niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział 6

Herr Boże, Herr Lucyferze,

Strzeż się,

Strzeż.

Z popiołów

Rudowłosa powstanę jeszcze,

By pochłaniać ludzi jak powietrze.

Sylvia Plath


*

- Nie rozumiem, po co się tak martwisz... - powiedział Shikamaru, siedzący na blance. Znajdowaliśmy się na otaczających Wioskę murach. Wpatrywaliśmy się w horyzont.

- Jeżeli chcesz ode mnie wyciągnąć, co robi oddział Sharony, to sobie odpuść, jeszcze nie czas.

- No dobra, to może cię pocieszy fakt, że naszą Wioskę odwiedzi Kaju ze swoją drużyną, Gaara ich oddelegował do pomocy przy egzaminie. Temari mi mówiła.

- To ma być pocieszenie? Chyba dla mojej córki... Jego odwiedziny oznaczają walkę między nim a Mintao, wiesz, że zawsz...

Urwałem w połowie zdania. To, co zobaczyłem, przeraziło mnie. Shikamaru zerwał się na równe nogi, by lepiej widzieć.

Okolicą wstrząsnęła eksplozja. Jak na zwolnionym filmie oglądałem wybuch na linii horyzontu, wiele kilometrów od Wioski, a potem słup ognia, który wzniósł się w niebo na kilkaset metrów. Z przerażeniem patrzyłem, jak nienaturalny ogień trawi tamtejsze drzewa niczym zapałki. Poczułem uścisk w gardle.

- Mei... i Mintao byli... w lesie... - wyjąkałem. A potem ta straszna myśl eksplodowała w mojej głowie.

- Kage Bunshin no Jutsu! – ryknąłem. Pojawiło się pięć moich klonów, które rozbiegły się po okolicy. – Leć po Sakurę, klony zawiadomią innych! – krzyknąłem i zeskoczyłem z murów. Nie zdążyłem usłyszeć odpowiedzi Shikamaru, pędziłem przez las niczym torpeda.

Oby ich tam nie było! Oby ich tam nie było! Oby ich tam nie było!

Las pachniał pożarem. Kłęby dymu rozniosły się po okolicy. Modliłem się, by nie było to to samo, co rozniosło nam wtedy nasz oddział ANBU. Modliłem się, by moje dzieci znajdowały się w tej chwili w innej części lasu, gdzieś daleko...

Dwa cienie przemknęły obok mnie. Wyhamowałem i obejrzałem się, w sam raz po to, by zobaczyć, jak odwracają się moje dzieciaki.

- Och!

Złapałem ich i przyciągnąłem do siebie, całując w czubki głów.

- Aua, tato, to boli... - jęknęła Mei. Puściłem ich i cofnąłem się. Dopiero teraz zauważyłem, że są nieco poturbowani. Mieli przysmalone sadzą ubrania i poparzone ręce i policzki.

- Co się...?

- To było straszne! – wrzasnęła Mei. – Chcieliśmy jej pomóc, ale ona nie chciała, potem zaczęła wrzeszczeć...

- Mei, o czym ty mówisz?

Mintao, który właśnie zawiązywał pieczęć, spojrzał na mnie. Jego dłonie rozbłysły chakrą i zaczął leczyć oparzenia siostry.

- Spotkaliśmy dziewczynkę – wyjaśnił. – Była dziwna, myślę, że była chora. Chyba uciekła ze szpitala, albo coś, bo była ubrana jak pacjentka. W każdym razie chcieliśmy jej pomóc, ale ona nie chciała, a potem zaczęła krzyczeć, wszystko dookoła zrobiło się gorące...

- No to wrzasnęłam „chodu!"... - wtrąciła się Mei. – I zwialiśmy.

- Ledwo – mruknął Mintao, przechodząc do leczenia samego siebie.

- Wracajcie do Wioski, ja się tym zajmę...

- Ona nie żyje – powiedział Mintao, ale oboje natychmiast odbiegli.

Puściłem się pędem w stronę pogorzeliska. Byłem pewien, że to było to samo, co zabiło Chiyo. Znalazłem mordercę sześciu moich ludzi.

Las skończył się nagle, zupełnie tak samo, jak za poprzednim razem. Nic już tu nie płonęło, pożar wygasł nienaturalnie szybko. Z przerażeniem rozejrzałem się po dymiącym, wypalonym do gołej ziemi placu w kształcie koła. Koła o średnicy blisko dwóch kilometrów. A w samym środku tego koła leżała dziewczynka.

Wyciągnąłem kunai i ruszyłem wolno w kierunku dziecka, nie mając pojęcia, jakim cudem ona przeżyła? Ziemia, po której stąpałem, była ciepła. Kilka szczątków roślin i zwierząt tliło się, wzniecając cuchnący dym. Wszystko dookoła cuchnęło śmiercią.

Gdy zbliżyłem się do nieruchomego ciała, usłyszałem jęk. Nie zdążyłem mrugnąć, gdy ciało zerwało się z ziemi i rzuciło na mnie. Z impetem padliśmy na ziemię, a ja krzyknąłem z bólu i zaskoczenia, gdy mała dziewczynka, krucha, chuda, mała istota, wgryzła mi się w szyję i zaczęła chełpić moją chakrę razem z moją krwią.

- Złaź ze mnie, potworze! – ryknąłem, zwalając ją z siebie. Upadła na pogorzelisko i znieruchomiała.

Zerwałem się z ziemi i otarłem szyję z płynącej po niej krwi. Czułem w niej irytujący ból, na szczęście moc Kuramy od razu leczyła ranę. Dziewczynka leżała twarzą do ziemi, krztusząc się i plując krwią. Moją krwią.

- Dobij mnie... - szepnęła upiornym głosem. – Dobij mnie, czerwonooki demonie, po to tu przyszedłeś... Dobij mnie!!!

Zamarłem. Nie spodziewałem się, że to coś będzie prosić o śmierć. Przełknąłem ślinę.

- Czym... Kim jesteś? – zapytałem zamiast tego.

- Nie... nie wiem – odpowiedziała zaskoczona. – Nie... nie pamiętam...

Wydawała się być zdruzgotana tym odkryciem. Zaczęła się trząść. Dopiero teraz spostrzegłem, że ma na sobie coś jakby koszulę nocną, podobną do tych, w jakich śpi ostatnio Hinata, bo w takich wygodnie jej jest z tym brzuchem. Albo taką, w jakich czasem chodzą pacjenci szpitali.

- Skąd jesteś? – zadałem inne pytanie. Skuliła się.

- Nie wiem... - wyjęczała. Zaczęła tarzać się po ziemi, jakby moje pytania sprawiały jej ból, jakby cierpiała. Ogarnęła mnie litość. Zachowywała się bardziej jak zwierzę, a nie człowiek.

- Jak masz na imię? – spróbowałam trzeciego pytania, mówiąc nieco czulej. Zamarła.

- Ja... ja nie pamiętam... - złapała się rękami za głowę, szarpiąc się za krótkie włosy. Ani razu nie podniosła głowy, ani razu nie spojrzała mi w twarz. Tarzała się po ziemi u moich stóp, cała w sadzy i w mojej krwi.

W tym momencie usłyszałem głosy i gdy się obejrzałem, zobaczyłem Shikamaru, Sakurę, Sasuke i oddział ANBU, wynurzających się spomiędzy drzew.

- Nie podchodźcie! – wrzasnąłem, wyciągając rękę w geście, którym chciałem ich powstrzymać.

- Co...?! – krzyknął do mnie Sasuke, ale przerwał mu upiorny głos wołający...

- CISZAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!

Słowo zamieniło się we wrzask bólu. Dziewczyna zwinęła się w kłębek. Nie mogłem uwierzyć w to, co robię, ale ukląkłem przed nią.

- Mogę ci jakoś pomóc? – spytałem szeptem. Podniosła raptownie głowę i spojrzała mi w twarz. Wrzasnąłem i rzuciłem się na oślep do tyłu, lądując na tyłku.

Spojrzał na mnie potwór. Widziałem w swoim życiu wiele bestii, uparcie twierdząc, że nie były one potworami i miałem rację. Bestię miałem teraz przed sobą. Patrzyłem na nią.

Trwało to sekundę, ale zarejestrowałem każdy szczegół. Dziewczynka miała zdeformowaną lewą połowę twarzy. Od nasady włosów po krawędź szczęki tę połowę przecinała długa, szarpana blizna. Na jej krańcach widać było ślady po nieudanym szyciu, też poszarpane, jakby mała je rozdrapała, zanim się wygoiły. Jej skóra była pomarszczona, ciemna, jakby poparzona. Lewy kącik ust miała zdeformowany przez kilka nakładających się na siebie, krótkich blizn, zupełnie tak, jakby ktoś nacinał jej to miejsce co jakiś czas. Ale najgorsze było to oko. Lewe oko miała małe, przymrużone, przekrwione, a jaj tęczówki nieustannie zmieniały kolor. Ta połowa twarzy zupełnie nie pasowała do prawej połowy, gładkiej, normalnej, z dużym, ciemnobrązowym okiem. Tylko że ta część twarzy, ta normalna część, wyrażała bezgraniczny ból. Po jej brodzie spływała moja krew.

I wtedy zobaczyłem w jej oczach nadzieję. Przez tą jedną sekundę pomyślałem, że jest śliczna. Już się jej nie bałem. I ona też musiała sobie coś pomyśleć, bo złagodniała. Ale potem ta sekunda minęła i dziewczynka zaczęła wrzeszczeć jak przypalana żelazem, a od lewego kącika jej ust, pod skórą, zaczęły rozchodzić się czarne, znajome mi żyłki, jak pajęczyny rozchodzące się po jej ciele.

- UPUŚĆ! – wrzasnęła mała, chwytając mnie za dłonie. – UPUŚĆ!

- Co mam upuścić?! – zapytałem spanikowany, a ona upadła i zaczęła wić mi się u stup jak wcześniej. Zobaczyłem, że płacze.

- Upuść... upuść... upuść...

Dotknęła kącika ust i nagle zrozumiałem. Złapałem ją jedną ręką za oba nadgarstki, a potem jednym pociągnięciem kunai rozciąłem jej lewy kącik ust, po czy przechyliłem ją głową w dół.

Czarna maź zaczęła z niej wypływać strumieniami, wyglądało to tak, jakby wymiotowała smołą. Gdy ostatnia kropla opuściła jej ciało, dziewczynka zemdlała. Czarna maź wyżarła w ziemi dziurę.

- Co to jest? – szepnęła Sakura, podchodząc do mnie. Cała reszta podążyła za nią.

- Dziecko... - nie miałem pojęcia, jakim cudem zdobyłem się na spokojny ton.

- Dziecko! – prychnął Sasuke. – A przypomina ci, dajmy na to... Mei albo Mintao? Ugryzła cię w szyję, no i halo... - Rozłożył szeroko ręce, obejmując ramionami okolicę. – Stoimy pośrodku pobojowiska jak z koszmaru! Nie przypomina ci to czegoś?

- Aż za wiele – warknąłem.

- Co z nią zrobimy, Lordzie Hokage? – zapytał Naoki, główny dowódca ANBU. Ostatnio mu podpadłem, wziąwszy Sharonę i jej oddziałek pod swoje skrzydła po tym, jak stracili jednego członka zespołu. Spojrzałem na nich.

- Jeden z was, chłopaki, niech leci i sprowadzi tu naszych techników. Niech zbadają okolicę, nie wiadomo, czy przypadkiem nie było kogoś w pobliżu. Trzech niech skoczy i przeszuka okolicę. Ty, Naoki, też wróć do Wioski, zmobilizuj tylu z was, ilu aktualnie w niej jest. Tą małą zabierzemy do szpitala, zobaczymy, co jej jest. Mi to wygląda na niezłą psychozę...

- Tak jest! – krzyknęli i już ich nie było.

Ukląkłem przy małym ciałku i odgarnąłem dziewczynce włosy z czoła. Była obcięta jak chłopiec, ale za prawym uchem miała zapuszczone pasemko włosów, sięgające ramienia, zaplecione w warkoczyk. Na jej twarzyczce nie malowało się żadne uczucie. Wydała mi się teraz taka bezbronna, taka słaba, taka malutka, w pewnym stopniu przypominała mi Mei. Wziąłem ją na ręce.

- Chyba nie mówisz serio, chcąc zabrać to do wioski?! – zapytał Sasuke z niedowierzaniem.

- Oczywiście, że chcę! Chyba jej tu nie zostawimy!

- Nie zostawimy?! Zwariowałeś do reszty, Uzumaki?! Co będzie, jak się to coś ocknie w wiosce i nagle zachce coś wysadzić?

- Sasuke ma rację... - poparła męża Sakura. – Pomyśl o mieszkańcach Konohy. Pomyśl o swoim nienarodzonym dziecku.

-Ja... - zawahałem się. Patrzyłem na nieprzytomną dziewczynkę w moich ramionach, przypomniał mi się błysk nadziei w jej oczkach, kiedy zaproponowałem jej pomoc. Przypomniały mi się te drobne usteczka, błagające, bym upuścił trawiącą ją truciznę... Nie, nie mogłem jej zostawić, nie mogłem. – Ona nic nie zrobi.

- Zwariował! – wykrzyknął Sasuke.

- Popatrzcie na nią! – krzyknąłem na nich. – To dziecko! Mam zabić dziecko?! To według was rozwiązanie?! To co, wyciągamy kunai i zarzynamy ją jak świnię, czy może mam użyć jakiegoś jutsu?

- Shikamaru... - jęknęła Sakura. – Co ty o tym myślisz?

Shikamaru nie odpowiedział od razu. Podszedł do mnie i obejrzał małą, po czym zerknął na moją twarz. Musiała malować się na niej determinacja, bo pokręcił głową z lekkim uśmiechem, jakby uznał mnie za wariata, którym zresztą faktycznie byłem.

- Może udzieliło mi się szaleństwo Naruto, ale się z nim zgadzam... - mruknął w końcu Nara.

- Jak to...? – zdziwiła się Sakura.

- Widzicie, ja nie patrzę na nią jak na potwora ani jak na człowieka, tylko jak na źródło informacji. Potwierdzam, że mała nie zniszczy Konohy, a to dlatego, że uważam, iż po takim czymś przez kilka dni będzie musiał zbierać siły i przez te kilka dni my będziemy musieli dowiedzieć się, jak się ją powstrzymuje przed niszczeniem. Ktoś to przecież robił przez te prawie dwa lata od jej ostatniego ataku, kiedy to padł ofiarą nasz oddział ANBU, prawda? Gdzieś ją trzymano, bo gdyby tak nie było, już dawno by coś wysadziła. Ona wygląda... na zadbaną. Pomijając fakt, że jest brudna i we krwi, to ma zdrowe zęby, nie jest też szczególnie chuda, choć drobna, ma umyte włosy i ta biała koszula... Ale na pewno nie jest pacjentką jakiegoś szpitala... widzicie, ona zachowuje się tak, jakby nie była wychowywana, a raczej... hodowana. Musimy się dowiedzieć kim jest i kto się nią zajmował... Jeżeli sama nam nie powie, to Ino zbada jej umysł.

- Racja – przytaknąłem, choć sam na to nie wpadłem. Ja myślałem o niej jak o kimś, komu trzeba pomóc.

- Chodźmy... - mruknął Shikamaru i ruszyliśmy w stronę wioski.

4 komentarze:

  1. O matko! Kurcze tyle zagadek tyle zagadek xd
    Teraz jestem pewna na 100% że ta Wioska Słońca nie tyle że jest podejrzana co na pewno niebezpieczna.
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    ciekawe co to za dziewczynka, mam nadzieję, że jej pomogą...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    rozdział świetny, ciekawe co to jest za dziewczynka, mam nadzieję, że jej pomogą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    ciekawa jestem co to za dziewczynka, mam nadzieję, że jej pomogą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń