pokoju. Ten chłopak był… nieprzewidywalny.

Gdy Uchida bezpiecznie wylądował na dywanie, gestem ręki przywołała do siebie wszystkie kunaie. Shan wyciągnął rękę i złapał jednego z nich, a potem obrócił go w palcach.

- Fajne, skąd to? – zapytał.

- To te przedmioty… te kule, co Lord Hokage mi podarował – odpowiedziała, dłonią wskazując cztery kartony, zajmujące większość przestrzeni w jej pokoju. Shan rozejrzał się, jakby dopiero teraz dostrzegł, pośród czego stoi. Pochylił się, wziął w drugą rękę jedną z kulek i podrzucił ją, a potem sprawnie złapał.

- Super! – zawołał. – A potrzebujesz tego aż tyle?

- Nie, właściwie myślałam, że będzie tego… dużo mniej. Co ja mam z tym zrobić, to cały arsenał!

Shan zachichotał, bawiąc się lśniącym kunai.

- Taaa… Lord Hokage, kiedy już coś robi, to tak na serio. Hmm… zastanówmy się…

Oksu przyglądała się, jak Uchiha ze zmarszczonym czołem ogląda jej kunai. W końcu na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Rzucił się ku niej, jednak gdy drgnęła przestraszona i osłoniła się odruchowo, Shan zatrzymał się. Gdy ponownie na niego spojrzała, chłopak miał zmieszaną, zawstydzoną minę.

- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć – wytłumaczył się. – Za dużo czasu spędzam z Mei. Przepraszam…

- Nie… nic się nie stało – wyszeptała, a potem odchrząknęła. Objęła się ramionami, zerkając na kartony. – To… co wymyśliłeś?

- Ile właściwie potrzebujesz tych kulek dla siebie? – zapytał chłopak zamiast odpowiedzieć.

- Nie wiem, emm… Dwadzieścia, trzydzieści?

- Super, zostaw sobie ile potrzebujesz, a resztę zamień mi w shurikeny i kunaie. Mam genialny pomysł!

*

Shan zaplanował trening na dzisiejszy wieczór, więc skończyliśmy pracę nieco wcześniej, aby móc pójść i obserwować. Ostatnio jakoś nie było dużo roboty, od tygodni właściwie nie było jej tak mało jak teraz. Cho-No-Ryoku-Sha nie pokazali się ani razu od dawna. Nie dawali znaku życia od wizyty Asuki, nie uczynili żadnego gestu, nie zrobili nic, żeby pokazać, że istnieją, działają…

Niepokoiło mnie to, nawet bardzo niepokoiło. W co grali, o co im chodziło? Czy nie powinni robić… czegoś, czegokolwiek? Ten niepokój doprowadzał mnie do szału.

- Idziesz? – odezwał się nagle Shikamaru, a ja uniosłem głowę znad jednego z raportów, którego kilkanaście ostatnich zdań odczytywałem już chyba piętnasty raz i spojrzałem na przyjaciela. Nara patrzył na mnie uważnie, ręce trzymał w kieszeniach spodni, wyglądał, jakby już się zebrał do wyjścia i tylko ja go zatrzymywałem w miejscu. Ban poszedł do domu już jakieś pół godziny temu, ale przed tym chyba z dziesięć razy zapytał, czy aby na pewno może już iść.

- Tak, tak – mruknąłem, ociężale podnosząc się z miejsca. – Jakoś… kiedy myślę, że pójdziemy tam, a oni będą się kłócić przez cały czas, Mintao nawrzeszczy na Nihata, Mei i Lala będą drzeć koty, a Shana będzie to wszystko doskonale bawiło, to już czuję nadchodzący ból głowy.

Shikamaru zaśmiał się.

- Brakuje im dyscypliny, ale co się dziwić – rzekł, kiedy opuściliśmy gabinet. – Prócz twoich dzieciaków i Mayki żadne z nich nie jest shinobi. Nie byli szkoleni, to zwykłe dzieciaki. Dodatkowo każde z nich jest… dość wybuchowe.

- To chyba naturalne u nich wszystkich – mruknąłem. Opuściliśmy budynek administracyjny i ruszyliśmy zatłoczoną ulicą w stronę bramy głównej. Jak zawsze ludzie dookoła kłaniali mi się i pozdrawiali mnie głośno. Niby byłem już do tego przyzwyczajony, ale wciąż czasem nachodziły mnie myśli, jakie to dziwne, że ci sami ludzie, którzy kiedyś nawet mnie nie zauważali, teraz kłaniają mi się po pas. Nie miałem pretensji do nikogo, kochałem tę wioskę, wszystkich jej mieszkańców, tak, jakby byli moją rodziną. Byłem ich Hokage. Każda z tych mijanych osób powierzyła mi swoje bezpieczeństwo. Wszyscy oddali w moje ręce swoje życia, właściwie nawet się nie wahając, bo przecież po wygranej wojnie cała Konoha wręcz domagała się, bym zajął stanowisko Hokage. Każdy chciał mieć pewność, że oto ja będę tym, który w razie co postawi na szali własne życie.

Oczywiście, nie miałbym z tym problemu nawet nie będąc Hokage, ale tak samo jak wszyscy dookoła, ja także pragnąłem tego stanowiska. Chciałem, by patrzyli na mnie i widzieli, co udało mi się osiągnąć. By każdy, kto kiedykolwiek parsknął śmiechem, słysząc z moich ust, że zostanę Hokage, teraz czuł wyrzuty sumienia i wstyd. Były to okropne, samolubne myśli, które tkwiły gdzieś w głębi mojego serca i czasem wypływały na wierzch, gdy miałem taki gorzki nastrój jak dziś. Potem jednak, gdy patrzyłem w oczy szczęśliwych dzieciaków, biegających dookoła, gdy widziałem zadowolonych, bezpiecznych mieszkańców wioski, te myśli mijały, a ja czułem spokój i dumę, że przyczyniłem się do tego wszystkiego. Że dzięki mnie nie ma wojen, bólu, krwi i łez.

Był to dobry stan, stan, który nie powinien zostać nigdy przerwany. Było to marzenie wszystkich Hokage, które teraz się urzeczywistniało. Pragnienie, które żyło w nowym pokoleniu, aby w końcu dookoła był spokój, miłość i zrozumienie.

Dlatego tak ciężko było mi pogodzić się z tym, że istnieli ludzie, którzy chcieli ten stan przerwać. Dlaczego chcieli to zrobić? Co tkwiło w ich serach, jaka zadra, jaki ból, że pragnęli czynić zło, że chcieli zniszczyć ten spokój? Ich czyny były… złe. Takako skrzywdził Oksu, skrzywdził ją w sposób najgorszy z możliwych. Asuka chciała porwać Mayę, oszukując ją, okłamując. Mordowali. Niszczyli w imię… czego? Czego chcieli? Co było ich celem poza mocą Nowej Generacji?

- Masz dziś podły nastrój – zauważył Shikamaru, a ja odetchnąłem głęboko.

- Ta… - mruknąłem. Podniosłem wzrok i spojrzałem na Sasuke, który czekał na nas przy bramie. Jak zawsze gdzieś w głębi duszy, szóstym zmysłem, wyczuwałem jego obecność, ale nie przeszkadzało mi to w żaden sposób. Uchiha zmierzył mnie spojrzeniem, mrużąc oczy.

- Co się dzieje? – zapytał, kiedy zbliżyliśmy się do niego.

- Nic, Naruto ma depresję – zakpił Shikamaru, a ja wywróciłem oczami.

- Czy ja od czasu do czasu nie mogę być trochę bardziej poważny i się pomartwić? Tak dla odmiany? – zapytałem, kiedy Uchiha parsknął śmiechem.

- Nie przejmuj się – odezwał się Sasuke do mojego zastępcy. – Nigdy go to nie trzymało dłużej niż pięć minut.

Wywróciłem oczami, kiedy zaczęli się ze mnie głośno śmiać, ale po chwili i sam się uśmiechnąłem.

Na miejsce dotarliśmy kilkanaście minut później, nie spieszyło nam się. Humor nieco mi się poprawił, jednak gdy dotarłem na plac i spojrzałem na dzieciaki, znów miałem ochotę krzyczeć z frustracji. Lala wymądrzała się na jakiś temat, a Oksu, stojąca naprzeciw niej, przytakiwała, nie odzywając się choćby słowem. Mintao i Maya stali na uboczu, trzymali się za ręce i świata poza sobą nie widzieli. Faraon wyglądał na znudzonego i strzelał z palca w niesione wiatrem liście małymi, fioletowymi błyskawicami. Śmiał się za każdym razem, kiedy udało mu się trafić, a stojący obok Junichi obserwował go z zachwytem, klaszcząc.

- A gdzie Shan i Mei? – zawołałem do wszystkich. Mintao spojrzał na mnie.

- Już idą, zaraz tu będą! – odkrzyknął. Skinąłem mu głową i powiodłem wzrokiem po dzieciakach. Nie miałem pojęcia, co zrobić, by się w końcu jakoś wszyscy razem dogadali.

- Lordzie Hokage! – wydarł się chwilę później bezczelny głos, który natychmiast rozpoznałem. Obejrzałem się przez ramię na Shana, który wraz z Mei szedł ścieżką ku polu treningowemu. Uchiha, wraz z dwoma klonami, niósł jakieś kartony, natomiast Mei kroczyła obok niego, szeroko uśmiechnięta. Nagle Shan wyciągnął z niesionego przez siebie pudła lśniący, czarny kunai i cisnął w nim we mnie. Chciałem go złapać, ale nim mi się to udało, przed moją twarzą pojawiła się dłoń, która go przechwyciła.

Nihat spojrzał mi w oczy, gdy wysoko uniosłem jedną brew. Chłopak zupełnie nie zwrócił uwagi na ostrze katany Sasuke, które znalazło się przy jego gardle. Pojawił się z powietrza, zakręcił kunaiem wokół palca i odrzucił go Shanowi. Mei złapała broń, ponieważ Uchiha miał zajęte ręce.

- Co ty tu robisz? – zwróciłem się do zielonookiego psychotronika.

- Myślałem, że właśnie to chce pan osiągnąć – powiedział. – Moją obecność, w tym miejscu – uściślił, gdy dostrzegł moje zdziwienie.

- Nie liczyłem, że naprawdę przyjdziesz – powiedziałem zdumiony, wyciągnąłem rękę i ostrożnie odsunąłem katanę Sasuke na bok. Uchiha schował ostrze i dezaktywował Sharingana. Nihat uśmiechnął się półgębkiem, patrząc mi w oczy. Prowokował nas? Drażnił? Kpił?

- A co wy tu wyprawiacie bez nas? – zapytała moja córka, kiedy ona i Shan zbliżyli się, patrząc to na mnie to na Nihata. Ściągnęła brwi.

- Nic, Nihat się popisuje – odpowiedziałem, na co chłopak prychnął, ale odsunął się o dwa koki do tyłu. Za plecami usłyszałem głośne westchnienie Shikamaru.

- Rany, rany… Ale jesteście upierdliwi!

Zaśmiałem się, a potem skupiłem wzrok na Shanie, ignorując Nihata.

- Co tam ciekawego macie?

- Właśnie to chciałem Siódmemu pokazać, zanim mi Nihat przeszkodził – rzekł Uchiha z wyrzutem, kierując swoje słowa do zielonookiego psychotronika, a moja córka jeszcze raz rzuciła mi tamten kunai. Złapałem go w końcu i obejrzałem uważnie.

- To jest… to jest to, co dałem Oksu – powiedziałem.

- Dokładnie – przytaknął Shan. Rzucił nam pod nogi niesiony karton, a jego klony uczyniły to samo. Shan odwołał Kage Bunshin i sam wziął do ręki jednego z kunai. – Właśnie Oksu je zrobiła. Oksu! – wydarł się nagle. – Chodź do nas! Wszyscy chodźcie!

Dzieciaki zbliżyły się, nawet Faraon i Junichi. Tego drugiego natychmiast złapałem na ręce, zanim sięgnął po ostrza. Synek jęknął zawiedziony.

- To nie dla dzieci – powiedziałem. Wolałem nie dawać Junichiemu ostrej broni, syn był… inny. Na to nie było innego słowa. Ja w jego wieku już zaczynałem trenować, rozumiałem, co to jest broń. Hinata prawdopodobnie zaczęła jeszcze wcześniej niż ja, a Sasuke… ten to chyba w ogóle urodził się z ostrzem w dłoni. Junichi natomiast nie rozumiał, że może komuś zrobić krzywdę, że… że samemu sobie może zrobić krzywdę. Nie wiem dlaczego, ale bałem się o niego bardziej niż o Mei i Mintao. Byłem przekonany, że on mógłby dla zabawy kogoś pokaleczyć, zranić, skrzywdzić, żeby po prostu sprawdzić, także dla zabawy, czy ten ktoś czuje ból, tak jak sprawdzał to na tych wszystkich biednych robalach. A ja nie miałem pojęcia, jak nauczyć go, że życie innych ludzi jest cenniejsze niż cokolwiek innego. Junichi nie czuł strachu, już wiele razy się o tym przekonałem. Nie miał instynktu samozachowawczego. Niebezpieczeństwo go fascynowało, im było groźniej, im straszniej, tym on bardziej do tego lgnął.

- Co to jest? – zapytała Maya, kiedy Mei podała jej lśniący, czarny shuriken.

- Nasz ekwipunek. Nas wszystkich – odpowiedział Shan. – Przy tej całej Asuce nie można używać metalowej broni, a Lord Hokage dał Oksu tyle tego dziadostwa, że biedna nie wiedziała, co z tym zrobić.

Spojrzałem na brązowowłosą psychotroniczkę. Oksu zarumieniła się lekko, spoglądając na Shana z wyrzutem, na co chłopak zachichotał.

- W każdym razie niech każdy weźmie sobie, ile chce, dużo tego mamy. Już z Mei wszystko sprawdziliśmy, broń nie jest gorszej jakości, niż ta zwykła. Dzięki temu Asuka nie wyrwie żadnemu z nas broni z ręki.

Każdy wziął sobie po kunaiu. Dzieci zaczęły je oglądać, ważyć w dłoniach, rzucać do siebie nawzajem, aby przetestować nową broń. Nawet Sasuke się zainteresował.

- Shan – odezwałem się do zadowolonego z siebie chłopaka. – Muszę przyznać, że jestem z ciebie dumny. Doskonały pomysł. Oksu, świetna robota, są świetnie wykonane.

Shan i dziewczyna uśmiechnęli się do mnie, Uchiha bezczelnie, zaś Oksu nieśmiało. Potem ta dwójka wymieniła między sobą spojrzenia, a ja uniosłem brew i zerknąłem na Mei. Córka wzruszyła ramionami, jakby chciała mi przekazać, że właściwie nic nie wie na temat tej dwójki.

- Są trochę lżejsze – zauważył Sasuke, przerzucając sobie czarny kunai z ręki do ręki. – To będzie miało wpływ na trajektorię lotu.

- I prędkość – dodał Shikamaru.

- Trzeba to wziąć pod uwagę podczas używania tej broni – dodał Mintao. – Łatwiej ją odbić, ciężej trafić i trzeba rzucić z większą siłą.

- Różnica jest jednak nieduża – zauważyłem, wywracając oczami na ich dokładność. – Myślę, że się nadadzą. Każdy z nas powinien wymienić swój ekwipunek na ten przygotowany przez Oksu i Shana. Proponuję, by podczas najbliższych treningów używać tylko tego sprzętu. Niech każdy się do niego przyzwyczai, zwróci uwagę, jak nowa broń się będzie zachowywała.

Dzieciaki pokiwały głowami, jednak ja zwróciłem uwagę na Faraona. Chłopak trzymał kunai w ręku i widać było jak na dłoni, że to jego pierwszy raz. Przykucnąłem przed nim, stawiając Junichiego na ziemi, a synek od razu podbiegł do Sasuke.

- Hej… nauczymy cię, wiesz – powiedziałem do niego. – Będziesz mógł bronić swoich bliskich.

Fioletowe oczy spojrzały na mnie.

- Wszyscy są… tacy silni… - powiedział cicho. – Kiedy na to patrzę, dopada mnie…

- … zwątpienie – dokończyłem za niego. – To nic złego. Przekujemy to uczucie w pewność siebie i odwagę.

Poczochrałem go po głowie, kiedy uśmiechnął się do mnie, pewniej chwytając za broń. Gdy podniosłem się z kolan, zorientowałem się, że wszyscy na mnie patrzą. Sasuke i Shikamaru mieli specyficzne miny, dzieciaki szeroko szczerzyły zęby.

- No, to czas zaczynać! – zawołałem wesoło, co wywołało śmiech u dzieciaków.

- Dobra, ludzie! – wydarł się Shan, przejmując dowodzenie, a wszyscy zwrócili na niego swoją uwagę. Ja, Sasuke i Shikamaru odeszliśmy na bok, aby popatrzeć i się póki co nie wtrącać. Chciałem, by Shan się choć trochę wykazał, chociaż sam też miałem sporo pomysłów. – Na ostatnim treningu pokazaliście swoje zdolności, ale teraz czas sprawdzić, czy są one przydatne w walce. Podzielimy się na pary i stoczymy małe pojedynki. Lala, Oksu, kobiety mają pierwszeństwo, chcecie zacząć?!

Oksu spojrzała na Shana z niedowierzaniem i niepokojem, zaś Lala zamaszyście odgarnęła włosy na plecy.

 - Jasne! – zawołała odważnie. Oksu zerknęła na nią, coś chyba dostrzegła w jej spojrzeniu i dzięki temu pokiwała głową na zgodę.

Dziewczyny wyszły na środek, nieco oddalając się od obserwatorów, a do mnie podbiegł Junichi.

- Tatusiu, weźmiesz mnie na barana, żebym lepiej patrzył?! – zapytał, a ja zaśmiałem się, pochyliłem i podniosłem go, a potem posadziłem na swoich ramionach.

- Czy tak dobrze? – zapytałem.

- Tak, supel! – wykrzyknął Junichi.

- Zaczynajcie! – krzyknął Shan do dziewczyn.

Jego wybór pierwszej pary uznałem za słuszny – Oksu bałaby się walczyć z mężczyzną, natomiast z Mei czy Mayką nie miałaby żadnych szans. Lala i Oksu się lubiły, więc ich sparing nie powinien być dla żadnej z nich przykrym doświadczeniem.

Patrzyliśmy, jak usiłują walczyć, bo prawdziwą walką nie można było tego nazwać. Oksu używała nowo nabytego sprzętu, ale podobnie jak Asuka, trzymała ekwipunek w formie zwykłych, czarnych kul, które wirowały wokół niej. Dziewczyny ciskały w siebie pociskami, Lala zazwyczaj roślinnymi pnączami, a Oksu bronią przemienioną ze swoich czarnych kul. Było to jednak dość nieporadne, żadna z nich ani precyzyjnie nie atakowała, ani dobrze się nie broniła. Ponadto żadna z nich nawet nie starała się trafić w tę drugą, prawdopodobnie po to, aby nie skrzywdzić przeciwniczki.

Westchnąłem.

- Dużo pracy przed nami – powiedziałem do Sasuke i Shikamaru.

- Nie ma co się dziwić – odpowiedział Sasuke. – W pojedynkę, w przyjaznym, znajomym środowisku, Lala może i stanowiła niebezpieczeństwo, ale teraz widać, że po prostu nie umie walczyć. Może gdyby walczyła w środku lasu, byłaby bardziej kreatywna?

- Oksu też nie stara się zaatakować – mruknął cicho Shikamaru. – One dwie zdecydowanie potrzebują treningu z podstaw.

- Zgadzam się. Zrobimy im jakieś dodatkowe szkolenie, jak z pierwszych dni w Akademii – mruknąłem, zastanawiając się już od razu, jak to zorganizować.

Po jakimś czasie Shan przerwał pojedynek dziewczyn, podszedł do nich i chwilę z nimi rozmawiał, ale niewiele do nas docierało, bo byli za daleko. Wyglądało jednak na to, że Uchiha tłumaczył im ich błędy, co mogłyby robić lepiej, co im wyszło, a co nie. Gestykulował przy tym zamaszyście, angażując się jak rzadko kiedy.

Potem Oksu i Lala zbliżyły się do nas i oklapły na trawę. Wyglądały na zmęczone i zniechęcone. Usiadłem sobie obok nich, a Junichi wydał z siebie niezadowolony dźwięk, zeskoczył z moich pleców i podbiegł do Sasuke. Uchiha wywrócił oczami, widząc jego błagalne spojrzenie, ale w końcu ugiął się i go podniósł.

- Nie przejmujcie się, dziewczyny. Moje pierwsze treningi też były beznadziejne – powiedziałem do zniechęconych psychotroniczek.

- Akurat! – prychnęła Lala z niedowierzaniem.

- Ale to prawda, byłem żałośnie beznadziejny! – zaśmiałem się. – W szkole miałem zawsze najgorsze oceny.

- Trafiać do ruchomego celu to się dopiero niedawno nauczył – wtrącił się w naszą rozmowę Sasuke, a ja uniosłem głowę i spojrzałem na niego. Uchiha śmiał się pod nosem.

- No bez przesady – mruknąłem, co wywołało śmiech już u wszystkich dookoła.

Shan tymczasem wywołał do walki dwie kolejne osoby, czyli Mei i Mayę. Dziewczyny stanęły naprzeciw siebie, a my zamilkliśmy i skupiliśmy się na nich. Mei miała groźną minę, uśmiechała się półgębkiem, mierząc Maykę groźnym wzrokiem. Przyjęła klasyczną pozycję, charakterystyczną dla klanu Hyuuga, całą sobą prezentując, że ta walka łatwa nie będzie. Maya po prostu stała z opuszczonymi rękami, przyglądając jej się. Odsłoniła swoje Szalone Oko, ponieważ mimo wszystko za jego pomocą widziała więcej.

- Zaczynajcie! – krzyknął Shan.

Mayka zaatakowała od razu, posyłając w kierunku Mei kulę ognia; nie użyła do tego nawet gestu, wystarczyła jej myśl. Mei jednak uskoczyła, jej oczy otoczyła siatka żyłek, gdy przyjrzała się przeciwniczce. Dziewczyny różniły się diametralnie – Maya lubiła walczyć na dystans, zaś Mei wolała zaatakować bezpośrednio, własnymi pięściami, z krótkiego dystansu. Miały więc wykluczające się wzajemnie cele – Maya chciała nie dopuścić, by Mei się do niej zbliżyła, a moja córka chciała się właśnie do Mayki dostać. Miękka pięść mojej córki potrafiła zaboleć, obie dziewczyny doskonale o tym wiedziały.

Maya strzelała ogniem, Mei uskakiwała. W końcu jednak moja córka się wkurzyła, było to widać gołym okiem, nie lubiła podchodów, nie lubiła czekać, nie miała cierpliwości, jak każdy Uzumaki. Rzuciła się w stronę Mayki, patrząc wprost na nią. Gdy Maya strzeliła do niej kolejną wielką kulą ognia, Mei zatrzymała się i rozbiła jej pocisk za pomocą Hakkesho Kaiten. Gdy Mayka na chwilę zaprzestała ataku, zapewne by zebrać trochę siły, Mei dobiegła do niej i wymierzyła cios.

Maya zablokowała go w trudem, odbijając uderzenie Mei i krzywiąc się przy tym, a potem zaczęła uskakiwać przed ciosami mojej córki, bojąc się bezpośredniego starcia. Chwilę patrzyliśmy, jak Mei wymierza precyzyjne ciosy, przed którymi Maya z ledwością uskakuje. Maya nie była dobra w taijutsu, zaczęła trenować dużo później niż reszta dzieciaków w jej wieku. Natomiast Byakugan i śledzenie myśli przeciwnika dawały mojej córce ogromną przewagę, zawsze gdy na nią patrzyłam, przypominała mi Nejiego. W walce była precyzyjna i niesamowicie silna.

- Stop, stop, stop! – wydarł się nagle Shan, a dziewczyny zamarły wpół kroku. Wszyscy razem spojrzeliśmy zdziwieni na młodego Uchihę. Shan przerwa pojedynek w najlepszym momencie!

Mei wyprostował się i spojrzała na swojego najlepszego przyjaciela.

- To po cholerę mi ten sparing?! – wydarła się do niego, zapewne odczytując jakąś jego myśl. Wyraźnie wściekła machnęła ręką w stronę Mayi, a mojej uczennicy oczy stanęły w słup, po czym osunęła się nieprzytomna na ziemię. – Masz, masz, moją moc! Po cholerę się męczyłam?!

- Mei! – wykrzyknął Mintao i rzucił się ku Mayce, a Mei wyminęła go, prychając z rozdrażnieniem. Syn pochylił się nad swoją dziewczyną i delikatnie ją ocucił. Maya otworzyła oczy, usiadła, a potem pomasowała skronie. Faraon, gdy się zorientował, że teraz to obok mnie zebrała się większa grupa, natychmiast do nas wszystkich podbiegł.

- Moją mocą nie da się walczyć, co miałam zrobić? – powiedziała niezadowolona córka, siadając na trawie obok Oksu i Lali. Była wyraźnie rozdrażniona. – Czym mam w nią cisnąć, nie strzelam laserami z oczu! – fuknęła.

- Nie musiałaś sprawiać jej bólu! – zawołał Mintao do siostry, co mnie lekko zdziwiło, bo ta dwójka między sobą raczej nie rozmawiała za pomocą słów. Zaraz jednak zrozumiałem, co się dzieje, bo niedaleko nas czaił się Nihat. Nie rozumiałem tylko, dlaczego rozdzielił tę dwójkę i dlaczego dzieciaki mu na to pozwoliły? Czy to była część treningu, o której mnie nie poinformowano?

- Po to się bije, żeby bolało! – zawołała do niego Mei. Zaśmiała się, gdy Mintao obrzucił ją wściekłym spojrzeniem, Mayka natomiast potrząsnęła kilka razy głową, usiłując się zapewne pozbyć bólu w skroniach po ataku Mei. Syn pomógł jej wstać z ziemi.

Gdy ta dwójka zbliżyła się do nas i usiadła z drugiej strony, byle dalej od Mei, Shan rozejrzał się bezradnie dookoła.

- Mintao, Nihat? – zapytał nieco niepewnie, jakby spodziewał się, że odmówią. Mój syn natychmiast obrócił głowę i spojrzał na stojącego w oddaleniu Nihata. Tych dwóch zmierzyło się groźnymi spojrzeniami.

- W sumie czemu nie – odrzekł zielonooki, przeciągając się. – Zastałem się, chętnie rozprostuję nogi.

- Z przyjemnością – odparł niemal w tym samym czasie Mintao.

Tych dwóch wyszło na środek placu, nie spuszczając z siebie oczu. Nihat wyglądał, jakby był pewien zwycięstwa, natomiast Mintao był poważny i skupiony,

- A ja z kim będę walczył? – zapytał Faraon, zwracając się do mnie.

- Ze mną! – wykrzyknął Junichi, na co ja pokręciłem głową.

- Nie, Junichi, ty zmierzysz się z tatusiem.

Młodszy syn zaczął klaskać, a Faraon się nachmurzył.

- No to z kim?

- Z Shanem – odpowiedziała mu Mei. – Shan też włada elementem błyskawicy, chce zobaczyć, ile potrafisz. A Junichi… on jest za silny dla każdego z nas.

Synek zaśmiał się wesoło, klaszcząc jeszcze mocniej. Sasuke zerknął na mnie, a ja wzruszyłem ramionami. Mei powiedziała całą prawdę, bałbym się, że Junichi kogoś z nich skrzywdzi, nie pozwoliłbym mu walczyć z żadnym z tych dzieciaków. Z drugiej jednak strony nie byłem pewien też, czy Junichi byłby w stanie obronić się na przykład przed lecącym w jego stronę kunai? Czy w ogóle zauważyłby broń? Zorientował się, że jest w niebezpieczeństwie? Wolałem sam to sprawdzić.

Nihat i Mintao stanęli naprzeciw siebie. Mój syn chwilę wpatrywał się w przeciwnika, a potem aktywował Byakugan. Następnie wyciągnął jeden z nowych, czarnych kunai, na co Nihat prychnął.

- Z przyjemnością rozłożę cię na łopatki…

- Spróbuj, wyrzutku! – odparł mój syn. Nihat zmarszczył nos, wyciągnął rękę i uchwycił jeden z sierpów, który pojawił się w powietrzu przed nim.

Tych dwóch rzuciło się na siebie, nie bawiąc się w żadne ceregiele, po prostu zaczęli się bić. Ja i Sasuke znów wymieniliśmy spojrzenia, bo raczej nie tego się spodziewaliśmy. Nihat i Mintao sprawnie wymieniali ciosy, atakując i blokując, ich zderzające się ze sobą ostrza wzniecały iskry. Zdziwiłem się, że Nihat zaangażował się w sparing, ponieważ myślałem raczej, że będzie chciał pokazać swoją wyższość nad Mintao, przewagę swojej mocy i albo go unieruchomi, albo powstrzyma z dystansu.

Z drugiej jednak strony Nihat nigdy nie chciał nam pokazywać możliwości swojej mocy, wiedzieliśmy tylko tyle, ile dowiedzieliśmy się tego pierwszego dnia, kiedy go poznaliśmy. Poznaliśmy tyle, ile pozwolił nam poznać, nic więcej. Raz, kiedy dowiedział się, że jestem Hokage, zdobył się na rozmowę ze mną i miałem nadzieję, że była to szczera rozmowa. Byłem ciekaw, czy Mei byłaby w stanie coś z niego wyciągnąć…

Córka obrzuciła mnie na chwilę zdegustowanym spojrzeniem, ale zaraz ponownie wlepiła oczy w walczących. Ciekaw byłem, komu bardziej kibicuje, bratu czy Nihatowi? Kiedyś zawsze bardziej kibicowała Kaju, jej byłemu chłopakowi.

Walka trwała. Mintao nie używał jutsu, jakby chciał pokazać, że on też jest psychotronikiem, Nihat natomiast nie posunął się dalej, niż użycie swojej mocy aby stworzyć broń. Tych dwóch wpatrywało się w siebie zawzięcie, śledząc każdy ruch.

Nagle Nihat odskoczył do tyłu, przerywając zwarcie, jego oczy zrobiły się dzikie i bystre, a mój syn uśmiechnął się wrednie. Mei zerwała się na nogi jak oparzona, jej ruch spowodował, że nawet Shan spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Jak?! – wydarła się. Nikt z nas nie miał pojęcia, co się właściwie wydarzyło, więc wszyscy skupili się na Nihacie, który wyglądał na wściekłego.

- Co się wydarzyło?! – zdenerwował się w końcu Sasuke, bo tak samo jak ja, nic nie zrozumiał. Shikamaru, który do tej pory najmniej się udzielał i tylko obserwował, zmrużył oczy i uśmiechnął się.

- Zaatakował jego umysł – odezwał się, co spowodowało, że wszyscy obrócili się ku niemu.

- Jak to, przecież jego tarcza… - zaczęła Lala, ale przerwał jej głos mojego syna.

- Tego się nie spodziewałeś, co?! – Mintao zwrócił się do Nihata, na co chłopak zacisnął zęby, ale się nie odezwał. Patrzył na mojego syna, jakby nie bardzo wiedział, co się dzieje. – Wziąłem sobie do serca to, co powiedziałeś o naszej mocy i zacząłem kombinować! I jak widzisz, są efekty!

- Ale co się stało, Mei?! – zwróciłem się do córki, która stała napięta jak struna i uważnie wpatrywała się w brata.

- Nihat poczuł mentalny ból, przez ułamek sekundy. A my na ten ułamek się znów słyszeliśmy, bo Nihat rozdzielił nas na początku treningu – wytłumaczyła.

- To możliwe? – zdziwiłem się.

- Moc się rozwija – mruknął Shikamaru.

- Łut szczęścia! – zawołał jednak Nihat, prychając z kpiną. – Nie byłem wystarczająco skupiony!

- Skupiony nie skupiony, kilka treningów i będę potrafił…

- Gówno będziesz potrafił, Mintao! – przerwał mu wściekły Nihat, zaciskając pięści. Patrzył na mojego syna z furią, jego ton był lekceważący, ale jego postawa ani na chwilę nie zrobiła się mniej czujna.  – Nie tylko twoja moc się zmienia, ja wiem o swojej znacznie więcej niż ty, nie będzie mnie pouczał taki gówniarz! Nigdy więcej ten fart ci się nie powtórzy, laleczko!

Mintao zaśmiał się dość wrednie jak na niego, podejrzewałem, że podebrał ten sposób zachowania od siostry. Zazwyczaj syn był poważny i szanował ludzi, ale ten jeden konkretny psychotronik widocznie szczególnie mocno działał mu na nerwy.

- Nie ruszają mnie już twoje obelgi! Nauczę cię…

- Ty mnie nauczysz?! – wykrzyknął Nihat, szeroko rozkładając ręce. – Ty mnie?! Zabawne! A co ty możesz wiedzieć, co ty możesz umieć, żeby mnie pouczać?! Co ty wiesz o życiu, Mintao, skoro siedzisz w tej wiosce po okiem genialnego tatusia, gówno widziałeś i gówno potrafisz!

Mintao drgnął, jakby chciał się rzucić na Nihata, a to sprawiło, że zarówno Mei jak i Shan rzucili się do przodu i w tej samej sekundzie stanęli między nimi z szeroko rozłożonymi rękami, plecami do siebie nawzajem. Ta dwójka jak zawsze rozumiała się bez słów. Ja i Sasuke nie mieliśmy zamiaru się między nich wtrącać, dzieciaki same musiały się dogadać.

- Wystarczy może, co? – powiedział Shan, zwracając się do mojego syna, do którego stał przodem. – Byłoby fajnie, gdybyście się nie pozabijali! To tylko trening!

- Niepotrzebnie się kłócicie, zaogniacie konflikt! – zawołała niemal w tym samym czasie Mei, wpatrzona w Nihata. Mój syn i starszy chłopak zmierzyli się wściekłymi spojrzeniami ponad głowami tej dwójki. Westchnąłem, masując skronie.

Wyglądało na to, że przed nami było jeszcze dużo pracy zespołowej.


11 komentarzy:

  1. O! widzę że pierwszy jestem:)
    Super rozdział! Jestem ciekawy co Nihat kombinuje.
    Niby wszystko OK ale przeczucie Naruto zazwyczaj jest trafne.
    I ta niepokojąca cisza przed burzą.
    Czekam na ciąg dalszy.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz :-) cieszę się, że rozdział się spodobał.

      Usuń
  2. Jeju, jak mnie ten Nihat irytuje! Skoro tyle wie o mocy to powinien im pomóc, przecież jego też ściągają!

    OdpowiedzUsuń
  3. O ranyy... Wchodze po jakiś 5 latach a tu jakiś rozdział. Co tu się dzieje. Chyba trafiłam do nieba <3 Muszę nadrobić

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, Naruto bardzo troszczy się o Juinchiego: "będziesz walczył z tatusiem, bo jesteś bardzo silny", ale i Sasuke bez tej draniatowości... taki wzrok malca a on już topnieje ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie tyle topnieje, co najzwyczajniej w świecie się go boi. Ale to Sasek,więc się nie przyzna 😀

      Usuń
  5. Dobra ja tu się zbierałam do skomentowania poprzedniego rozdziału, a to już nowy wleciał 😮
    Jestem pełna podziwu widząc w jak ekspresowym tempie nadrobiłaś rozdziały na wattapdzie i jest mi autentycznie przykro, że przez sesję nie mogę po prostu usiąść i przeczytać wszystkiego w jedną noc :') Ale spokojnie, ostatnie dwa egzaminy w weekend i podbijam do nowej wersji!
    Shan shippuje Mei z Nhiatem i ja to t o t a l n i e kocham. No bo Nhiat nadal jest jedną z tych tajemniczych postaci, nie wiemy nic o jego przeszłości oraz nie znany żadnych jego prawdziwych zamiarów. No i Minato go nienawidzi. A jak Minato nienawidzi kogoś z kim się buja jego siostra to możemy powiedzieć, że mamy ship potwierdzony XD No ale kto wie, w końcu to opowiadanie nie raz już nas zaskoczyło, prawda?
    Ogólnie Nhiat jest w tym momencie dla mnie enigmą - bo z wierzchu niby wszystko wydaje się takie proste, zraniony chłopak z krztyną zaufania, który próbuje się otworzyć na biedną, niezrozumianą Mei. No ale... c'mon. Czy historia z Asuką niczego nas nie nauczyła? Czy to ja i moja podejrzliwość szalejemy zbyt bardzo? Kto wie :D
    Jak już przy związkach jesteśmy to Shan - Oksu też widzę idzie do przodu :o Tu akurat sytuacja jest jasna i wiesz co? Mam wrażenie, że w Shanie zachodzi pewna zmiana, której postęp bardzo chcę obserwować. Serio. Ta sytuacja kiedy on się na nią "rzucił", a ona w złym wspomnieniu się automatycznie osłoniła. Jakby - w dużym uproszczeniu - widzę to tak, że Shan w pewnym momencie swojego życia wybrał się na wyścig w którym musi dotrzeć z jajkiem na łyżce od startu do mety. Tym metaforycznym jajkiem jest każda dziewczyna z którą był. Nigdy jakoś szczególnie nie przejmował się tym czy z tym jajkiem serio do tej mety dotrze. A Oksu jest pierwszym jajkiem z które z jakiegoś powodu chce utrzymać całe. (Tak porównałam dziewczyny do jajka, nie wiem czy to ma sens, ale w mojej głowie z pewnością XD) Nie wiem czy Shan jest tego świadomy. Nie wiem, czy tak rzeczywiście jest. Jednak myślę, że koniec końców może wyjść z tego coś dobrego.
    SasukexNarutoxShikamaru i ich cudowna przyjaźń ( ͡° ͜ʖ ͡°) Nawet nie wiesz jak się śmiałam z tekstu, że Naruto ma depresje, no złoto no XD
    Uwielbiam też sposób w jaki Naruto jest opiekuńczy w stosunku to Junichiego i nie mogę się doczekać ich treningowej walki, bo jestem ciekawa, czy Naruto będzie w ogóle w stanie go jakoś "zaatakować" :D a może Sasuke przejmie pałeczkę w trenowaniu Sasuke :o w sumie to też mogłaby być ciekawa koncepcja - Junichi tak bardzo nie lubi chakry Sasuke, że ten jako jedyny może zostać jego mistrzem XD
    Dobra na koniec jeszcze tylko rzucę, że uwielbiam te "genius moments" Minato i to jakim koksem wtedy jest i już nie przedłużam XD
    Ayanami,
    dzięki za ten rozdział, bo był ekstra. Serio takie codzienne dni z samymi treningami też są super ciekawe, bo możemy zajrzeć w dusze Twoich postaci, a to jest moja ulubiona część fanfików :)
    Weny,
    bo czekam z niecierpliwością na kontynuację.
    Buziole,
    Dziecko
    PS.: Naszło mnie takie zastanowienie, którym jajkiem byłaby Mei w wyścigu Shana i myślę, że ją by po prostu włożył do kieszeni ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Mei byłaby takim jajkiem, któremu absolutnie nic się nie może stać, na pewno by nie wylądowała na łyżce xD Rozumiem, o co Ci chodzi z tym jajkiem, Oksu jak na jajko jest bardzo delikatna.

      Bardzo lubię pisać fragmenty, w których jest Junichi. Świat, kiedy malec pojawia się w rozdziałach, zamienia się w inną rzeczywistość. Lubię ten dysonans, taką rozbieżność między niewinnym, słodkim dzieckiem a bezwzględnym sadystą. Dwie natury, które w nim drzemią, powodują, że każdy fragment z Junichim jest wyzwaniem.
      Z Sasuke natomiast jest tak, że każdy psychotronik ma coś do niego.

      Nowy rozdział będzie najpóźniej w sobotę, zostały ostatnie poprawki i opublikuję, ale mam mało czasu w tym tyg, więc pewnie przysiądę w sobotę.

      Życzę powodzenia na egzaminach, będę trzymała kciuki!

      Usuń
  6. Hejeczka,
    cudnie, naruto bardzo troszczy się o Juinchiego: "będziesz walczył z tatusiem bo jesteś bardzo silny", ale i Sasuke jest bez tej draniatowości...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń