czwartek, 24 czerwca 2021

NG. Rozdział 43

Myślałam, że chwilę czasu znajdę dopiero w sobotę, ale moje gardło nie dogadało się z klimatyzacją i obecnie jestem lekko uziemiona w domu i usiłuję się wyleczyć. Dzięki temu mam trochę czasu, by przysiąść nad pisaniem, bo ostatnio cały czas jestem zajęta pracą.

Zapraszam do czytania:

*

„Nie wierz

w moją obojętność,

w moją nieobecność doskonałą,

w moją zimna krew.”

Jerzy Szymiak

 

*

Walka Shana z Faraonem była dość zabawna. Uchiha wyraźnie nie chciał atakować dzieciaka, ale ten, wyczuwszy, co się dzieje, dał upust emocjom i urządził na placu… no cóż, piekło. Pioruny strzelały ze wszystkich stron, przeorały ziemię, podpaliły co tylko mogły, a na nas lunęła… ulewa.

Nihat automatycznie osłonił siebie i Mei, z premedytacją ignorując pozostałych, na szczęście Junichi się nad nami zlitował i po chwili wyłączył deszcz. Po pojedynku z Mintao od Nihata dosłownie czuć było fale buchającej, gorącej wściekłości, jakby to on miał moc Mayeczki. Ja natomiast zastanawiałem się, jakim cudem synowi udało się zaatakować jego umysł? Moc chłopaka do tej pory zdawała się być nieustępliwa, tylko Junichi miał z nim jakieś szanse, a tymczasem moc moich starszych dzieci też się rozwijała. Była to dobra informacja, bo skoro Mintao udało się jakoś rozpracować Nihata, to oznaczało, że były jakieś szanse, by przedrzeć się przez obronę Asuki i Takako. W końcu ich zdolność polegała na czymś innym niż u Nihata, przypominała moc Mayi. Nie miałem pojęcia, jakim cudem Mei i Mintao ich nie słyszeli, skoro słyszeli moją uczennicę czy Faraona. Dzisiejsza walka mojego syna dawała nadzieję.

W końcu Faraon przestał się popisywać. Gdy on i Shan się do nas zbliżyli, ten starszy wyglądał żałośnie. Był mokry, włosy przykleiły mu się do czoła, kilka razy dostał błyskawicą (nie było co się dziwić, szczególnie się nie bronił) i ogólnie wyglądał na zmaltretowanego.

Faraon za to pękał z dumy. Jego moc, przy pozostałych dzieciakach, była wyjątkowo efektowna, chyba tylko Mayka robiła większe zdumienie, Faraon za to większe spustoszenie.

Poniosłem się na nogi, a potem wzniosłem ręce nad głowę i zrobiłem skłon, aby się choć trochę rozciągnąć. Zdrętwiałem po całym dniu za biurkiem.

- Teraz my, tatusiu?! – wykrzyknął Junichi, siedzący Sasuke na barana, a ja skinąłem głową.

- Tak, teraz my – potwierdziłem.

Synek niemal krzyknął uradowany, a ja uśmiechnąłem się. Sasuke zdjął go ze swoich ramion i postawił na ziemi, a synek rzucił się biegiem na środek polany. Spojrzałem po dzieciakach, które siedząc na trawie, gapiły się na mnie, jakby wyrosła mi druga głowa. Sasuke i Shikamaru mieli na ustach uśmieszki.

- Niech się pan nie boi, Lordzie Hokage! – zawołał Shan Uchiha. – Jakby co, to uratujemy pana!

Postukałem się w czoło, patrząc na niego z powątpiewaniem, a potem ruszyłem w stronę podskakującego z radości Junichiego. Po drodze aktywowałem tryb Kuramy, a gdy otoczyła mnie złota sfera, oczy Junichiego zamigotały, uradowane. Synek dobrze odczytał moje intencje – miałem zamiar potraktować go poważnie i to mu się spodobało.

- Tak jest super, tatusiu! – zawołał do mnie. Zatrzymałem się naprzeciw niego, w kilkumetrowej odległości.

- Zaatakuj mnie – powiedziałem do synka, a ten spojrzał zdziwiony. – Tak jak uczył cię fujek Sasuke, zanim wyruszyliśmy na wycieczkę. Spróbuj! – zachęciłem go. Junichi gapił się na mnie bez zrozumienia.

- Ale czym? – zapytał w końcu.

- A czym chcesz?

Nagle z gołego nieba strzelił pomarańczowy piorun, a ja odskoczyłem w bok. Junichi zachichotał, wiec natychmiast zrozumiałem, że ostatni popis Faraona natchnął Junichiego.

- Musisz się bardziej postarać, aby mnie trafić! – zawołałem do synka, chcąc go trochę sprowokować. – Zaatakuj tatusia na poważnie!

Junichi zmarszczył nos.

- Ale…

- Co?

- Ale ja cię kocham – powiedział, jakby to było oczywiste, patrząc na mnie swoimi niesamowitymi oczkami. Zaśmiałem się.

- Przecież chciałeś walczyć, no dawaj! Tacie nic nie będzie!

Jak jeszcze miałem go zachęcić? Zerknąłem na naszych bliskich; dzieciaki chichotały, rozbawione zachowaniem najmłodszego psychotronika. Junichi był słodki jak cukierek. Gdybym tylko miał wybór, niczego bym go nie uczył, ale bałem się, że będzie… bezbronny. Nieświadomy. Nie zorientuje się, kiedy ktoś naprawdę będzie chciał zrobić mu krzywdę i to będzie jego zgubą.

Stwierdziłem, że zobaczę, jak zareaguje na atak. Sięgnąłem do kabury i cisnąłem w niego trzema shurikenami. Nie miałem zamiaru go trafić; jeden z nich przeleciał tuż nad jego głową, niemalże muskając jego włosy, dwa obok lewego policzka. Junichi nawet nie drgnął, jakby ich nie zauważył, jakby to były muchy a nie shurikeny. Synek patrzył tylko na mnie.

Rzuciłem jeszcze jednym, celując w jego ramię.

Na sekundę stanęło mi serce, gdy shuriken sięgnął celu, usłyszałem też, jak bliscy wstrzymują powietrze, ale zaraz moje obawy minęły. Nie było wrzasku bólu, nie było krzyku. Shuriken odbił się od synka i spadł na ziemię; nawet nie drasnął jego ubrań. Mały osłonił się, prawdopodobnie używając mocy Nihata.

Junichi zachichotał.

- Fajne – skomentował, a ja uniosłem jedną brew. – Ja też mogę?

- O to mi chodzi – odpowiedziałem z entuzjazmem, zachęcając go gestem. Junichi zaśmiał się i wyciągnął w moją stronę palec wskazujący.

Coś mnie trafiło. Coś lodowatego i przerażającego przeszyło mnie na wylot i na sekundę straciłem oddech. W głowie mi zawirowało, w oczach pociemniało. Moc Kuramy rozpłynęła się w powietrzu niczym dym, a ja padłem na plecy.

- Tato! – usłyszałem krzyk i tupot kilku par stóp. Ledwo mrugnąłem, nade mną pochylały się moje starsze dzieciaki, Sasuke, Shikamaru oraz Shan.

- A mówiłem, że pana uratujemy – powiedział wesoło młody Uchiha.

- Nic mi nie jest – sapnąłem, siadając. – On mnie… wyłączył – wytłumaczyłem ze zdumieniem. Sięgnąłem do swojego wnętrza, gdzie Kurama chichotał jak opętany. Nic nam nie było, ani jemu, ani mnie. Synek jedynie na sekundę odciął nam prąd.

Wróciłem do najbliższych. Sasuke wyciągał ku mnie rękę, ale zignorowałem ją, żeby nie było, że pięciolatek rozłożył mnie na łopatki i sam się podniosłem. Spojrzałem na swoje dłonie, kilka razy zgiąłem palce, a potem wyprostowałem je. Znów aktywowałem moc Kuramy; wszystko było w porządku, złota chakra rozbłysła wokół mnie w sekundzie.

Wróciłem do swojej normalnej postaci i zerknąłem na Junichiego. Syn już nie był mną zainteresowany, bo zobaczył jakiegoś motylka i pobiegł za nim. Wyglądało na to, że nasza walka się skończyła.

- Wyłączył cię? – zapytał Sasuke, uważnie mnie obserwując.

- Dokładnie. Jakby wyciągnął wtyczkę z kontaktu. Teraz już jest okej, Kurama też się dobrze czuje. Ale przez sekundę nie miałem… zasilania…

- Jak wtedy, gdy spotkaliśmy Lalę – powiedział Mintao, zerkając na dziewczynę, wciąż siedzącą na trawie obok Oksu. – Tylko że ona wtedy straciła przytomność, bo on pozbawił ją energii, wyciągnął tę energię z niej. A ciebie, tato, Junichi odciął od twojej energii, od twojej chakry.

- Jakby pstryknął kontaktem i zgasił mi żarówkę. – Pokiwałem głową, a Shikamaru zaśmiał się na to porównanie.

- Wspaniale – powiedział mój zastępca, zerkając na biegającego po polanie Junichiego. – Gdyby tylko twój syn zechciał… współpracować, to właściwie jednym palcem mógłby się pozbyć naszych kłopotów – powiedział cicho.

*

Mei Uzumaki nie mogła się doczekać momentu, kiedy zostanie w końcu ze swoim bratem sam na sam. Aż ją paliło z ciekawości, jakim cudem Mintao udało się nadszarpnąć obronę Nihata, co zrobił i przede wszystkim, jak to zrobił? Ona próbowała, cały czas po walce z bratem bombardowała umysł zielonookiego mężczyzny, ale on nawet tego nie zauważył. Nic. Tam, gdzie stał milczący, skupiony Nihat, nie było nic. Nie czuła go, nie słyszała.

Jak Mintao tego dokonał?

Wkurzało ją to!

Zakończyli trening, po tym jak tata, wujek Sasuke i Shikamaru sensei chwilę sobie podyskutowali na temat umiejętności Junichiego. Nie było sensu dalej trenować w taki sposób, ale chyba właśnie to Shan chciał pokazać. Trzeba było indywidualnie zająć się tymi, którzy nigdy nie trenowali, czyli Lalą, Oksu i Faraonem. Ona, Mintao i Maya potrafili walczyć, daliby sobie radę w starciu z Cho-No-Ryoku-Sha, Nihat to w ogóle zdawał się być na równi z Junichim, ale tamta trójka nie potrafiła nic. Owszem, władali swoją mocą, ale tylko tyle. Nie byliby w stanie stworzyć drużyny.

- Dobra, dziś to chyba na tyle! – zawołał w końcu tata, a Mei podniosła się z ziemi i otrzepała spodnie. Wszyscy dookoła zaczęli się zbierać, Lala i Oksu rozmawiały na temat treningu i tego, jak wiele mają do nadrobienia, Junichi i Faraon już od kilku minut ganiali się dla zabawy po polu treningowym a Mintao skakał wokół Mayi, jakby naprawdę coś jej się stało podczas walki. Brat wyglądał jednak na zadowolonego z siebie, co chwila zerkał w stronę Nihata i uśmiechał się z satysfakcją.

Mei westchnęła, czując się dziwnie z tym, że nie słyszy, co myśli Mintao. Do tej pory zawsze, w każdej sytuacji, byli połączeni. A teraz, za każdym razem, kiedy tylko w pobliżu pojawiał się Nihat, mężczyzna natychmiast zrywał jej połączenie z bratem. Nie rozumiała, po co Nihat to robił. Spędzili ze sobą tylko trochę czasu, a on od tamtej pory zachowywał się wobec niej bardzo… dziwnie.

Tak, jak na przykład teraz. Bo nagle Nihat podszedł do niej i spojrzał jej w oczy, ignorując wszystkich dookoła.

- Idziemy? – zapytał, jakby to było oczywiste, że razem wracają do Konohy.

Mei rozejrzała się. Wszyscy już skierowali się w stronę Wioski. Na samym początku szedł tata wraz z wujkiem Sasuke i sensei Shikamau. Rozmawiali o ich treningu, a przede wszystkim o Junichim. Młodszy brat i Faraon biegali wokół nich, pełni energii, doskonale się bawiąc. Ta dwójka chyba się polubiła. Faraon był żywiołowy, potrafił dotrzymać kroku jej młodszemu bratu. Za nimi Shan towarzyszył Lali i Oksu. Dziewczyny śmiały się z dowcipów, które opowiadał Uchiha. Obok nich Mintao i Maya szli za rękę, zajęci sobą jak zawsze. Ta dwójka świata poza sobą nawzajem nie widziała, co ją trochę irytowało.

- Chyba idziemy – powiedziała do Nihata i ruszyła za całą zgrają, a on obok niej. Przez chwilę milczeli.

- Jak Mintao udało się ciebie zaatakować? – zapytała jednak, wiedząc, że nikt ich nie podsłucha. Reszta była za daleko, a od brata była odcięta. Poza tym była przekonana, że Nihat trzyma ich pod jakąś swoją tarczą, bo mężczyzna zawsze tak robił. – Jak mu się to udało?

Nihat westchnął.

- Moja moc… cóż, jest też trochę jakby… mentalna. Jak wasza. Nie władam żadnym żywiołem, panuję nad barierami, potrafię tworzyć struktury, przez które nic się nie przedrze. I mogę dokładnie określić to, jaka rzecz nie będzie mogła przez nie przeniknąć. Myśl, człowiek czy broń, czy cokolwiek innego. Ale wasza moc też jest mentalna… I w tym zakresie chyba ma przewagę nad moją.

Zastanowiła się nad tym.

- Czyli Mintao mógłby cię złamać? Albo ja?

Nihat zaśmiał się.

- Bez przesady. Rysa na tafli szkła to jednak tylko rysa.

Prychnęła.

- Zarozumialec!

Nihat zaśmiał się serdecznie. Przeniósł swój wzrok z jej oczu na plecy idącego przed nimi Mintao.

- Jednak tego się nie spodziewałem – kontynuował chłopak. – Mintao mnie zaskoczył, przez to jeszcze bardziej go nie znoszę.

Zachichotała.

- Co myślisz o dzisiejszym treningu? – zapytał Nihat, zmieniając temat. Wzruszyła ramionami.

- Nie wiem, wszyscy myślą o tym samym, że treningu najbardziej potrzebują Lala, Oksu i Faraon. Jak uważasz?

- Raczej tak – odparł. – Odstają. Długo potrwa, zanim odrobią zaległości.

- Oj tak – westchnęła. – Tatę jednak najbardziej martwi fakt, że bardziej od nici przyjaźni, zawiązują się między nami więzy nienawiści – powiedziała. Chłopak zerknął na nią, wciskając ręce do kieszeni. Jego zielone oczy wciąż były skupione i czujne. To jego spojrzenie nie zmieniało się nigdy, jakby zawsze był gotów do walki. Widziała, że Cho-No-Ryoku-Sha urządzili na niego polowanie, że przez długi czas uciekał, że musiał sam się o siebie troszczyć. Wyglądało na to, że nawet teraz, kiedy był pod opieką jej ojca, Nihat nie potrafił porzucić przyzwyczajeń.

- Da się zauważyć – odparł.

- Ty też go wkurzasz, chyba najbardziej ze wszystkich.

Nihat parsknął śmiechem.

- Nie dziwi mnie to – odpowiedział wesoło. – Nie przyszedłem tu, aby tańczyć jak mi zagra. Twój ojciec doskonale wie, że nie ma na mnie wpływu i to go drażni.

Mei wywróciła oczami. Śmieszyło ją, że Nihat ma zatarg zarówno z jej bratem jak i z jej ojcem.

- Bzdura! Mój ojciec martwi się o ciebie tak samo, jak o nas wszystkich. Wie, że jesteś silny i że masz moc, ale wie też, że to nic ci nie da, kiedy zostaniesz z tą mocą zupełnie sam. Chce, byś był częścią Nowej Generacji, a nie tylko przyłaził i stał na uboczu.

Zielone oczy znów na nią spojrzały. Lubiła to pewne siebie, stanowcze spojrzenie.

- Chce mnie w Nowej Generacji, żebym nadstawiał karku, bo jestem silniejszy niż inni. Reszta to zgraja dzieciaków, która ledwo cokolwiek potrafi.

Pokręciła głową. Nihat zupełnie nic nie rozumiał.

- Widać, że nic nie kumasz. Myślisz, że tata chce twojej mocy?

- Myślę, że każdy by jej chciał.

Mei zaśmiała się, a potem zerknęła na niego z politowaniem.

- Moc, która do niego nie należy, jest ostatnią rzeczą, jakiej pragnąłby mój ojciec – powiedziała cicho. – Owszem, tata chce, byśmy byli silni, ale dla siebie samych, abyśmy mogli się bronić. Abyśmy byli bezpieczni. No i abyśmy chronili siebie nawzajem, swoich bliskich, swoich przyjaciół. Ty… chyba do końca nie zdajesz sobie sprawy, kim jest mój ojciec, prawda?

Nihat lekceważąco wzruszył ramionami.

- Jest Hokage – rzekł.

- Tata jest Jinchuuriki, wiedziałeś o tym?

Nihat chwilę myślał, a potem skinął głową.

- Wiem.

- Dziewięcioogoniastego. To… nie jest mała moc. Tata…. Zawsze chciał być silny, ale chciał zawdzięczać to samemu sobie, zyskać siłę, ale pochodzącą z wewnątrz, a nie od kogoś innego. I chce tego samego dla nas, byśmy stali się silni… Dla siebie, nie dla niego. Tata… zawsze uważał, że ma całą moc, jaka jest mu potrzebna, aby mógł chronić swoich bliskich.

Nihat zamyślił się, spoglądając na ciemniejące niebo. Słońce już zachodziło, barwiąc nieliczne chmury na pomarańczowo, ptaki, siedzące na drzewach dookoła nich, wciąż jeszcze śpiewały. Wiał lekki wietrzyk i ogólnie wieczór był dość przyjemny. Nie mogła uwierzyć, że tak sobie spaceruje z Nihatem, mimo iż właściwie tylko wracali z treningu. Reszta bliskich szła kawałek przed nimi – wszyscy mieli raczej dobre nastroje, mimo że trening znów nie był wystarczająco dobry.

- Cóż… uważam podobnie. Ja… jestem silny, wiem to, ale… Cho-No-Ryoku-Sha mnie przerażają. Walczyłem z Aratą, on potrafi dostać się pod moje tarcze. Nie tak, jak Mintao, bo twój brat usiłował rozbić ochronę mojego umysłu… Arata potrafi fizycznie wedrzeć się poza moją barierę…

- Arata? – dopytała Mei.

- Chłopak, który włada… a bo ja wiem, przestrzenią? Otwiera portale, dzięki nim przenosi się w przestrzeni. Otwiera je pod moimi tarczami, a nawet na nich. Kiedy go pierwszy raz spotkałem, przeraził mnie. Sądziłem, że nie istnieje osoba, która może mnie powstrzymać. A potem… twój młodszy brat. On pierwszy rozbił moją tarczę jakby była… jakby była ze szkła.

Mei spojrzała na plecy Junichiego, który teraz siedział na ramionach taty. Brat śmiał się, wołał coś do wujka Sasuke, który szedł obok.

- Junichi… on wprawia nas wszystkich w lekkie przerażenie – szepnęła cicho. – Ja… to znaczy my, ja i Mintao, nie możemy go czytać. Słyszymy jego myśli, ale takie proste, wiesz, „kocham mamusię”, „zjadłbym kluski”… Ale reszta jest jak paleta wymieszanych farb. Teraz, kiedy idzie między nami, rozbłyski świateł tańczą wokół niego, żółte, fioletowe, zielone, niebieskie, czarne… Kiedy jest z nami wszystkimi, to wolę skupić się na czymkolwiek innym, byle trzymać się daleko od jego umysłu. A on… On to uwielbia. Rozróżnia jakimś swoim szóstym zmysłem. I pragnie…

- Pragnie?

- Tak. Cały, cały czas chce. Pożąda. Każdej mocy, z którą się spotka.

- Wiem o czym mówisz. Kiedy go poznałem, powiedział coś w stylu, że chce moją „carną cakrę”. – Nihat sparodiował głos Junichiego, a ona zaśmiała się. – Wziął sobie trochę.

- On je kolekcjonuje, nasze moce. Niektóre podobają mu się bardziej, inne mniej. Lubi te, które są bardziej efektowne, nie wiem… Jak u Faraona, że może sobie coś wysadzić w powietrze. Moja moc go w ogóle nie interesuje…

- A moja? – zaciekawił się Nihat.

- Odkąd cię poznał „zniknął” kilka swoich zabawek i to tyle – odparła. Nihat zaśmiał się.

- Podobała mu się na początku, jak nowa zabawka – odgadł chłopak, a ona przytaknęła, zgadzając się z nim. Junichi zachwycał się każdym z nich, ale tylko na początku. Kiedy już poznał moc danej osoby, szukał czegoś innego, czegoś nowego.

- Tak – potwierdziła. – Chyba tak można powiedzieć.

Dotarli do Wioski, gdzie po krótkim pożegnaniu wszyscy zaczęli się rozchodzić. Tata i Junichi udali się w stronę domu, sensei Shikamaru też gdzieś odszedł. Mintao i Maya ruszyli w stronę mieszkania dziewczyny, Shan jej pomachał i odszedł ze swoim ojcem, zaś reszta skierowała się do domu Nowej Generacji.

Nihat zerknął na nią i się uśmiechnął.

- Masz ochotę coś zjeść? – zapytał. – Ja stawiam.

- Em… w sumie czemu nie? – odpowiedziała, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

- To prowadź, wybierz jakieś miejsce. – Nihat zostawił jej wybór, a ona zamyśliła się chwilę. W sumie, to jak zawsze w jej rodzinie, miała ochotę na ramen.

- Ichiraku?

- Może być.

Ruszyli spacerkiem w stronę popularnej w wiosce jadłodajni. Mei czuła się dziwnie, ale jednocześnie przyjemnie. Uwaga Nihata jej schlebiała, było tak, jak mówił Shan – chłopak zwracał na nią większą uwagę niż na kogokolwiek innego z ich grupy. Na tej zielonowłosej wywłoce nawet nie zawiesił oka, z przecież na widok Lali wszyscy mężczyźni się ślinili.

To było… dziwne.

*

Mintao wziął prysznic. Gotowało się w nim, więc ledwo dotarli do mieszkania, przeprosił Maykę i udał się do łazienki, by pod strumieniem wody nieco ochłonąć. Ten cały Nihat denerwował go jak mało kto!

Pod prysznicem w końcu odetchnął. Ostatnio więcej czasu spędzał u swojej dziewczyny niż we własnym domu. Tata i mama ufali mu bardziej, niż na to zasługiwał. A on… sobie samemu ufał trochę mniej. Znał siebie i swój porywczy charakter. Był impulsywny, czasem nawet za bardzo, ale to chyba była jakaś cholerna, dziedziczna cecha ich rodziny, że najpierw działali, a potem zaczynali myśleć. Mintao walczył z tym całe swoje życie i niestety często przegrywał.

Po prysznicu ubrał się jedynie w granatowe, dresowe spodnie i  wyszedł z łazienki. U Mayki zawsze było gorąco, więc nie było nawet sensu się ubierać, bo zaraz by się spocił. No i jego dziewczynie się podobało, gdy chodził bez koszulki.

Minął się z Mayką w drzwiach łazienki, bo ona też postanowiła iść się wykąpać po treningu. Walczyła chyba najdłużej, w dodatku praktycznie samym taijutsu. Mintao natomiast udał się do sypialni, a tam usiadł na składanej wersalce, jaka dla Mayi pełniła funkcję łóżka. Sięgnął po jedną ze swoich książek, uśmiechając się na myśl, że jego rzeczy u Mayi też było całkiem sporo.

Chciał czymś się zająć, żeby nie śledzić myśli Mayi, która była teraz pod prysznicem. Na myślach Mei nie mógł się skupić – siostra była gdzieś z Nihatem, nie słyszał jej, tamten drań jak zwykle ją od niego odciął, a ona w dodatku się na to zgadzała! Ten dupek odcinał Mei z automatu, zaledwie znalazła się w polu jego widzenia. Denerwowało go to! Ten… ten drań mógł jej teraz robić krzywdę, a on nawet by o tym nie wiedział. Nie ufał Nihatowi, bo go nie słyszał, bo nie mógł czytać jego myśli, tak jak nie mógł przeczytać Takako czy Asuki. Kiedy się uparł, że pójdzie za Mayką, gdy dziewczyna odchodziła z siostrą, podjął dobrą decyzję. Od tamtej pory postanowił ufać samemu sobie i swojej intuicji choćby nie wiem co.

Maya wyszła spod prysznica ubrana w kremowe szorty i białą bokserkę. Spojrzał na nią i przełknął ślinę, a potem zerknął w bok, biorąc głęboki oddech.

Dziewczyna zbliżyła się do niego, powili, ostrożnie, a potem płynnym ruchem wsunęła mu się na kolana. Z jej myśli wiedział, że ma zamiar to zrobić, ale i tak ponownie przełknął ślinę. Była tak blisko, ubrana w taki sposób…

Maya przegarnęła mu mokre włosy palcami, susząc je. Potem pochyliła się i pocałowała jego usta. Oddał pocałunek, obejmując ją w talii nieco ciaśniej. Jej myśli… były inne…

Gdy odsunęli się od siebie, lekko dyszał. Maya była gorąca i zarumieniona, wpatrywała się w niego płonącymi oczami. Myślała o takich rzeczach, że czuł gorące rumieńce, wpływające mu na twarz i nie bardzo wiedział, co ma w tej sytuacji zrobić.

- Mei… jest z Nihatem? – zapytała dziewczyna.

Jej pytanie zupełnie zmieniło nastrój między nimi. Jego oddech automatycznie przyspieszył.

- Tak – odszepnął.

Maya odsunęła się lekko i patrząc mu w oczy, podniosła w górę ręce. W jej myślach usłyszał i zobaczył, czego od niego oczekuje. Patrzyła na niego stanowczo, z pewnością siebie, jej oczy błyszczały; to lewe miało kolor różowy.

Dłonie mu lekko drżały, gdy je wyciągnął i lekko podwinął jej białą bokserkę, odsłaniając płaski brzuch dziewczyny. Zawahał się.

- Nie zrobię ci krzywdy – powiedziała Maya, a on pokręcił głową.

- Nie o to mi chodzi. Jesteś pewna? – zapytał szeptem. Maya chwilę na niego patrzyła, ale z jej umysłu biła pewność siebie i pragnienie. Złapał więc pewniej skraj jej bluzeczki i pociągnął w górę, a potem cisnął ubranie na podłogę. Po raz kolejny przełknął ślinę, widząc ją nagą od pasa w górę.

- Nie zrobię ci krzywdy – powtórzyła Maya. – Kocham cię.

- A ja ciebie.

Więcej zapewnień nie potrzebowali.

*

Zjedli po misce ramen, rozmawiając o głupotach. Opowiedziała Nihatowi kilka zabawnych historyjek sprzed lat, zwłaszcza tych dotyczących przygód jej i Shana. Było… miło.

W jej głowie panowała błogosławiona cisza, Nihat osłonił ją przed wszystkimi, przed bratem i przed ludźmi dookoła, więc byli tylko we dwoje, ona i on.

Na początku ją to niepokoiło. To było… dziwne, nienormalne, jakby pozbawiono ją jakiegoś zmysłu, jakby nagłe ogłuchła albo oślepła. Po jakimś czasie przyzwyczaiła się, ale wciąż… było to trochę nienormalne.

Nihat niewiele mówił o sobie, trochę wspomniał o tym, że podróżował, że bywał tu i tam, że poznawał świat. Unikał jednak opowiadania szczegółów ze swojej przeszłości, a ona nie naciskała. Wiedziała, że chłopak nie należał do osób, które lubiły się zwierzać. Nie przeszkadzało jej to.

- Odprowadzić cię do domu? – zapytał Nihat, gdy wyszli z Ichiraku. Potrząsnęła głową.

- Nie, lepiej żeby mój ojciec cię nie widział. Wrócę sama, ale dzięki za kolację.

- Cała przyjemność po mojej stronie – odparł chłopak, pochylając lekko głowę.

Mei uśmiechnęła się do niego, cofnęła o dwa kroki, a potem odwróciła się i odbiegła.

Nie dotarła jednak daleko. Ledwo wydostała się spod ochronnego parasola Nihata, jej umysł zaatakowały obrazy…. Obrazy i myśli, i uczucia, o boże, które sprawiły, że niemal kolana się pod nią ugięły.

- Nihat!

Nie wiedziała, czy to zadziała, chłopak mógł już przecież sobie pójść i mieć ją gdzieś, mógł już odbiec albo się osłonic przed wszystkim i wszystkimi, ale zjawił się obok niej natychmiast, a wraz z nim znów ta błogosławiona cisza.

Chłopak złapał ją za ramiona, zaniepokojony. Przytrzymał ją, bo nogi miała jak z galarety. Zajrzał jej w oczy; jego wyrażały niepokój i troskę.

- Mei! Mei, słyszysz mnie? Coś się stało, ktoś jest ranny?!

- Nie – szepnęła. Policzki paliły ją cholernie, czuła zażenowanie tak silne, jak jeszcze nigdy w życiu, miała ochotę zapaść się pod ziemię. Czuła się tak, jakby przyłapała brata i Mayę, a oni… a brat… chyba nawet jej nie zauważył, zbyt… zaabsorbowany swoją dziewczyną.

- Co się dzieje, martwisz mnie – mówił dalej Nihat. Zakryła usta dłonią, potrząsając głową. Z tego zawstydzenia szczypały ją nawet uszy.

- Przepraszam – powiedziała cicho. – Ja… Przepraszam, czy mogę zająć jeszcze trochę twojego czasu? N-nie wiedziałam, że tak wyjdzie, a potrzebuję twojej zdolności, aby…

- Mei – przerwał jej. – Cały mój czas należy co ciebie. Możesz go wziąć tyle, ile potrzebujesz.

Spojrzała na niego zaskoczona. Nihat uśmiechnął się lekko i odgarnął jej kosmyk włosów z czoła. Teraz to już w ogóle była cała czerwona na twarzy.

- Mam rozumieć, że nie chcesz teraz nikogo słyszeć, o to chodzi?

Pokiwała głową. Żadna siła by jej teraz od Nihata nie odciągnęła. Nie miała zamiaru wracać do połączenia z bratem, a przynajmniej nie przez najbliższy czas.

Nihat puścił ją i przyjrzał się uważnie jej zarumienionej twarzy. Westchnął.

- Twój brat jest z Mayą? – domyślił się. Pokiwała głową, zagryzając dolną wargę. Wciąż widziała przed oczami te wszystkie obrazy, jakie zafundował jej brat, a przecież nawiązała z nim połączenie zaledwie na kilka sekund! Wiedziała, że Mintao nie ma na to wpływu, że to się dzieje samo, że specjalnie jej tych obrazów nie przesłał, a pewnie on i Maya spodziewali się, że nieco dłużej będzie „nieobecna”.

Nihat przez chwilę jej się przypatrywał.

- Chodź ze mną, zrobię ci herbaty.

Udali się do jego mieszkania. Po drodze milczała, usiłując zapanować nad zażenowaniem.

Mei nigdy u Nihata nie była, dlatego gdy przekroczyli próg, ukradkiem rozejrzała się dookoła. Kawalerka była mała, prawie niczego tu nie było. Tapczan, mały stolik, krzesło, w aneksie kuchennym lodówka i kilka szafek.

Nihat zaprosił ją do środka, a potem wskazał jej tapczan, żeby sobie usiadła.

Zrobiła o co prosił. Przyglądała mu się, gdy szykował dwa kubki. Czuła się… zawstydzona całą tą sytuacją.

- Przepraszam, że… że ci przeszkadzam – powiedziała, gdy w końcu podał jej kubek ciepłej herbaty. Ochłonęła nieco i chyba była już w stanie normalnie rozmawiać. Nihat prychnął.

- Już mówiłem i nie każ mi się powtarzać – masz tyle mojego czasu, ile go potrzebujesz, Mei.

Skinęła głową, ale dziwnie się z tym czuła. Za wiele to ją z Nihatem nie łączyło, zaledwie kilka rozmów, ale czuła, że może na niego liczyć. Był pierwszą jej myślą, kiedy znalazła się w kłopotliwej sytuacji, chociaż zawsze w niepokojących przypadkach polegała na Shanie. Ta zmiana wprowadziła w niej pewien niepokój, ale również szczęście. To było coś innego, móc polegać na Nihacie, który nie był jej przyjacielem, który był obcym facetem, a mimo to chciał spędzać z nią swój czas.

- Na Hokage, mam nadzieję, że im nie przerwałam! – wyrzuciła w końcu z siebie to, co najbardziej ją dręczyło. Nihat parsknął śmiechem.

- Nawet jeśli, to co z tego? Taką macie zdolność, a twój brat to kretyn!

Uśmiechnęła się blado.

- Mintao jest… po prostu… dla niego świat jest czarno-biały. Rzadko dostrzega rzeczy pośrednie. Uważa, że to oczywiste, że powinieneś zrozumieć ojca i natychmiast zacząć wykonywać jego rozkazy. Uważa… że tata, no, że po prostu tata ma rację i wszyscy powinni się z nim zgodzić, bo to oczywiste.

Nihat usiadł obok niej.

- No bo twój ojciec ma rację – odrzekł chłopak i dmuchnął na ciepły płyn w swoim kubku. – Ja tego nie neguję. Twój ojciec… cóż… Mam wrażenie, że on chce, bym się po prostu ze wszystkimi zaprzyjaźnił.

Mei zachichotała.

- Bo chce – wyjaśniła. – Tata wie doskonale, co to samotność. Dlatego tak się przejmuje każdym z Nowej Generacji. W pewnym sensie jest to dla niego osobista sprawa.

Nihat upił łyk herbaty. Patrzyła na jego bladą twarz, nie mogąc uwierzyć, że siedzi obok niego. Nihat był taki niedostępny, taki wycofany. I taki… przystojny. Górował nad nią wzrostem, jego ciemne włosy były czarniejsze nawet niż u Shana, zielone oczy były inteligentne, bystre, skupione. Podobał jej się, już od samego początku, nawet jeśli przed samą sobą nie chciała tego przyznać.

- Nie da się zaprzyjaźnić ze wszystkimi. Mintao działa mi na nerwy, bo uważa się za lepszego. A teraz jeszcze mnie dodatkowo denerwuje, kiedy się dowiedziałem, że ma wgląd w twoje myśli.

- Moje myśli? – Nie zrozumiała.

- Nigdy nie chciałem, żeby ktoś postronny poznał moją… cóż… mniej bezwzględną stronę – szepnął chłopak i delikatnie odgarnął jej kosmyk włosów za ucho. – Irytuje mnie, że kiedy wracasz do domu i już cię nie osłaniam, on poznaje nasze rozmowy z twojej głowy.

Parsknęła.

- Skąd pomysł, że w ogóle o tobie myślę? – zapytała zaczepnie. Nihat przyjrzał się jej oczom.

- Przeczucie – odparł z uśmiechem.

Zarumieniła się lekko, słysząc jego pewne siebie słowa. Nihat był… taki zagadkowy. Przy innych zimny i wydawałoby się, że bezwzględny, a przy niej… Przy niej był dość czuły. Na początku, kiedy się poznali, trochę wkurzający, ale po pewnym czasie zdała sobie sprawę, że to, jak ją wcześniej denerwował i prowokował tylko ją do niego zbliżyło. Nie podlizywał jej się jak większość facetów. Drażnił ją, a to wzbudzało w niej zainteresowanie.

Poczuła dotyk na policzku i odruchowo cofnęła się. Gdy Nihat spojrzał zdziwiony, unosząc brew, zarumieniła się jeszcze bardziej niż wcześniej.

- Przepraszam, ja… nie jestem przyzwyczajona.

- A Shan?

Wywróciła oczami. Naprawdę w tej chwili ostatnią osobą, której chciała usłyszeć, był jej głupi przyjaciel.

- Shan… jest dla mnie jak brat. I on zawsze był taki… dotykalski. Do tego akurat już się przyzwyczaiłam.

Nihat znów się zaśmiał.

- Cóż, nie powiem, ale cieszy mnie to…

Nagle chłopak pochylił się i ją pocałował. Tak po prostu. Nie zawahał się nawet na chwilę, a ona właściwie była zbyt zdumiona, by zrobić cokolwiek więcej poza oddaniem pocałunku.

Chłopak zabrał od niej kubek niedopitej herbaty i gdzieś go odstawił razem ze swoim. Potem przygarnął ją do siebie i nie pozwalając jej odsunąć się nawet na milimetr, pogłębił pocałunek. Poddała się temu całkowicie, całkowicie oddała mu kontrolę. To było dziwne i inne, bo jeszcze nikt nigdy nie całował jej w ten sposób. Z Kaju byli jeszcze trochę dzieciakami, a inne randki… szkoda gadać.

Nihat gwałtownie zmienił ich pozycję, a ona odruchowo pisnęła. Teraz leżała na tapczanie, a on pochylał się nad nią. Jej serce waliło jak szalona, a wszystkie myśli pouciekały jej z głowy jak motyle.

Kiedy Nihat lekko się przesunął, objęła jego szyję, bojąc się, że mężczyzna się wycofa. Poczuła jego uśmiech na własnych wargach, a intensywność pocałunku jeszcze się zwiększyła.

Od tego wszystkiego wirowało jej w głowie!

Odsunęli się od siebie po dość długim czasie. Oboje dyszeli jak po długim treningu. Nihat oparł czoło o jej czoło.

- Jeżeli teraz nie przerwiemy, zrobię coś, za co twój ojciec z pewnością urwie mi głowę – sapnął. Zaśmiała się.

- Bez obaw, nie jestem taka łatwa.

Teraz to chłopak się zaśmiał i nieco uniósł głowę. Spojrzał jej w oczy, a potem skradł jeszcze kilka łapczywych pocałunków.

Gdy w końcu usiedli prosto, Mei miała wypieki na twarzy. W głowie kołatała jej się absurdalna myśl, że jakim cudem ona nie ma takiej intuicji jak Shan, bo Uchiha od razu wyczuł, że Nihat coś do niej ma i bez przerwy o tym gadał.

Ona aż do tego momentu nie chciała w to wierzyć, ale, jak się okazało, jej głupi przyjaciel się nie mylił.


*

Po napisaniu tego rozdziału miałam taką głupią myśl, że Mintao dostał cukierka za dobre sprawowanie :-). I tak w ogóle chlip, chlip, dzieci mi dorastają! Co ja teraz zrobię?!


13 komentarzy:

  1. Ojej, chyba nie tylko Mei będzie zażenowana jak się znowu połączą! :D
    Cieszę się że o oprócz walk i nowych intryg w Twojej opowieści jet dużo rzeczy które spotykają nas na co dzień.
    Ps strasznie brakuje mi Mayki ostatnio, jej narracja się ostatnio nie pojawia :c ( myśli w głowie Minato, nawet takie!, się nie liczą :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, każdy miał swoją chwilę, Maya górowała na początku powiadania, kiedy zaczynali z Mintao mieć się ku sobie, teraz czas oddać trochę pola innym. Ale spokojnie, wróci wątek Asuki, będzie więcej o Mayce 😄 ja też bardzo ją lubię, w ogóle tak ich wszystkich polubiłam, że przez to nie mogę oglądać Boruto, no bo jak to tak? A gdzie paczka Nowej Generacji?! 😄

      Usuń
    2. Totalnie! Boruto niezbyt mi się podoba. Twoja wersja jest o wiele lepsza. Nowa Generacja do ekranizacji!

      Usuń
    3. Och, to by było piękne, haha. Kiedyś może przysiądę i narysuję wszystkich tak, jak ja ich widzę 😄

      Usuń
  2. Ojaciepanie.
    Dzisiaj moje serce bez dwóch zdań skradł Junichi. On jest słodki jak cukierek normalnie no! Taki kot ze shreka w świecie ninja :o W jednej sekundzie się rozpływasz jak mówi "tata, ja cię kocham", a w drugiej zastanawiasz się dlaczego leżysz rozłożony na łopatki XD Przysięgam, że t ę s k n i e za jego dorosłą wersją, która już dałaś nam okazję przez jeden akapit poznać. Jezu jak sobie wyobrażam takiego trochę zawadiakę, który dokładnie w i e co ma robić i obraca mocą większą niż wszechświat może pomieścić, to mnie ciary ekscytacji przechodzą, no mówię Ci dojebana wyszła Ci ta postać, chapeau bas!
    Minato nabiera doświadczenia w świecie pożądania, co jest urocze, ale dzisiaj dajmy to pięć minut Mei, co?
    Nawet nie wiesz, jakie czuję za nią szczęście XD Młodej Uzumaki nie można odmówić pewności siebie jeżeli chodzi o pewność jej pięści o nie. Przecież Mei nigdy nie odmówiła zapoznania ze swoją siłą tego, który tej znajomości potrzebował i zawsze potrafiła naklepać komu trzeba, co nie? Jednak Mei nie posiada pewności siebie co do... siebie? Jeżeli mogę to tak nazwać :o W końcu nie raz było powiedziane. Mei. Potrzebuje. Miłości. Zainteresowania i zaangażowania. Przelotna znajomość z Sotą pokazała nam, że tego chce, a płacz w ramię Shana, że tej potrzeby nie akceptuje. I myślę, że Nhiat może jej tą pewność siebie dać. Pewność, że jest warta uwagi, że jest wystarczająca i piękna. Bo myślę, że jeżeli w to Mei uwierzy, to wtedy dopiero będzie niepokonana. A jak Mei będzie niepkonana to oj... aż strach pomyśleć co nie? Wtedy to Nhiat może się okazywać zakłamanym szpiegiem Cho-No-Ryoku-Sha, a ona go po prostu zdmuchnie z planszy i po krzyku (kiedyś przestanę o Nhiacie tak brzydko myśleć obiecuję XD)
    I jestem thrilled na myśl w jaki szał wpadnie Minato jak się o tym pocałunku dowie XD
    No cóż, dzięki za genialny rozdział, serio brakowało mi już kontynuacji, a teraz znowu czuję ekscytację z chapteru na chapter ❤
    Zdrówka i weny życzę!
    Kodomo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że doskonale rozgryzłaś naszą małą Mei, tak właśnie jest. Nie brak jej pewności siebie, tak ogólnie, ale w miłości owszem, czuję się niepewnie. Nie wychodziło jej to do tej pory i ma masę wątpliwości.

      Junichi. Ja też go lubię. Jak wspominałam kiedyś, całość pomyślana jest w trzech częściach, a że pisanie dobrze idzie, możemy liczyć, że część trzecia powstanie. Wtedy Junichi będzie starszy 😄

      Usuń
  3. Naprawdę chciałbym coś napisać ale brak mi słów.
    Zajefajny rozdział.
    Dzięki i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Wystarczy że wiem, że czytasz i się podoba!

      Usuń
  4. Hejeczka,
    och no chyba nie tylko Mei będzie zażenowana jak się ponownie połączą z Mintao ;) chyba trzeba ramen postawić Shanowi bo miał rację, no nasz Faraon nieźle się bawił na tym treningu, ale Juinchi... słodziak, powinien Naruto go trzymać w domu i nie wypuszczać, ale tekst... "Nihat automatycznie osłonił siebie i Mei, z premedytacją ignorując pozostałych, na szczęście Junichi się nad nami zlitował i po chwili wyłączył deszcz." A tekst że kocha tatusia i jie chce zaatakować uroczy - bo pamiętam początki jak się go bał... haha wyłączył tatusia ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też zawsze bawi zachowanie Nihata 😀 a dziwnym trafem przy Mei chłopak lubi się popisywać. Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Chyba się popłakałam ze szczęścia. Kocham cię i dziękuję, że wróciłaś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej 😄 nie trzeba płakać, trzeba się cieszyć! 😄 Ale ja też się popłakałam ze szczęścia, jak pisanie znów zaczęło mi wychodzić 🙃

      Usuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, och no chyba nie tylko Mei będzie zażenowana jak się ponownie połączą, chyba trzeba ramen postawić Stanowi bo miał rację, a Faraon nieźle się bawił na tym treningu ale Juinchi... słodziak, powinien Naruto go trzymać w domu i nie wypuszczać, ale tekst... "Nihat automatycznie osłonił siebie i Mei, z premedytacją ignorując pozostałych, na szczęście Junichi się nad nami zlitował i po chwili wyłączył deszcz." A tekst że kocha tatusia uroczy - bo pamiętam początki jak się bał... haha wyłączył tatusia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń