wtorek, 18 grudnia 2012

NG rozdział 10

„Noc czarna, srebrna noc.

Świat nieskończony

W czasie i przestrzeni.

Pośrodku droga Mleczna.

Któż po niej przechodzi?

To przechodzi ludzkie pojęcie."

Leopold Staff

*

Do Suna Gakure zostało im jeszcze około piętnastu kilometrów. Zbliżała się noc, ale nie było sensu w rozbijaniu obozu praktycznie na progu wioski. Mintao szedł za resztą, bawiąc się w zamyśleniu kunai. Maya i Sayoko rozmawiały, chichocząc co chwila. Nie podsłuchiwał ich, bo przecież każdemu z nich należało się sto procent prywatności. Nie chciał, by uważali, że w jego obecności muszą się z czymkolwiek powstrzymywać.

- Mintao, czemu się tak wleczesz? – zagadnął nagle Roppa. Uzumaki podniósł głowę i spojrzał na gryzącego wykałaczkę piaskowego shinobi.

- Wlokę? – zapytał nieco zdezorientowany. Ciężko mu było rozumieć o co ludziom chodzi, kiedy nie mógł zaglądać w ich głowy. Delikatnie musnął umysł Roppy. Kolega uważał, że Mintao się izoluje. Blondyn mało się nie roześmiał, zrozumiawszy, jak jego zachowanie mogli odebrać znajomi. – Och, nie, nie wlokę się. Nie chcę po prostu słuchać ploteczek dziewczyn – rzekł żartobliwie, a Maya pokazała mu język. Kaju prychnął.

- Uzumaki udaje, że jest taki szlachetny, ale założę się, że podsłuchiwał – powiedział, na co inni wybuchli śmiechem. Mintao wykrzywił się lekko, ale nie uznał za konieczne komentować tę uwagę.

Szli dalej, a Wioska Piasku była coraz bliżej i wkrótce ją ujrzeli. Na piaskowych wałach otaczających Sunę przechadzali się strażnicy, kilku z nich patrolowało wąskie przejście. Gdy się zbliżyli, zostali natychmiast wylegitymowani i dopiero potem pozwolono im przejść.

Suna szykowała się już do snu, ulice wioski spowite były ciemnością i chłodem. We wszystkich domach paliły się światła, z wnętrz dochodziły głosy wesołych, zadowolonych z końca dnia i końca ciężkiej pracy ludzi. Gdzieś ujadał pies, domagający się nakarmienia. Dla Mintao te nocne dźwięki były o wiele głośniejsze, o wiele bardziej intensywne. Dziwnym trafem nocą myśli ludzkie stawały się o wiele bardziej natarczywe, o wiele głośniejsze, bardziej śmiałe. Szedł za resztą w stronę budynków administracyjnych, starając się nie rozglądać na boki. Gdzieś niedaleko jakiś chłopak całował dziewczynę, jakaś kobieta w domu obok klęła w myślach, bo szykując kolację dla męża, rozcięła sobie palec. W mieszkaniu nad nią zakochana para kłóciła się zawzięcie, a jeszcze wyżej pewien mężczyzna planował samobójstwo z powodu nieszczęść, które go w życiu spotkały. Uzumaki przyłożył dłonie do skroni, starając się wycofać z tych dziesiątek głów, do których mimowolnie zaglądał. Ich myśli były ich własnością. Nie miał prawa tego słuchać.

Dotarli na miejsce. Mintao przemknął celnie wystrzeloną macką mentalną przez wszystkie piętra i odnalazł Kazekage, siedzącego w swoim gabinecie nad papierami dotyczącymi nowej strategii obronnej dla przygranicznych wiosek Kraju Wiatru. Zaczęli się wspinać po długich, krętych schodach, prowadzących na wyższe piętra. Gdy dotarli na miejsce, Kaju zapukał i uzyskali pozwolenie na wejście do środka.

- Ach, to wy – westchnął Kazekage, zerkając na nich znad stosu kartek. Słabe światło lampki, stojącej na jego biurku, wydobywało z jego twarzy liczne zmarszczki, nadając mu wygląd człowieka o wiele starszego niż w rzeczywistości i w dodatku bardzo zmęczonego. Mintao prawie się uśmiechnął, przypominając sobie liczne wieczorne wizyty u ojca. Hokage, pogrążony w zamyśleniu, nad kubkiem herbaty, w świetle małej lampki wyglądał niemalże tak samo – niemalże, ponieważ nigdy do pracy nie ubierał się w stosowny strój i zawsze na jego twarzy, nawet mimo zmęczenia, gościł szeroki uśmiech, a światło lampki uwydatniało inne zmarszczki. Te wokół oczu. Te powstające z radości.

- Chcieliśmy się zameldować, ojcze – rzekł natychmiast Kaju, ukłoniwszy się lekko wraz z pozostałymi. – Lord Hokage był łaskaw przysłać ze sobą dwójkę shinobi, którzy mają zabrać chłopaka.

Dopiero teraz Kazekage uśmiechnął się, a jego spojrzenie przeniosło się ze swojego syna na Mintao.

- Jak się czuje Naruto? Czy doszedł już do pełnej formy? – zapytał, a Mintao ukłonił się grzecznie.

- Lord Hokage czuje się świetnie i przesyła pozdrowienia oraz podziękowanie za troskę. Niedawny incydent niemało nadszarpnął jego zdrowie, jednak Lord Hokage wybitnie szybko doszedł do siebie i jest już w pełni sprawny.

- Cieszę się, że tak się stało. Być może niebawem go odwiedzę, jeżeli oczywiście obowiązki mi w tym nie przeszkodzą. – Niedbałym ruchem ręki wskazał sterty papierów, leżące na biurku i małej szafce niedaleko.

- Przekażę mu to, jestem pewien, że będzie bardzo rad.

- Doskonale – odrzekł Kazekage i wziął do ręki leżące na biurku pióro. – Możecie już odejść. Jak wiecie, będziecie mogli wyruszyć dopiero jutro nocą...

- Przepraszam – wtrąciła się nagle Maya. Spojrzenie wszystkich obecnych w gabinecie spoczęło na niej. – Czy... czy moglibyśmy go zobaczyć? Tego chłopca?

Kazekage wpatrywał się w nią pełne trzydzieści sekund, jakby musiał powtórzyć sobie w myślach jej prośbę. W końcu uśmiechnął się ponownie.

- Oczywiście, Mayu. – Wstał zza biurka. – Jeżeli ty i Mintao nie jesteście zbyt zmęczeni podróżą, to oczywiście, mogę was do niego zabrać.

- Nie będzie to kłopotem? – zapytał natychmiast Mintao, nie śmiejąc grzebać w głowie przywódcy wioski. Ponowie na twarzy Kazekage zagościł uśmiech.

- Oczywiście, że nie. Już dawno powinienem być w domu. Wy – zwrócił się do drużyny Kaju – rzecz jasna możecie już iść. Kaju, powiedz mamie, że będę za jakąś godzinę.

Kaju skinął głową i chwilę potem cała drużyna zniknęła w obłokach białego dymu. Kazekage podszedł do drzwi i otworzył je przed nimi. Opuścili gabinet i udali się na dół, a potem w stronę północnej części wioski.

- Jaki on jest? – zapytała w pewnym momencie Maya, a idący przodem Kazekage odwrócił się i spojrzał na nią.

- Cóż, ciężko powiedzieć, jest bardzo mały... – rzekł wymijająco. Miał przy tym dziwną, zagadkowa minę, która im się nie spodobała. Maya zerknęła na Mintao, a on wzruszył ramionami. Większość mieszkańców wioski już spała, a on czepiał się każdego mijanego przez nich, pogrążonego we śnie umysłu, żeby tylko trzymać się z daleka od sekretów Lorda Kazekage. Gdyby to był jakikolwiek inny przywódca wioski, Mintao raczej nie miałby oporów, jednak Gaara był bliskim przyjacielem jego ojca. Hokage ufał mu bezgranicznie.

- A gdzie on jest? – pytała dalej Maya, z niepokojem rozglądając się dookoła. Budynków robiło się coraz mniej, a oni dalej szli i nie wyglądało na to, że mają się niebawem zatrzymać.

- Wiedziałem, droga Mayu, że cięto zaniepokoi. Niestety, trzymamy go poza wioską, ponieważ jest dość... niebezpieczny – szepnął cicho Kazekage, a Maya pobladła lekko.

- Ale nie w zamknięciu?! – wykrzyknęła, podnosząc palce do ust. Mintao wyciągnął rękę i położył ją na jej ramieniu, a kiedy na niego spojrzała, pokręcił głową. Zrozumiała, że nie powinna się tak zwracać do Lorda Kazekage i lekko poczerwieniała. Jej skóra zrobiła się przy tym tak ciepła, że musiał ją puścić.

- Mayu, wiem, co o tym myślisz, ale zapewniam cię, że odpowiednio się tym chłopcem zajęliśmy. Poza tym... on wcale nie chce wychodzić.

- Nie chce...?

- Boi się, w zasadzie, nikt z nas nie ma pojęcia czego. Zaraz zobaczycie...

Lord Kazekage wskazał im samotny budynek znajdujący się na końcu drogi. Wszystkie jego okna były pozasłaniane, a przy drzwiach wejściowych stało dwóch skrytobójców z zasłoniętymi twarzami. Maya zerknęła na Mintao, a on skinął głową na znak, że zauważył jej zaniepokojenie. Dziewczyna doskonale pamiętała swoje pierwsze dni w Konosze i to, jak była trzymana wówczas w bunkrze, a potem w pilnowanym prze ANBU mieszkaniu.

Kazekage zbliżył się do drzwi, zamienił dwa słowa ze strażnikami, a potem wprowadził ich do środka. Skierował się w stronę schodów, a oni za nim. Dom był cichy i ciemny, nigdzie nie paliło się żadne światło, okna były pozasłaniane, tak więc musieli trzymać się blisko siebie. Mintao złapał Mayę za rękę i uczepił się umysłu Kazekage. Wspięli się na górę, a potem przywódca wioski zapukał do pierwszych drzwi, które napotkali. Z drugiej strony nikt się nie odezwał, ale chyba nie miało tak się stać, bo Gaara złapał za klamkę i otworzył drzwi.

Pokój, do którego weszli, był zupełnie ciemny. Nie oświetlało go nic, nawet nie padało tu światło księżyca, bo okna były pozasłaniane. Mintao poczuł, że Maya ściska jego dłoń swoimi ciepłymi palcami. Jej myśli były zaniepokojone.

- Kazuo? – rzucił w przestrzeń Lord Kazekage.

Coś w kącie poruszyło się, a Lord Kazekage zasłonił ich własnym ciałem. Mintao wyrzucił przed siebie swoje myśli i namacał czyjś umysł. Poczuł, że siedzący w kącie chłopiec oplata wokół nich pasma ciemności, jego umysłem poczuł jej właściwości, to, jak do nich przylegała, a jej macki delikatnie zaczęły sprawdzać, jakiego są kształtu. Sam, na swoim własnym ciele, nic nie czuł i wiedział, że jego towarzysze również nic nie czują.

- Kazuo, proszę cię, podejdź do nas – powiedział Kazekage, a dziecko wstało z ziemi i zbliżyło się do nich ostrożnie. Maya uniosła w górę jeden palec i nagle ponurą przestrzeń rozjaśniło pomarańczowe światło malutkiego płomyka, który zabłysł w powietrzu nad jej palcem wskazującym, jakby ten był zapalniczką.

Ujrzeli małego chłopca o brązowych włosach i ogromnych, czekoladowych oczach, którymi spojrzał na ich trójkę z lekką obawą. Ubrany był na modłę mieszkańców Suny, w ciemnoczerwone spodenki, niebieską bluzkę i białą chustę przy szyi. W dłoni trzymał pluszowego misia.

Mintao rozejrzał się po pokoju i dostrzegł, że tylko przez ciemność uznał to miejsce za ponure i nieprzyjemne. Pokój był w zasadzie zwykłym pokojem dziecka, pełnym zabawek, z łóżeczkiem i miękkim dywanem na podłodze. Brakowało tu tylko światła, lecz, kiedy Maya już je im dostarczyła, pokój wydał mu się nagle przytulny, wręcz ciepły.

- Tak? – wyszeptał chłopiec, nadal wpatrując się w nich tymi wielkimi jak dwa księżyce oczami.

- Ooooch, jaki słodki – szepnęła Maya, kucając przed chłopczykiem. – Witaj Kazuo, jak się masz?

Oczy chłopca spoczęły na niej, a Mintao poczuł poprzez jego myśli, że ciemność od niej odskoczyła, bo wciąż trzymała nad dłonią malutki płomyk. Chłopiec skrzywił się na widok jasności.

- Bolą mnie oczka – powiedział cicho, przecierając powieki. Objął swojego misia i ukrył w nim twarzyczkę. – Zgaś to światełko – poprosił. Mayka wytrzeszczyła niego o czy, ale zaraz uśmiechnęła się szeroko, po czym zgasiła płomyk. Ogarnęła ich ciemność. Lord Kazekage przyklęknął, a chłopiec przysunął się do niego i zaraz przytulił. Przywódca wioski pogłaskał go po głowie.

- Co się stało? – zapytał chłopca i delikatnie pocałował go w czoło.

- Bawiłem się – odrzekł maluszek, unosząc swojego misia. – A pan Shin nie wraca z lodami... – mówił cichutko, delikatnym, dziecięcym głosikiem.

- Pewnie zaraz przyjdzie. – Lord Kazekage odsunął go od siebie na odległość ramion. – Przyprowadziłem ci nowych przyjaciół, Mayę i Mintao. Przywitaj się z nimi.

Kazuo przyjrzał się im, a ciemność zalegająca w pokoju przylgnęła do nich jeszcze bardziej. Mintao czuł się dziwnie. Wiedział, że to coś, co tak wyraźnie czuł poprzez umysł chłopca, było nienamacalne, prawie nie istniało, a jednak nie mógł się nie wzdrygnąć, wiedząc, że macki ciemności prawie jak paskudne jęzory, liżą go po policzkach i szyi, przesuwają się między palcami jego dłoni i wplatają się w pasma jego długich, związanych w kucyk włosów. Choć sam chłopiec zachwycał niewinnością, atmosfera wokół niego była nie do zniesienia, przynajmniej dla Uzumakiego. Maya o niczym nie wiedziała, nie czuła, jak ciemność wpełza im do uszu i do jej półotwartych ust, jak oblega ich ciała w sposób, którego chłopak nie mógł znieść. Czuł ją na sobie, dosłownie w każdym miejscu. Zacisnął szczękę, bo chyba by się udławił, gdyby poczuł, że to coś penetruje jego jamę ustną. Przerażało go to. Ten dzieciak był gorszy, o wiele gorszy niż Junichi. Jego młodszy brat przynajmniej nie napawał go przerażeniem, kiedy używał swojej mocy, a przecież robił rzeczy niemalże przerażające. Prawie zabił tatę!

Maya uśmiechnęła się do chłopczyka, a on odwzajemnił ten uśmiech. Ciemność wpełzła w jej ciało, wsunęła się między maleńkie szparki między jej zębami, zbadała dokładnie krój jej ust i podniebienia. Mintao zaczął się krztusić i musiał się odwrócić, bo nie mógł tego wytrzymać.

- Mintao, wszystko w porządku? – zwrócił się do niego Lord Kazekage.

- Tak – wysapał przez zęby, kiedy Maya poklepała go po plecach, zatroskana. – Może się przeziębiłem, nie jestem pewien – skłamał.

- Nie jesteś chory – powiedział Kozuo, przyglądając mu się z przechyloną główką. Ciemność oplotła się Mintao wokół głowy, musnęła jego gardło, wpełzła za kołnierz bluzki i zaległa przy sercu, jakby badając jego szaleńczy łomot. – Ty się boisz? – zapytał ten gówniarz.

- Możesz to... zabrać ode mnie? – warknął na niego Mintao, a chłopiec uśmiechnął się jeszcze bardziej niewinnie. Ciemność wycofała się z najbardziej intymnych zakamarków jego ciała, lecz wciąż ją na sobie czuł. – I z Mayi też!

- O czym wy...? – zapytała Mayeczka, a on jęknął, czując to coś wypełniające jej uszy i usta, nozdrza, dosłownie wszystko.

- Ty widzisz, naprawdę?! – zawołał podniecony chłopiec, rzucając się ku niemu. Złapał Uzumakiego za nogawki spodni i spojrzał na niego dużymi, czekoladowymi oczami. – Naprawdę widzisz?

- Twoimi oczami – odpowiedział Mintao, zaskoczony radością chłopca. Jego stosunek do Mintao zmienił się diametralnie, a ciemność wycofała się całkowicie do tyłu, otaczając ich, ale już nie badając w ten nie do zniesienia sposób. – To mój dar. Ja... mogę zobaczyć wszystko, co ty widzisz.

- Naprawdę? – zapytał chłopiec, wytrzeszczając oczka. Mintao skinął mu głową, a maluszek przylgnął do jego nogi, wtulając mu twarz w nogawkę i zaczął płakać. W jego głowie panował taki chaos, że Uzumaki nie był w stanie zorientować się, o co chodzi. Dzieciak cały dygotał z ulgi i ku zdumieniu blondyna, też ze strachu.

- Mały... – zaczął, a chłopiec pokręcił głową i objął jego łydkę jeszcze mocniej.

- Nie zostawiaj mnie samego! – zawył przerażony. – Proszę!

Mintao podniósł głowę i spojrzał na Mayę, a potem na Lorda Kazekage, który przypatrywał się przestraszonemu chłopcu z lekkim zdziwieniem. Uniósł głowę i spojrzał w oczy Mintao, a ten wzruszył lekko ramionami, po czym ostrożnie przyklęknął i przytulił przestraszonego chłopca. Ostrożnie położył mu dłonie na główce, przymknął powieki i skupił się całym sobą na umyśle dzieciaka.

Normalnie był to bolesny proces. Shan Uchiha na przykład, nienawidził, kiedy Mintao atakował jego myśli i próbował nimi zawładnąć. Bo normalnie, on i Mei słyszeli tylko to, o czym dana osoba myślała w konkretnej chwili i nic więcej. Żeby dowiedzieć się o czymś innym, musieli przypuścić atak i zmusić umysł do przywołania potrzebnych informacji, a to nie było wcale takie proste. Ostatnim etapem, na jakim zatrzymały się ich zdolności, było przejęcie kontroli nad umysłem atakowanego. Trzeci etap wymagał nie lada skupienia, ale kiedy już się to udało, umysł atakowanego był im całkowicie poddany, a oni mogli zrobić z nim co chcieli, nawet doprowadzić go do całkowitej destrukcji.

Na szczęście Mintao wiedział, jak ominąć ból, który czuła osoba, gdy jej myśli były przeczesywane. Musiał się tylko bardzo skupić na jednym umyśle i być bardzo ostrożnym. Nie robić niczego na siłę, rozsupłać tylko odpowiedni węzeł skojarzeniowy, by myśli przepłynęły przez umysł atakowanego i tym samym przez umysł penetrującego. Uzumaki prześliznął się delikatnie po wspomnieniach chłopca i odnalazł te, które odpowiadały za jego przerażenie. Obrazy zaczęły przesuwać mu się pod powiekami, zalewając go mieszaniną czerni i zieleni, brązu i granatu. Były bardzo zamazane i niewyraźne, a przede wszystkim, ciemne. W dodatku, ku przerażeniu Mintao, we wszystkich pełno było... straszydeł. W jego umyśle pojawił się obraz szafy, na którą, siedzący w kącie tego samego pomieszczenia Kozuo patrzył już od kilku minut. A co by było gdyby z szafy wyszedł potwór...? Pan Shin nie wraca, a jak wyjdzie potwór...? Gdzie jest pan Shin...? To woda? To tylko woda z łazienki, pan Shin się myje, a tu nie ma potwora... A co będzie, jak jest? Nie ma! Jest! To nie woda, to potwór...! Skrzypi? Szafa skrzypi?! Tam jest potwór!

I ku zdumieniu Mintao we wspomnieniach chłopca drzwi szafki uchyliły się i wysunęła się z nich czarna jak najczarniejsza noc dłoń, a za nią całe cielsko, chude, powykrzywiane, czarne cielsko jakiegoś straszydła, które osunęło się na podłogę, dziwnie wygięte. Mintao widział oczami dziecka, jak to coś zaczyna pełznąć w stronę śmiertelnie przerażonego Kozuo, któremu małe serduszko waliło jak dzwon. To coś czołgało się po podłodze, obrzydliwe, z garbem na plecach, wbijało pazury w dywan, wlokło za sobą bezwładne nogi, aż w końcu dotarło do chłopca i uniosło głowę. Przez pasma włosów tego czegoś Mintao dostrzegł jego oczy. Wrzasnął.

Z krzykiem wynurzył się z tych przerażających myśli, oddychając płytko i nierówno. Cały dygotał i czuł, jak wtulony w niego maluszek również dygoce, łkając jeszcze bardziej niż wcześniej.

- Na wszystkich byłych Hokage, co to do cholery było?! – zawołał, śmiertelnie przerażony. Spojrzał na szafę, która stała w rogu pokoju. Była w tej chwili nieruchoma, niewinna, zamknięta i pusta, bo kiedy wypuścił ku niej swoją myśl, nic nie poczuł. Puścił maluszka i obserwowany przez Mei i Kazekage, którzy nic nie rozumieli, zbliżył się do mebla i wyciągając kunai, zajrzał do środka, jednak nic nie dostrzegł. Szafa była pusta, jeśli nie liczyć ubrań na wieszakach i butów na półce pod nimi. – Co to było?! – zapytał jeszcze raz, napastliwie, patrząc wprost w czekoladowe oczy maluszka. Przyzwyczaił się już do ciemności i widział w miarę dobrze zarys jego postaci i jego zapłakane ślepka.

- Ja... ja nie wiem... – załkał chłopaczek. – Wszyscy mówią... mówią, że strachy nie istnieją!!! – wykrzyknął i rzucił się ku Mayi, teraz to do niej się tuląc i krztusząc się łzami.

- Jak to nie istnieją?! – zawołał Mintao, patrząc wściekle na Kazekage. – Czy wy tu przeprowadzacie jakieś eksperymenty?! Co to było?! – naskoczył na przywódcę wioski, jednak zaraz się zreflektował, bo wyczuł, że Kazekage nie ma zielonego pojęcia, o czym chłopak mówi. Opanował dygotanie i swoja złość, po czym spojrzał w zielone oczy przyjaciela swojego ojca. Jak mógł go oskarżyć o eksperymenty na ludziach, jak w ogóle mogło mu to przyjść do głowy?! Przecież znał Kazekage od zawsze, wiedział, że był to człowiek tak uczciwy, jak sam Hokage! Wiedział, że ojciec ufa mu bezgranicznie, że złożyłby w ręce czerwonowłosego życie nie tylko swoje, ale nawet życie swojej rodziny, a w tym i życie Mintao.

- Pan wybaczy, Lordzie Kazekage – odezwał się dużo ciszej, pochylając głowę. – Poniosło mnie. Przepraszam.

- Mintao, co ty widziałeś? – zapytał zielonooki, w ogóle nie mając do niego pretensji o jego nagły wybuch. Maya kołysała zapłakanego chłopca, głaszcząc go po główce, ale oczy utkwione miała w Mintao. Chłopak nie miał pojęcia, jak im to wytłumaczyć. Co to było? Prawda? Schizofreniczna mara? Spojrzał na chłopca. Był chory? Ale to nie może być schizofrenia, nie w tym wieku! A więc co?!

- On... No kurde, z szafy wypełza mu jakiś okropny potwór, naprawdę! Czarny, brzydki, tak prawdziwy, jak wy czy ja – wyrzucił z siebie. Maya spojrzała na niego sceptycznie.

- Z szafy? – zapytała z niedowierzaniem.

- Jak Hokage kocham, najprawdziwsza zmora, zjawa, nie mam pojęcia. Wygląda jak... nie wiem... trochę jak człowiek... Taki człekokształtny stwór, czarna skóra... – Teraz mówił już wprost do Kazekage. Może mieli tu jakiś problem? Może ktoś użył jakiegoś zakazanego jutsu? Może ukrywali jakąś tajemnicę, może... Sam nie wiedział, co może! – Długie, czarne kudły i oczy... kurczę, to miało oczy jak ten dzieciak! Identyczne!

Kazekage wpatrywał się w niego kilkanaście długich sekund, zastanawiając się nad jego słowami. Mintao śledził uważnie każdą jego myśl, jednak nie doszukał się w nich niczego, co potwierdzałoby jakieś złe postępowanie władz wioski lub czegoś w tym stylu. Kazekage najzwyczajniej w świecie nic nie rozumiał. Budynek cały czas objęty był ochroną, chłopcem opiekował się jounin o imieniu Shin, który obecnie, jak wspomniał maluszek, poszedł po lody dla chłopca. Przed drzwiami stało dwóch strażników, jeszcze dwóch znajdowało się na dachu. Mintao czuł ich myśli. Byli czyści. Nic nigdy w tym budynku się nie wydarzyło. Strażnicy traktowali tę misję jako relaks, odpoczynek od nieustannej walki. A więc o co chodziło?!

- Niestety, Mintao, nie rozumiem, o czym mówisz – odezwał się w końcu Lord Kazekage.

- Ja naprawdę nie wiem, co widziałem. Ale to naprawdę tu było – prawie jęknął. Lord Kazekage skinął głową.

- Wierzę ci. Natychmiast rozkażę przeszukać całą wioskę.

To powiedziawszy wstał z kolan i wyszedł. Mintao prawie rozczuliło zaufanie, jakim w tej chwili obdarzył go przywódca Suny. Kazekage wyszedł na zewnątrz i rozkazał strażnikom zmobilizować wszystkich obecnych na nocnej warcie shinobi i rozpocząć standardowe przeszukiwanie wioski. Zdziwili się, słysząc, że mają szukać czarnoskórego, człekokształtnego potwora, ale nie zaprotestowali. Przecież byli profesjonalistami. Następnie Kazekage przywołał tych dwóch z dachu i im rozkazał przeszukanie budynku, w którym byli.

Mintao odetchnął, ciesząc się, że nie został uznany za wariata, po czym usiadł przy skulonym chłopcu, obejmowanym przez Mayę i po prostu się do nich przytulił. Maluch wdrapał mu się na kolana, a Maya oparła głowę na jego ramieniu. Razem przeczesywali palcami brązowe włoski chłopca, który tulił do siebie swojego misia.

- Nie wiesz, co to było? – zapytała go szeptem Maya, kiedy maluszek zasnął, wykończony płaczem. Mintao do tej pory śledził myśli Kazekage, który stał przed budynkiem i przyjmował kolejne raporty od strażników przeszukujących wioskę. Wszystkie były takie same. W przeszukanych do tej pory sektorach nic nie znaleziono. W tym budynku też niczego nie było, ale i tak na czas przeszukiwania nie wpuszczono do niego opiekuna chłopca, który wrócił z lodami truskawkowymi dla malucha.

- Nie mam pojęcia, Maya. – Mintao oparł się plecami o ścianę, siadając wygodniej. Przytulona do jego boku Maya była taka ciepła, ciemność wokół taka usypiająca. Maluszek spał z główką na jego kolanach, a resztą ciała na kolanach Mayi. Absurdalnie, skojarzył mu się z małym kociakiem. Było mu ciepło i błogo, wtulił twarz we włosy przyjaciółki, mrucząc cicho. Maya myślała o nim, o jego obejmującym ją ramieniu i przez to robiła się jeszcze cieplejsza. Na pustyni noce były chłodne, za oknami huczał wiatr, kolejne oddziały przeszukiwały wioskę, on był zmęczony trzydniową podróżą. Sam nie zauważył, w którym momencie zasnął.

Obudziło go szarpanie za ramię. Zdezorientowany, uchylił powieki i spojrzał w dół, a jego wzrok zatrzymał się na czekoladowych oczkach małego Kazuo. Wciąż otaczała ich ciemność, jeszcze nie nastał ranek.

- Tak...? – zapytał, ziewając. Maya spała, wtulona w jego ramię, aż zdziwił się, że nie obudziło go wcześniej to gorąco. Prawie parzyła, ale nie poruszył się, by jej nie obudzić.

- Szafa trzeszczy – jęknął malec, patrząc na niego błagalnie. Mintao wlepił wzrok w stojący w kącie mebel, przyglądając mu się uważnie. Kazuo również na niego spojrzał i wtedy szafa ponownie skrzypnęła, a jej drzwiczki bardzo wolno otworzyły się na całą szerokość.

Tak jak we wspomnieniu, tak i teraz z szafy wysunęła się smoliście czarna postać o nienaturalnie powyginanych kończynach i bezszelestnie gruchnęła na podłogę. Mintao zamarł, niepewny, czego może od nich chcieć przerażający potwór jak z koszmarów. Patrzył, jak ta istota pełźnie w ich stronę. Czuł się jak otumaniony, owładnięty strachem, ale gdzieś na krańcach jego umysłu uformowało się dziwne pytanie... Bo to coś, co pełzło ku nim po podłodze... poruszało się tak bezszelestnie, jak żaden shinobi nie potrafił. Ono... nie wydawało żadnych dźwięków. Bardziej zaintrygowany niż ośmielony, zdając sobie w pełni sprawę, że jego strach pochodzi bardziej od Kazuo niż od niego samego, ostrożnie, by nie obudzić Mayi, sięgnął do kabury po jednego shurikena, po czym cisnął nim w będącego w połowie drogi potwora.

Shuriken trafił go w głowę, przeleciał przez nią i wbił się w podłogę, nie czyniąc bestii żadnej krzywdy. Uzumaki wytrzeszczył oczy w zdumieniu. A co to było?!

Mały Kazuo jęknął i wtulił twarzyczkę w ramię Mintao. I w momencie, kiedy odwrócił wzrok od potwora, ten... zniknął. Nie rozpłynął się, nie zniknął w kłębach dymu, po prostu był i nagle przestał być.

Uzumaki przez chwilę wpatrywał się w ciemność przed nimi, po czym puknął małego w ramię, a ten spojrzał na podłogę. Bestia siedziała tam, wyciągające rękę w ich stronę, a Mintao wytrzeszczył oczy.

- Patrz na niego – szepnął do Kazuo, a on jęknął, jednak nie odwrócił wzroku. – Patrz.

Mintao skupił się na swoich myślach i zaczął ściągać je ku sobie, czując coraz większe łupanie w skroni. W momencie, kiedy jego zasięg przestał obejmować małego chłopca, potwór zniknął.

- Hah, zdumiewające! – zawołał do siebie, po czym wypuścił swoje myśli, pozbywając się bólu. Dziwna istota pojawiła się, ale już tuż przed nimi. Wpatrywała się w nich wielkimi, czekoladowymi oczami. Maluszek nie mógł oderwać od niej wzroku, dyszał przerażony, ale nawet nie mrugał. Mintao wyciągnął rękę, chcąc dotknąć zjawy, jednak tak, jak przypuszczał, jego dłoń przeszła na wylot. Kazuo spojrzał na niego, a potem znów na tę dziwną istotę. Potwór zniknął i pojawił się.

- Maya! – szepnął Mintao, podniecony swoim odkryciem. – Maya, obudź się, proszę! Maya!

Dziewczyna jęknęła, po czym zamrugała i spojrzała na niego pytająco. Zerknęła na sparaliżowanego strachem Kazuo, potem na jego wyciągniętą rękę i na jej twarzy pojawił się wyraz lekkiego zdziwienia.

- Co wy robicie? – zapytała, zupełnie ignorując obecność potwora z koszmarów, który dyszał bezgłośnie tuż przed ich twarzami. Równie dobrze mogła czuć jego oddech na policzku.

- Widzisz go? – zapytał.

- Co mam widzieć? – odpowiedziała pytaniem. Musnął jej umysł i jej oczami zobaczył pustkę w miejscu, gdzie tak wyraźnie widział to dziwne coś.

- On nie istnieje. Na wszystkich byłych Hokage, to coś nie istnieje! – wykrzyknął, a Kazuo spojrzał na niego. Potwór znikł.

- Nie...

- Maluszku, Kazuo, tylko ty go widzisz i ja, bo mogę patrzeć na świat twoimi oczami – powiedział do chłopczyka, przytulając go do siebie. – Tego potwora nie ma. On nie istnieje!

- Ale... ale... – wyjąkał malec, kręcąc główkę. – To coś rzuciło się na nianię! On rzucił się na nianię! I na mojego kotka! Na moją Kicię! I na mamusię!

Mintao spojrzał w oczy Mayi, która patrzyła na niego uważnie. Zmarszczyła brwi...

- Ale przecież... – zaczęła, a potem urwała. W jej myślach pojawiła się twarz Kaju, moment, jak opowiadał im przy ognisku o małym Kazuo.

- Tak, Kaju mówił, że to ciemność – przyznał Mintao, zastanawiając się nad tym problemem. Chłopiec podniósł na nich oczka. – Wydaje mi się, że tak objawia się jego moc. Że... ta ciemność staje się namacalna, przyjmuje kształty... chyba... odbija wyobraźnię małego...

To powiedziawszy, spojrzał w czekoladowe, zdumione oczka maluszka. Chłopiec wpatrywał się w niego, policzki miał mokre od łez.

- Ja nie rozumiem – powiedział, a Mintao uśmiechnął się do niego ciepło, by dodać mu otuchy.

- Myślę, że po prostu się boisz, jak każdy mały chłopiec. Wyobrażasz sobie potwora i on się pojawia, bo taki kształt przyjmuje ciemność, nad którą masz władzę – wyjaśnił chłopcu. – Gdybyś nie myślał o potworach, żadnego nigdy byś nie zobaczył, skarbie.

Pogłaskał go po policzku, ścierając łzy, które spłynęły mu po rumianych policzkach.

- Ale... mamusię zaatakował... – szepnął chłopiec. – I nianię! I niania już się mną nie opiekuje, nie przychodzi!

A wiec nie powiedzieli mu, że ciemność ją udusiła. Przyglądał się maluszkowi przez chwilę. Jego moc też była niebezpieczna. Widać, kiedy maluszek tracił kontrolę nad tym swoim potworkiem utkanym z ciemności, bestia zaczynała mordować ludzi dookoła. Być może inni jej nie widzieli, albo widzieli jakiś ciemny zarys... Może cień, oplatający się wokół szyi atakowanego? A może poza kontrolą stawała się widoczna również dla innych? Był to problem, który wciąż wymagał rozgryzienia, ale Mintao wiedział, że połowa sukcesu już za nimi.

Pogłaskał chłopca po głowie.

- Nie bój się, jestem pewny, że niania jest szczęśliwa tam, gdzie jest. Wiesz co... zapoznam cię z fajnym kolegą.

- Kolegą? – zapytał malec, szerzej otwierając oczka.

- Uhum, ma na imię Junichi. To mój młodszy braciszek, jest trochę starszy od ciebie, ale za to bardzo odważny. Jestem pewien, że odciągnie twoje myśli od potworów. Pójdziemy go odwiedzić.

- Ale nie zostawisz mnie samego?– spytał chłopiec, a Mintao ponownie go przytulił.

- Oczywiście, że nie – pocałował go w czoło. – A teraz zaśnij. I nie bój się już, nic ci się nie stanie, obiecuję.

Chłopczyk przytaknął, po czym wtulił się w jego szyję. Mintao pogłaskał go po główce. Gdyby Junichi był taki słodki i uległy, w ich domu byłoby o wiele spokojniej. Ale nie, jego brat musiał się urodzić łobuzem, niczym Shan Uchiha. Westchnął i zerknął na Mayę, która uśmiechała się do niego ciepło.

- Będziesz cudownym ojcem – szepnęła, głaszcząc Kazuo po włosach.

- Tak myślisz? To pierwszy dzieciak, z którym się dogaduję. – Odgarnął włosy z czoła usypiającego chłopca. – Z Junichim kompletnie mi nie idzie, ale może to dlatego, że to mój brat i jest taki denerwujący. – Maya zaśmiała się, opierając się wygonie o ścianę. Objął ją tak, jak wcześniej. Jakoś wygodnie mu było na tej podłodze z nią i z tym dzieciakiem. Oparła się o jego ramię i ku jego zdumieniu, podobało jej się to. Przymknęła powieki. Opaskę miała podciągniętą na czoło, tak więc widział obie połowy jej twarzy. Tę piękną i tę jak z koszmaru. Przyglądał się uważnie zmarszczkom na jej lewym policzku, bliznom w kąciku jej całkiem ślicznych, wąskich, delikatnie różowych ust. Nie miała lewej brwi, jej Szalone Oko było trochę innego kształtu od jej normalnego oka. No i ta blizna, ciemna, poszarpana, jakby jej twarzy nie było dość strasznych blizn.

Przytulił się policzkiem do jej miękkich, pachnących miętowym szamponem włosów. Przymknął powieki, przyciągając ją troszeczkę bliżej do siebie. Była taka ciepła i drobna. Uśmiechnął się do siebie i z tym uśmiechem na ustach ponownie zasnął.


4 komentarze:

  1. Jestem za tym aby Mintao był z Mayą ! <3 to by była wspaniała para! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniale, Mintao i Mayaka razem, to by było super mam nadzieję, że pomogą maluszkowi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejka,
    wspaniały rozdział, och Mintao i Mayaka razem cudownie, było by naprawdę super... pomogą maluszkowi, prawda...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka, hejka,
    cudownie, och, och Mintao i Mayaka razem, mam nadzieję, że pomogą temu maluszkowi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń